[08] TUŻ ZA DNEM.

454 40 54
                                    

☀☀☀

Jak wiele jest w stanie znieść jeden człowiek? Jedno kruche życie? Jedna zupełnie niewinna postać, której losy z góry spisano i ukryto pod powłoką spokoju? Każdy cios wymierzony w moją twarz skazywał mnie na kolejne męki, a strata była nieuchronna. Ale przecież z czasem wszystko mijało, rany się zabliźniały, krew zasychała i odpadała od bladej skóry, a wspomnienia się zacierały.

Ale ja nie miałam czasu.

Nie posiadałam nawet zakłamanej sekundy, która pomogłaby mi wymazać z głowy te obrazy. Obrazy, które mnie zniszczyły, rozsadzały moją czaszkę, a wszystkie marzenia zostały na nie skazane. To wszystko było oszustwem. Każdy oddech i uderzenie serca o żebra, wszystkie postawione kroki za śmiertelnymi murami, cały ten ból, krew i pot. Legło w gruzach. Po co to było? Po co karmiono nas nadzieją, skoro na koniec zostawiono nas z niczym? Sama siebie nią poiłam, zaciskałam nią żołądek i umysł, oszukiwałam siebie i innych, by dać ujście tęsknocie.

Ale dopiero teraz poznałam jej sens.

Śliczny uśmiech odbijał się od mojej czaszki, wracając jak bumerang między myśli, na które rzucał się ostrymi kłami. Ciemne, pewne siebie oczy rozszarpywały każde odległe i szczęśliwe wspomnienie na kawałki, by rozrzucić jego resztki wokół niczego. Bo właśnie to teraz czułam - pustkę. Nie było już nic, radości, smutku, żalu, nawet wściekłości i goryczy, których zawsze miałam w sobie zbyt wiele. To był mój koniec. Tamtego dnia przyszła moja kolej, aby upaść. I choć spodziewałam się niewinnego potknięcia, runęłam w przepaść z impetem.

Czułam pod palcami dotyk jego umykającej skóry, silnej dłoni, która w tamtej chwili tak słabo zaciskała się na mojej. Ostatni grymas przerażenia wykrzywił nienaturalnie jego zastygłą w pewności twarz. Ale to mój własny wrzask sprawił, że jak kubeł zimnej wody zalała mnie świadomość wszystkich, ostatnich wydarzeń.

Poderwałam się do siadu, w akompaniamencie tarcia szorstkiego materiału o drewnianą kozetkę, gdy gwałtownie zaczęłam odwracać się przez ramię. Poranne słońce uderzyło ostrymi promieniami w moje opuchnięte oczy i zmusiło do zaciśnięcia ciasno suchych powiek, pod którymi czułam wyraźnie piasek. Każdy najmniejszy ruch gałek ocznych bolał mnie niesamowicie, więc ruszałam nimi na boki częściej i szybciej, jakby mogło to sprawić, że ból psychiczny ustanie. Złapałam porządny haust powietrza, które kojąco otuliło zdarte doszczętnie gardło, rozrywane wciąż przez wczorajsze krzyki.

Może wcale nie minął jeden dzień. Może ogarnęła mnie rozpacz tak wielka, że znalazłam się już po drugiej stronie. Wtedy byłam gotowa uwierzyć we wszystko. Tylko nie w to, że to był tylko sen. Bo rozwalone niemal doszczętnie wnętrze chatki, której dach sypał mi się na głowę stanowiło swego rodzaju przejście do rzeczywistości brutalniejszej, niż nawiedzające mnie sny.

Przytrzymałam słaby oddech z rozkoszą w płucach, gdy ostatnie łzy nagromadziły mi się w kącikach wysuszonych oczu. Nim zdołały chociażby dopłynąć na granicę, szloch rozdarł mi klatkę piersiową boleśnie, a dłoń odruchowo powędrowała do drgających i zziębniętych warg, by to do niej dostał się cichy jęk. Bałam się tego, co ujrzę, gdy przekroczę próg. Bałam się wyjrzeć za potłuczone okna i roztargane zasłonki. Bałam się spojrzeć w oczy tych wszystkich ludzi, którym wciąż powtarzałam, że będzie dobrze i że damy radę.

Zwodziłam ich i okłamywałam. Wciskałam im niewinne bajeczki, w które wierzyli z pełnym zażarciem i oddali im serca. A ja je stłukłam, wiedząc, jaki ciężar za sobą ciągnę. Zdradziłam ich, samej się poddając. Miałam być silna, nawet gdy nikt inny nie potrafił. A tym razem to ja nie umiałam skłonić się nawet do jednego kroku, gdy postawiłam stopy na podziurawionych panelach.

INFERNO · The Maze Runner ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz