Siedem

581 40 6
                                    

☀️☀️☀️
Słów: 732
☀️☀️☀️

Tak jak obiecałem samemu sobie, postanowiłem nie spieprzyć więcej między nami.
Po prostu postanowiłem zaakceptować i pokochać jego miłość platoniczną do mnie, tak samo jak on to robił z moją romantyczną, do niego. A nawet jeśli on nie akceptował mojej formy miłości - ja postanowiłem spróbować, by zachować wszystko co miałem z Louisem, oraz samego Louisa.

Dlatego uśmiechnąłem się szeroko, ale nie powiedziałem ani słowa, kiedy obudziłem się na kolanach szatyna, mogąc obserwować jego piękną, wygładzoną snem twarz, oraz ręce położone na mojej klatce piersiowej i głowie, jakby pilnował bym nie uciekł w nocy.
I tak bym nie uciekł.
Nigdy bym od niego nie uciekł...

Dmuchnąłem delikatnie w jego twarz, by odgarnąć nieposłuszne kosmyki, spadające mu na nos, lecz wtedy powieki, skryte za gęstymi rzęsami zaczęły się unosić.
Spanikowałem i zamknąłem szybko oczy, udając że śpię.

– Jesteś słodki kiedy śpisz, Harold – powiedział zaspany, z lekkim parsknięciem.

– Dzięki – wyrwało mi się, a chłopak spiął się cały w panice.

– Mieliśmy nie zasypiać, pamiętasz? – uśmiechnął się, kiedy już otworzyłem oczy.

– Cóż, ale z nas kłamcy.

W odpowiedzi dostałem tylko uśmiech, jakby Louis uśmiechał się osobno do moich oczu, ust, policzków... lecz to nie była prawda – Chcesz naleśniki? – spytałem szybko.
Zbyt szybko.

– Taki był w końcu układ – szatyn wzruszył ramionami i dotknął mnie lekko w ramiona, w cichej prośbie żebym wstał.
Dlatego posłusznie podniosłem się z kolan szatyna, kłapiąc na zimnej podłodze bosymi stopami.

Pozwoliłem Louisowi przejąć kontrolę w kuchni, zaraz po tym jak tylko wyjąłem na blat wszystkie składniki, z małym uśmiechem obserwując jak zawiązuje sobie w pasie biały fartuszek.

Po prostu podziwiałem jego pewne ruchy, wąską wargę, znikającą gdzieś pomiędzy białymi zębami w skupieniu, lub chwilę zawahania, kiedy zapominał co miał zrobić i po prostu spoglądał na mnie z uśmiechem.

Podziwiałem jego wspaniałość. Wyobrażałem sobie, że robi mi romantyczne śniadanie do łóżka, do którego zaraz go zaprowadzę, trzymając za mały paluszek i chichocząc jak nastolatka, kiedy zabiorę od niego tackę ze słodkimi naleśnikami, świeżą kawą i pachnącą różą, a następnie ściągnę na miękki materac milionem niewinnych pocałunków, by spędzić z nim cały dzień, a następnie...

– Hazz, słuchasz mnie?

– Proszę? – odparłem zmieszany, kiedy Louis topił mnie w swoim nieopisanym błękicie.

– Pytam czy chcesz kawę – chłopak się zaśmiał, a ja z całej siły starałem się utrzymać wszystkie moje kości na miejscu, nie roztapiając się na podłodze w kałuży mojego uwielbienia.

– Tak, poproszę – odparłem słabo. Zbyt słabo.
„Boże, Harry musisz się jak najszybciej ogarnąć..."

– Lou, a może ja zrobię kawy, ty już dość się napracowałeś.

– Obawiasz się że sobie nie poradzę?

– Oczywiście że nie, po prostu jest dopiero południe, nie potrzebujemy procentów w niewinnej kawie – powiedziałem z uśmiechem, w nagrodę za udany żart, otrzymując ten dźwięczny śmiech i... oh boże, jestem zdecydowanie za bardzo zakochany...

•------» «------•

– Mmmm... hej mały, idę do pracy – usłyszałem grzebiącego w szufladzie w przedpokoju Louisa. Skrzywiłem się lekko na to przezwisko.

– Mały?

– Tak. Ponieważ ja jestem duży.

– Duży... – prychnąłem pod nosem.

– Tak! Daj mi spokój, jestem wielki! – zobaczyłem wychylającą się zza rogu drobną sylwetkę z założonymi gniewnie rączkami. Tak bardzo chciałem podejść do niego, rozłożyć te drobniutkie ramiona na boki i wtulić się z niego z całych sił...
Dlatego zacząłem od wstania i podejścia kilku kroków do chłopaka, opierając dłonie na biodrach.

– Nie mówiłeś że gdzieś idziesz – obruszyłam się jak dziecko, za co otrzymałem rozkoszny uśmiech.

– Cóż, wciąż muszę nadrobić parę dni przesiedzianych w domu.

– Gdzie pracujesz? – znów zwróciłem na siebie uwagę tych hipnotyzująco niebieskich oczu.

– Dorabiam sobie w barze przy kampusie.

„Oh" – pomyślałem – „O h"

– Wpadnę kiedyś – uśmiechnąłem się i zgarnąłem maluszka do czułego uścisku.
Chłopak objął mnie i przyciągnął mocno do siebie, ściskając mnie za materiał koszulki. Uśmiechnąłem się i schowałem twarz w jego szyi przytulając go jeszcze mocniej.
Kiedy odsunęliśmy się od siebie Louis poprawił torbę na swoim ramieniu i spojrzał na mnie zmartwionym wzrokiem.
– Lepiej nie.

– C-co? Dlaczego? – odparłem nieco zmieszany.

– Ponieważ to by oznaczało, że jesteś konkretnie przybity, lub chcesz się spić i kogoś zaliczyć, a ja nie chcę później spierać twoich płynów z mojej pościeli...

Zaczerwieniłem się na samą taką myśl, a Louis spojrzał sugestywnie na moją dłoń, która wciąż delikatnie umieszczona była na jego zaokrąglonym biodrze. Na to też się zaczerwieniłem, bo zostawiłem ją tam mimowolnie...

Chłopak rzucił mi krótkie „pa Harold" i zniknął za drewnianymi drzwiami, a ja opadłem zrezygnowany na moją sekretną kochankę - kanapę i zgarnąłem pilota do ręki, omiatając znudzonym spojrzeniem ten nieco bardziej szarawy świat, odkąd tylko brak w nim Louisa.

❝ Hello my sunshine ❞Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum