Rozdział 7 - Tylko bez paniki

384 32 77
                                    

Okej. Tylko bez paniki. To się w końcu musiało stać. Ziomek, którego chwyciłaś wcześniej za kołnierz, teraz wpatrywał się przerażony w Czerwonego Lidera. Ty też przeniosłaś na niego wzrok.

– Co tu się dzieje? – zapytał surowo.

Niedoooobrze, niedobrze, bardzo niedobrze. Zaraz, trzeba się zachować. Co się robi w wojsku?

Zasalutowałaś.

Ziomek nie wytrzymał napięcia. Zerwał się do ucieczki. Nie odbiegł jednak daleko, bo lider złapał go... za kołnierz.

– Dokąd to?! – ryknął, a ty odsunęłaś się parę kroków, żeby nie podzielić przypadkiem losu tego bidoka. – Pozwoliłem ci odejść?! CO tu się działo?!

Odezwać się czy lepiej nie? Powiedzieć, co od niego usłyszałaś? Chciałaś go sama wyjaśnić, a w tym momencie ci go nawet trochę żal. Ale tylko trochę. Nic nie tłumaczy chamstwa. Jednak może lepiej go aż tak nie pogrążać? Widać, że to jakiś taki niski w hierarchii, i że aktualnie sika po nogach ze strachu. Na szczęście tylko w przenośni. Przynajmniej na razie.

– Auaaaa! – zawył tymczasem ziomek. – Nic się nie wydarzyło! I tak już żałuję wszystkiego...

– Mieliśmy małą spinę z kolegą – wtrąciłaś się. – Już wszystko gra, my już nie...

– Ooo, ja wiem, że "wy już nie"! – przerwał ci lider, puszczając jednocześnie tamtego. – Mam dzisiaj bardzo zły dzień i nie mam ani czasu, ani ochoty na jakiekolwiek "spiny", zwłaszcza pod drzwiami biura.

– No to... mogę już iść...? – Chłopak rozcierał policzek.

– Co ty, w twarz dostałeś?

– No tak, bo...! – Zerknął na ciebie, ale zamilkł, widząc twój morderczy wzrok.

– Bo co – drążył lider. W jego głosie wciąż brzmiało coś niebezpiecznego. – Wyprostuj się i popraw sobie wreszcie ten kołnierz, bo wyglądasz jak parodia żołnierza.

Zastosował się do polecenia. Ty również, jakoś tak odruchowo.

– Booo... wykonałem zły ruch. To już bez znaczenia, już sobie to...

Nie wiem, czy tak "bez znaczenia", mnie dalej rusza.

– CO ZROBIŁEŚ?!

– Powiedziałem jej, że ma kształtne zawieszenie!

Zapadła cisza. Czerwony Lider otaksował cię spojrzeniem. Skrzyżowałaś ręce na piersi oburzona. Westchnął ciężko i przyłożył sobie dłoń do czoła.

– Pięć lat temu w życiu bym nie pomyślał, że przyjdzie mi rozwiązywać takie problemy. Czy ja naprawdę mam tu i teraz wygłosić wykład z edukacji seksualnej? Tak się nie mówi. Przynajmniej nie na takim poziomie... znajomości... na jakim wy jesteście.

Żołnierz przestąpił z nogi na nogę.

– Mogę już...?

– Tak. Idź. Proszę. Błagam. Nalegam. – Wystawił rękę w bok. – Osłabiacie mnie wszyscy.

Ziomek odetchnął z ulgą i zniknął za rogiem. Ty też ruszyłaś przed siebie.

– Ty zostajesz. – Usłyszałaś za sobą.

Zatrzymałaś się. Szlag. Masz swoją kaplicę. Wcale nie miałaś ochoty zostawać. Przycisnęłaś dłoń do serca. Waliło jak oszalałe.

– Skoro już i tak znalazłaś się tak blisko biura, to wejdź, porozmawiamy. – Te słowa zostały wypowiedziane jakoś mechanicznie.

Intruz (Tord x Reader)Where stories live. Discover now