Trzy

746 45 27
                                    

☀️☀️☀️

Słów: 767

☀️☀️☀️

Pierwszy tydzień.
Pierwszy tydzień, a za cienkimi ścianami już przebija się muzyka i spocone, upite najtańszym alkoholem, ciała.
Siedzę na łóżku, próbując z całej siły wyrzucić z głowy krzyki i jęki, dochodzące zza ściany, próbując skupić się na podręcznikach jak tylko mogę.

Zamykam z hukiem książki rozłożone na moim łóżku, wychodząc z pokoju zrezygnowany, z głębokim zamiarem trzaśnięciem drzwiami.
Kiedy jednak już miałem z całą siłą wypuścić drewno z moich rąk, zatrzymałem się, spoglądając łagodnie na białe drzwi, schowane za jadalnią.

Na kogo jesteś zły Harry?
Co on ci zawinił?

Przymknąłem delikatnie drzwi i przeszedłem przez salon, mijając błagającą o użycie kanapę, kierując się do tych samych drzwi za jadalnią z delikatnymi, białymi zdobieniami na krańcach.

Spojrzałem na zegar w kuchni.
Dochodziła druga.
Odwróciłem się jeszcze raz do białych wzorów na drewnie i przygryzłem wargi w wahaniu.

Zawróciłem do podskakującego, od imprezy za ścianą, pokoju i wszedłem pod ciepłą kołdrę, przykrywając twarz i uszy poduszkami, ukradzionymi po drodze z kanapy.

•------» ☼ «------•

– Mmm... Harold? – kilka godzin później, zobaczyłem malutkiego chłopca o niebieskich oczkach w progu mojej sypialni – Strasznie przepraszam za hałas, sąsiedzi urządzają dziś sporą imprezę – przetarł swoje duże oczka, wciąż wyraźnie zaspany. Podkuliłem palce ze słodyczy pod kocem, tak żeby nie widział.

– Jest okej, LouLou – uśmiechnąłem się kojąco.

– Jeśli chcesz, możesz położyć się w salonie, tam będzie ciszej... albo w mojej sypialni, tam też jest lepiej.

– Okej – ponownie się uśmiechnąłem.
Louis, każąc mi uprzednio zabrać ze sobą koc, poprowadził mnie przez zacienioną kuchnię i lawirując między meblami w salonie, poprowadził prosto do swojej sypialni. Miał na sobie przyległy t-shirt i luźne dresy, opadające na szerokie biodra. Zagryzłem wargę, ściskając drobne palce szatyna, kiedy odwrócił się do mnie w półmroku, przyłapując na wpatrywaniu się głodnym wzrokiem w jego tyłek.
Zaczerwieniłem się na twarzy i szyi, ale chłopak jedynie zachichotał.
Ułożyłem się ostrożnie na jego łóżku, a kiedy Lou uśmiechnął się do mnie i zawrócił w stronę drzwi, spojrzałem na bok spanikowany, na odkryte posłanie tuż koło mnie, po czym wstałem z łóżka zwracając uwagę, zdziwionych niebieskich oczu.

– Lou, proszę... – zrobiłem krok ku niemu i złapałem delikatnie za jego przedramiona
– ... mogę cię przytulić? – spytałem ostatecznie po chwili ciszy, nieco zrezygnowany. Poczucie porażki wyżerało mnie od środka, kiedy chłopak uśmiechnął się ciepło i znów przetarł oczy, przyciągając mnie blisko siebie i wtulając twarz w moją szyję. Od jego cichutkiego oddechu na mojej szyi, przeszły mnie dreszcze, dlatego Louis objął mnie mocniej, niemalże wtapiając się w mój tors. Objąłem go równie mocno, zaciągając się jego zapachem, marząc by móc go tak obejmować co noc.

Kiedy Louis się odsunął, posłusznie wróciłem do łóżka, zakopując się w jego puchowej kołdrze. Lou był zmarźluchem.
Wziął koc, który położyłem na komodzie i przykrył mnie nim, dbając bym był przykryty od stop do głów. I tak kiedy tylko wyjdzie rozkopię się ze wszystkiego.
Chciałem tylko żeby było mu miło.

– Dobranoc Lou – powiedziałem kiedy był przy drzwiach.
– Dobranoc. Wyśpij się Harold.

I naprawdę wyspałem się tej nocy...

•------» ☼ «------•

Rano wszedłem do kuchni, mamrocząc nerwowo pod nosem że nie zdążę się wyszykować.
Mój budzik został oczywiście w sypialni.
W sypialni!
Wybiegłem szybko z jadalni, kierując się w stronę mojego pokoju, w którym prawdopodobnie wciąż leży szatyn, oraz mój budzik, lecz w drodze wpadłem na tego samego chłopaka o niebieskich oczach, którego biegłem uratować.
Chłopak przetarł zmęczone oczy i przywitał mnie tak samo spokojnym głosem co zwykle.

– Jezustraszniestrasznieprzepraszam... – mówiłem strasznie szybko, nie do końca pewien czy szatyn aby napewno rozumie.
Ale on jedynie posłał mi jeden z tych swoich ślicznych uśmiechów, naznaczony zmęczeniem... i czymś jeszcze.

– Harry, mam zajęcia. Za pięć minut.

Nie powiedział „spokojnie".
Nie powiedział „jest okej".
Nie powiedział że nic się nie stało.
Czułem jak poczucie winy uwiesza się u mojej szyi...

– Lou, naprawdę strasznie przepraszam, zapomniałem o tym budziku i... – szedłem za nim, kiedy robił dwie herbaty i owsiankę.
Chłopak odwrócił się i zatrzymał mnie ruchem dłoni.

– Harry, już dobrze, muszę zdążyć na uczelnię. Jeśli chcesz możemy pogadać później, tylko proszę, nie zatrzymuj już mnie.

Zatrzymałem się i przełknąłem ciężko ślinę.
Nie chodziło o sam budzik.
Dzisiaj Louis był markotny, rozdrażniony, wściekły.
I wiedziałem że kiedyś w końcu poznam jego stronę. Jednak dzisiaj uderzyła mnie chyba zbyt mocno...

Dlatego bez słowa zjadłem śniadanie i jeszcze na chwilę usiadłem przed telewizorem, choć nie patrzyłem na ekran ani przez minutę.
Cały czas uważnie rejestrowałem zmęczone, nerwowe ruchy drobnego ciałka, o kasztanowych włoskach, nieuczesanych i opadających na grzywkę, których dziś chłopak  nawet nie miał zamiaru odgarniać.

Zanim wyszedł chciałem jeszcze raz przeprosić, ale zamiast tego rzuciłem krótkie „miłego dnia", nawet nie oczekując odpowiedzi.
Której zresztą szatyn nie zamierzał udzielać.

Wyszedł nie rzucając mi nawet jednego spojrzenia.

☀️☀️☀️

❝ Hello my sunshine ❞Where stories live. Discover now