Sześć

629 42 15
                                    

☀️☀️☀️

Słów: 845

☀️☀️☀️

– Hej kochanie... – usłyszałem głos Louisa, nie będąc pewien czy powiedział to ten z mojego snu, czy ten, który szturchał mnie właśnie delikatnie w ramię – ... Harold.

– Hm, co... co? – wymamrotałem podnosząc się z kolan szatyna.

Cholera, leżałem na nim!

Pragnąc jedynie wrócić do poprzedniej pozycji, oparłem się jedną dłonią o jego nogę. Zarejestrowałem też koc na moich kolanach, którego wcześniej tam nie było, zarzucony jedynie do kostek, jakby Lou nie mógł dosięgnąć dalej, jednocześnie z moją głową na jego udach.

– Chyba zasnęliśmy na jednym z filmów – odparł ze śmiechem, wyciągając powoli palce z moich włosów, jakby myślał ze nie zauważę.

Z moich włosów!

– Zasnęliśmy? – chłopak jedynie przytaknął – Razem? – przytaknął znów, bardziej niepewnie – I... przypomnij mi jakie wcześniej nazwałeś? – zdusiłem uśmiech, badając teren.
Szedłem na oślep, sprawdzałem grunt.

– Harold.
Ściana.

– Ale przykryłeś mnie kocem – powiedziałem jakbym rozpaczliwie chciał sam siebie przekonać, że jednak może mu zależy.

– Oczywiście Harry. Nie mogłem pozwolić żebyś marzł... – spojrzałem na niego orientując się, że prawdopodobnie odstąpił mi jedyny koc.
Uśmiechnąłem się w duchu, bo to musiało jednak coś znaczyć, patrząc na to jakim był zmarźluchem.

Uśmiechnąłem się także na zewnątrz.
– I co... byłem wygodny?

– To ja powinienem o to spytać – powiedział, a ja opadłem z powrotem na jego kolana i przymknąłem oczy.

– Wygodny – odparłem z uśmiechem i uchyliłem powieki by sprawdzić reakcję szatyna. Obejrzałem się na zegar, wychylający się nieśmiało z kuchni i złapałem wzrok szatyna w tym samym miejscu.

– Wracamy do łóżek? – spytałem niepewnie.

– Mmmm... możemy już tu zostać – odparł ze śmiechem i włączył telewizję, nie zważając na niewyobrażalnie późną godzinę – Pfff, nic ciekawego teraz nie ma! – fuknął zrezygnowany i, zapewne, chciał opuścić rękę na swoje kolana, wsadzając jednak palce w moje włosy, które stały im na drodze. Od razu jednak cofnął dłoń, wciąż wpatrując się w rozczochrane, jeszcze wścieklej niż zwykle, kręcące się kosmyki.

Uśmiechnąłem się lekko, ściągając jego dłoń z powrotem na moją głowę i odwracając się do filmu, który nie interesował mnie w żadnym stopniu, jak niebieskie oczy świdrujące dziurę w moim ciele.

Po chwili spojrzałem na niego znów, nie mogąc powstrzymać lekkiego uśmiechu na moich ustach, ale odwróciłem wzrok zaczerwieniony, kiedy tylko zobaczyłem że szatyn wciąż na mnie patrzy. On chyba też odwrócił wzrok i zaczął przeskakiwać po kanałach, szukając czegokolwiek o tej godzinie.

Kiedy sylwetki filmowych bohaterów śmigają mi przed oczami, czuję dopiero jak bardzo senny jestem. Odwracam się do Louisa, z początku jedynie obserwując go przez chwilę, pozwalając sobie na podglądanie go przez mgiełkę zmęczenia, lecz po chwili jego palce zaciskają się w moich włosach i chłopak spogląda w dół, prosto na mnie.

– Zostaniesz tu do później nocy? – pytam nieprzytomnie, przemycając w tym krótkim zdaniu prośbę o spanie na jego kolanach.

– Chcesz już iść spać?

– Nie – odparłem i dodałem po namyśle – Porozmawiajmy. W końcu wszystkie najlepsze rozmowy odbywają się późno w nocy.

Przez opaloną twarz przeszedł cień zaskoczenia na te słowa, ale przytaknął z uśmiechem i ułożył się nieco lepiej, tak że zamiast na udach, miałem głowę na jego brzuchu.

– A więc opowiedz mi o sobie więcej Harry. Opowiedz mi o twoim dzieciństwie – mimo ze to pytanie było strasznie oklepane, to w jego oczach widziałem realne zainteresowanie, jakbym naprawdę go obchodził.

– Właściwie nie było ono jakieś fascynujące. Wychowałem się w małym miasteczku niedaleko, mam starszą siostrę, zawsze mogłem na niej polegać, nie miałem... – chciałem powiedzieć że nie miałem żadnej traumy z dzieciństwa, lecz mój głos jakby się zaciął. Jakby nie pozwalał mi kłamać – ... nie miałem żadnych tragedii w dzieciństwie, byłem normalnym, nudnym dzieckiem.

– Ja też mam siostrę – odparł z nostalgicznym uśmiechem. Ożywiłem się nieco z zamiarem wypytania go o to, kiedy sam dodał – No dobra... cztery! – zaśmiał się, a ja otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia – Kiedy były mniejsze i jeszcze dawały się oszukiwać, to zabierałem je na łąkę i kopałem z nimi piłkę dla zabicia czasu, pomimo że tego nie lubiły... – zaśmiał się, a ja nie mogłem nie uśmiechnąć się na jego rozmarzony, lekko sprany wyraz twarzy, kiedy uśmiechał się lekko, błądząc gdzieś w swoich wspomnieniach gdzie znów miał siedem lat, a jego siostry jęczały by pobawił się z nimi lalkami.

– Ja lubię piłkę nożną – odparłem cicho i zarumieniłem się lekko.

– Naprawdę? Musimy kiedyś zagrać, słońce – odparł z błyszczącymi oczami, ściskając lekko moje włosy, drapiąc mnie przyjemnie po głowie.

Kiedy rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, miałem wrażenie, że dzisiejsza noc mogłaby trwać całą wieczność, że nie potrzebujemy zegarków, bo straciliśmy poczucie czasu.
Na zewnątrz mogłaby trwać trzecia wojna światowa, ale my nie zauważylibyśmy, pochłonięci blednącą przez nadchodzący świt ciemnością, oraz historiami i wspomnieniami, których o sobie nie słyszeliśmy.

I spojrzałem jeszcze raz na Louisa, na jego błyszczące oczy i zarumienione poliki, oraz na potargane włosy, przez nieświadome pociąganie za kasztanowe kosmyki. A następne spojrzałem za okno. Zbliżał się świt.
Lecz ja nie chciałem spać, nie, kiedy wszystkie moje sny spełniały się właśnie teraz...

I pomyślałem że właśnie za to uwielbiam rozmowy do późnej nocy.
Za to, że zbyt zmęczeni, nie panujemy nad słowami, wypowiadając na głos wszystkie najskrytsze myśli, nie będąc w stanie kłamać, ani udawać.
A potem uznałem, że bardziej niż zwykle rozmowy do późna, kocham te z Louisem... 

☀️☀️☀️

❝ Hello my sunshine ❞Onde histórias criam vida. Descubra agora