Rozdział 14 - "Chodź, zwiedzimy sobie pięterko"

315 29 47
                                    

Stałem sobie na korytarzu. Chwilę obserwowałem, co się dzieje – czy nikt nikogo przypadkiem nie dźga bierkami. Wyglądało na to, że jest względnie spokojnie. Zauważyłem otwarte na oścież okno parę metrów dalej.

Co to, Yanov znowu uciekł?

Całkiem możliwe, nie widziałem go nigdzie od rana. Wszystko jedno. Zgłodnieje, to wróci. Wychyliłem się przez nie trochę. Sięgnąłem po cygaro do kieszeni. Z zadowoleniem dokonałem złożonego (wcale nie aż tak) aktu odpalenia go. Zaciągnąłem się troszeczkę i oparłem łokciem o parapet.

– Sz-szefie?

Idź stąd, na litość! Czy pięć minut spokoju to tak wiele?!

Zirytowany odwróciłem się od okna.

– Czego?

Przede mną stał, a raczej próbował stać, Walker. Nogę w gipsie trzymał uniesioną nad podłogą, no a oprócz tego wspierał się na kuli. Wolną ręką trzymał jakąś kartkę.

– Ja się chciałem... Znaczy no...

Skrzyżowałem ramiona.

– Walkeeeeer! Gdzieś ty był, stęskniłem się za tobą! Wypadłeś trochę z obiegu przez to złamanie.

– Właśnie, odnośnie tego. – Wyciągnął rękę przed siebie.

Zabrałem od niego kartkę.

WYPOWIEDZENIE SŁUŻBY WOJSKOWEJ

Nawet nie czytałem dalej.

– Walker, skarbie, czy ciebie opętało?

Przestąpił z nogi na nogę.

– Nie rozumiem...

Przyjrzałem się kartce z bliska. Następnie z daleka, a potem znowu z bliska. Przymrużyłem oczy. No nabazgrane odręcznie i to chyba na kolanie. Nie wierzę. Opuściłem rękę i popatrzyłem z powrotem na to dziwne stworzenie przede mną. Podziwiało czubki swoich (a może nawet moich) butów.

– Pytam, czy ciebie opętały jakieś złe duchy lub inne siły nieczyste? – Zerknąłem na jego gips. – Podejmujesz ostatnio dość... dziwne decyzje. Może ktoś ci każe?

– Ale... Teraz podjąłem rozsądną decyzję.

Nie dam rady.

– Mówisz o tym? – Zamachałem papierem. – Chcesz się naprawdę zwolnić z wojska? Tak? Mam to podpisać? Czy ty w ogóle wiesz, co robisz?

– No...

– Walker, popatrz na mnie. – Nawiązał kontakt wzrokowy. Super. Jakby mu tu wytłumaczyć, o co mi chodzi... – Inaczej: to, że wiesz co robisz, raczej jest pewne, ale czy zdajesz sobie sprawę z wagi tego, co robisz?

W odpowiedzi zachwiał się tylko na tej swojej ostatniej zdrowej nodze.

– Czekaj, bo ty się zaraz przewrócisz i się gorzej połamiesz, a wtedy cię dobiję. Chodź. – Odwróciłem się w stronę stołówki. – Idziemy do stolika, nie będziesz stał. Ja i tak załatwiam połowę ważnych spraw na stołówce. – Ruszyłem żwawym krokiem, a on za mną trochę wolniejszym. – Ostatnio wyciągnąłem tam tę dziewczynę, nie chciałem, żebyśmy znowu zostali jeden na jeden, ona się tak uśmiecha i ja się jej boję trochę przez to, a ona chyba myśli, że ją zabiję i no tak... Nie zabiję jej. Raczej. Tak to przynajmniej mieliśmy innych ludzi dookoła i może...

Mówiłem jeszcze, gdy dotarliśmy pierwszego lepszego wolnego stołu. Po raz kolejny wpadłem w słowotok. Musiałem go jednak szybko zatrzymać – Walker przez tę część o zabijaniu trochę zbladł, a to nie było mi aktualnie na rękę. Usiadłem przy stoliku, położyłem wypowiedzenie na blat i je rozprostowałem. Walker, wyraźnie się wahając, zajął miejsce naprzeciw.

Intruz (Tord x Reader)Where stories live. Discover now