Rozdział 2 - "Czy ty nie jesteś aby trochę za młody na przywódcę?"

453 29 10
                                    

Dowodzenie, szczególnie w wojsku, kojarzy się z wrzaskami, musztrą, rozkazami, ćwiczeniami – prostymi w wykonaniu, ale wymagającymi – i tak dalej. Ogólnie krew, pot i łzy. Słusznie. Jednak nikt nigdy nie wspomina o całej masie papierkowej roboty, czy – o, zgrozo! – rozmowach dyplomatycznych. Tego ostatniego nie znoszę szczególnie.

Wszedłem do wielkiej sali. Rozejrzałem się. Całkiem nieźle. Przepych, luksus, kandelabry, no no... Proponowałem co prawda spotkanie w Pałacu Buckingham, ale uparł się tutaj. Nie wiem, gdzie się znajduję, nawet już zamierzałem się obrazić i nie przyjść. Widzę jednak, że to miejsce jest na poziomie. Co nie zmienia faktu, że nie mam ochoty tu być i specjalnie się spóźniłem, choć nie leży to w mojej naturze. Usiadłem przy ogromnym, bogato zdobionym stole. Ten debil wpatrywał się we mnie z wyrzutem.

– Spóźniłeś się.

– Wiem. Gdzie moje kakao?

Gdy się umawialiśmy, oznajmiłem, że łaskawie zgodzę się przyjść, jeśli dostanę gorące kakao. Uznałem, że to odpowiednia rekompensata za te męki, na które mnie tu skazują. Debil wywrócił oczami i dał znak swojemu przydupasowi. Ten po chwili wrócił z moim kakao. Skrzywiłem się z niesmakiem.

– A bita śmietana i pianki?

– Proszę cię.

Wstałem. Debil stęknął zrezygnowany.

– Usiądź. – Machnął jeszcze raz na przydupasa, który pobiegł po pianki. – Przecież on ma jeszcze mleko pod nosem, jakim prawem ma najwyższy stopień, ja nie chcę z nim rozmawiać, za jakie grzechy... – mówił chyba do siebie.

Usiadłem.

– Spokojnie, nie ty pierwszy, nie ostatni, nie chcesz ze mną rozmawiać. Nie stresuj się, będzie dobrze.

Zerknął na mnie z politowaniem. Uśmiechnąłem się złośliwie.

Debil stał na czele wrogiej nam armii. Tej, w której kiedyś byłem z chłopakami "na wakacjach". Wysłano nas wtedy na atak do bazy, w której już przebywali Paul, Yuu i inni. Wyszło na to, że napadłem i zniszczyłem własną armię. Znaczy, jeszcze nie tak do końca własną – działo się to jeszcze przed moją rewolucją. Zaśmiałem się, kiedy uświadomiłem sobie tę ironię.

– Co cię tak bawi? – zirytował się jeszcze bardziej.

Już chciałem odpowiedzieć, ale wrócił przydupas. Położył przede mną opakowanie pianek i odskoczył szybko, jakbym miał go ugryźć. Biedny. Spojrzałem na niego groźnie, żeby go postraszyć. Dosypałem garść pianek do kakao. Debil cały czas nie spuszczał ze mnie wzroku. Był to starszy człowiek o włosach białych jak niektóre norweskie noce i czujnym spojrzeniu. Dobrze zbudowany, nadal trzymał się w formie, a zielonego munduru prawie nie było widać spod odznak i orderów. Z tego co wiem, na ogół raczej jest wyprostowany, tylko gdy ma ze mną rozmawiać, jakoś go gnie.

– No? – ponagliłem. – Rozmawiamy czy nie? Nie mam całego dnia.

Zaśmiał się kpiąco.

– A co ty możesz mieć do roboty?

Poczułem, jak podnosi mi się ciśnienie. Do głowy uderzyło mi gorąco. Zacisnąłem wolną rękę na brzegu krzesła. Jeszcze nie teraz. Nie tak od razu.

– To samo co ty, a może i nawet więcej – poinformowałem uprzejmie.

– Posłuchaj, ani ja, ani ty nie chcemy tu być. Nie rozmawiałbym z tobą, gdybym nie musiał. Bawisz się w wojsko, niestety z powodzeniem. Jakimś cudem kierujesz armią i nie mam innego wyjścia – uwzględniam cię w swoich planach. Ale to długo nie potrwa. Jesteś zbyt młody i niedoświadczony na taką odpowiedzialność. Proponuję podpisać rozejm i przekazać mi twoich żołnierzy.

Szlag mnie trafi zaraz.

– Po moim trupie – wysyczałem.

– Aaaa, możliwe, że to się tak właśnie skończy. Nie sądzę, żebyście byli w stanie się obronić, kiedy w końcu przestaniemy się patyczkować i was porządnie zaatakujemy. Tyle że wtedy weźmiemy sobie jeńców.

Wziąłem głęboki wdech. Raz, dwa, trzy, wydech, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć i jeszcze raz wdech.

– Czyli, jeśli dobrze zrozumiałem – zacząłem – dajesz mi wybór, że albo weźmiesz sobie moich żołnierzy, albo ja sam, dobrowolnie, oddam ich w twoje ręce?

Patrzył na mnie z tym swoim lekceważeniem.

– Właśnie tak.

Roześmiałem się agresywnie.

– Dwadzieścia cztery to mój wiek, a nie iloraz inteligencji.

Napiłem się kakao.

Opanowanie. Bądź opanowany. Nie okazuj słabości, on tylko na to czeka.

– Nie rozumiesz, że to jedyne wyjście?! – Nie wytrzymał.

– Z czego?! – zapytałem tak samo głośno. – Moi żołnierze są dobrze szkoleni i wiedzą, co robią. Weźmiesz sobie ich i co? Nie wciskaj mi, że się nimi zaopiekujesz, taki z ciebie altruista! Zaczniesz z nich wyciągać wszelkie możliwe informacje. I nie wierzę, że zrobisz to metodą miłej pogawędki przy kominku, bądźmy poważni. Tak naprawdę mówisz mi "oddaj ich do piekła". No i nie strasz mnie atakiem, skoro nawet nie wiesz, gdzie znajduje się moja jednostka. Nie blefuj.

Zapadła cisza. Postanowiłem pociągnąć to przedstawienie do końca. Uśmiechnąłem się złowrogo.

– Ty się mnie boisz.

To go ruszyło.

– Chyba sobie żartujesz.

– Nie, nie, nie. – Nabrałem powierza. – Boisz się tego, że jestem młody i już tak wysoko. Służę w wojsku dosłownie parę lat, a już sięgnąłem gwiazd. Do ciebie też docierają legendy o Czerwonym Liderze. Zdajesz sobie sprawę, że potrafię być nieobliczalny. Jak myślisz, jak doszło do tego, że jestem tym, kim jestem? Twój wywiad jest słaby, nie masz pojęcia, gdzie znajduje się baza, bardzo mało wiesz o mnie, właściwie masz spore szczęście, że rozmawiasz ze mną osobiście. Ale boisz się zostać ze mną sam na sam, załatwiłeś sobie obstawę. – Wskazałem na bladego przydupasa pod ścianą. – Szkoda, że on boi się mnie nawet bardziej niż ty. Wolisz umniejszać mojej wartości, traktować mnie z góry, dlatego że daje ci to poczucie przewagi. Niestety fałszywe. – Wstałem. – Ja i moja armia będziemy zawsze do przodu przynajmniej o jeden krok, pamiętaj. Skończyłem na dzisiaj.

Wyszedłem, nie oglądając się za siebie. W ręku nadal trzymałem moje kakao. Improwizowałem trochę w pewnych kwestiach – nie jestem pewien, czy wywiad faktycznie jest słaby. Przypuszczam, że tak, nie znają naszej lokalizacji. No chyba że... Potrząsnąłem głową. Stop, bo wpadnę w paranoję.

Skup się na pozytywach, Tord: powstrzymałeś atak wściekłości.

(JAK TO: "BAWIĘ SIĘ W WOJSKO", NIE POWIEDZIAŁ TEGO!)

Bezczelny typ.

W kieszeni zawibrował mi telefon. Odstawiłem kakao na najbliższy parapet. Zerknąłem na wyświetlacz. Paul. Aha, zaczyna się.

Paul: .

No i co oznacza ta kropka? Po chwili zrozumiałem. "Kiedy w pokoju dzieci zapada nagle cisza, to znaczy, że obserwują palące się zasłony".

Znowu coś nawywijali. Muszę natychmiast wracać do Czerwonej Bazy.

Intruz (Tord x Reader)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz