Chapter 16

1.6K 110 22
                                    

-Ja wtedy weszłam do salonu, a na środku kanapy widzę stojącego Timmy'ego, który odgrywa scenę z "Romeo i Julia"- zaśmiała się mama chłopaka, podczas gdy opowiadała kolejną z wielu historii z wczesnego dziecinstwa bruneta.

-Wtedy podjęliśmy decyzję, żeby zapisać go na dodatkowe zajęcia z aktorstwa- dodał krótko Marc.

Było już późno. Całą czwórką siedzieliśmy w salonie, w tle leciała telewizja a my dyskutowaliśmy na prawie każdy temat. Czułam się dużo lepiej, najprawdopodobniej dzięki niewielkiej dawce alkoholu we krwi. Zauważyłam też, że rodzice chłopaka traktują mnie jak własną córkę, co budziło we mnie wyrzuty sumienia. Przecież akurat w tamtym momencie nasz związek był kłamstwem.

-Victoria, chciałabyś może zobaczyć rodzinny album z dziecinstwa? Jestem pewna, że nie wytrzymasz ze śmiechu- zaproponował facet.

-Chętnie- powiedziałam i przytaknęłam głową z uśmiechem, przez co brunet obejmujący mnie w pasie posłał mi błagalne spojrzenie.

-Czy nie jest już za późno? Może następnym razem, tato- odparł, próbując wybrnąć z sytuacji.

Marc spojrzał na zegarek, który zdobił jego lewą rękę, i otworzył szeroko oczy.

-Masz rację, jest już po dwunastej. Ale się zasiedzieliśmy...

Timothee wstał, a przez to, że dalej mnie trzymał, wstałam razem z nim.

-Kochani, pokój macie piętro wyżej, obok łazienki. Tylko zamknijcie sobie okno, chciałam, żeby się przewietrzyło, ale w nocy może być wam zimno- powiedziała z troską kobieta.

Podziękowałyśmy i skierowaliśmy się na schody. Gdy przeszliśmy przez róg, gdzie rodzice chłopaka już nas nie widzieli, on zabrał swoją rękę z mojego boku i schował do kieszeni spodni. Poczułam lekki chłód w tym miejscu, ale zostawiłam to bez komentarza.

-Jeżeli chcesz, mogę spać na fotelu, tylko wezmę poduszkę- zaproponował, na co ja się uśmiechnęłam pod nosem.

-Nawet o tym nie myśl. Miejsca wystarczy dla nas obojga- odparłam, poprawiając chyba tym samym jego humor.

Weszliśmy do pokoju, który był nieco większy od tego, w którym spałam na codzień w San Diego. Ściany były beżowe, gdzieniegdzie z elementami ciemnego brązu, a meble ciemne. Klimat panował taki sam, jak w całym domu. Było przytulnie i elegancko jednocześnie.

-To ja pójdę się umyć- odparłam, otwierając walizkę i szukając swojej piżamy.

Brunet również wziął się za rozpakowywanie swojego bagażu, który, swoją drogą, był chyba dwa razy mniejszy.

Znalazłam to, co chciałam, i opuściłam pokój.

*POV. Timothee*

Poczekałem, aż dziewczyna wyjdzie i sięgnąłem do walizki po małe srebrne pudełeczko. Otworzyłem je i spojrzałem na prezent, który chciałem dać Victorii na Boże Narodzenie. Długo zastanawiałem się przed kupieniem go, czy jej się spodoba. Bałem się, że nie będzie miał on dla niej takiej wartości, jak dla mnie, ale postanowiłem zaryzykować.

Schowałem go ponownie, tylko że nieco głębiej, do szafki nocnej po mojej stronie i położyłem się na łóżku, przymykając oczy. Niesamowicie cieszyłem się, że rodzice polubili Victorię. Miałem nadzieję, że ten wyjazd nas do siebie zbliży i może dziewczyna w końcu przekona się, jak jest dla mnie ważna i że może mi zaufać. Że nie odważę się jej zranić już nigdy więcej.

Parę minut później wróciła do pokoju ubrana w luźną koszulkę i krótkie różowe spodenki. Jej mokre kosmyki włosów opadały na ramiona, a czysta i niepokryta żadnym makijażem twarz wydawała się jeszcze bardziej niewinna, niż na codzień. Uśmiechnęła się do mnie lekko, co od razu odwzajemniłem powstrzymując się od słów, które mogłyby wprowadzić niezręczny nastrój.

*POV. Victoria*

Zza okna dało się dostrzec duży okrągły księżyc, który oświetlał nasz pokój, nadając mu nieco tajemniczy, ale jednocześnie przyjemny klimat. Leżeliśmy obok siebie w ciszy.

Od paru minut próbowalam zasnąć, jednak bez jakichkolwiek skutków. Głowa pełna myśli nie dawała mi spokoju, a obecność chłopaka będącego tak blisko mnie, tylko pogarszała sytuację.

-Nie mogę spać- mruknęłam cicho, zastanawiając się, czy Timothee śpi.

-Nie wygodnie ci?- zapytał, odwracając się na prawy bok tak, że leżał przodem do mnie.

W półmroku nie widziałam jego twarzy. Słyszałam jednak jego spokojny oddech na tle nocnej ciszy, który dawał o sobie znak na zmianę z moim.

-Wygodnie. To nie o to chodzi. Za dużo się ostatnio dzieje- przyznałam, przenosząc wzrok na okno.

-Nie cieszysz się, że ze mną przyjechałaś?

-Oczywiście że się cieszę. Twoi rodzice są cudownymi ludźmi i może właśnie to mnie przytłacza. Chciałam, ale nie wiem czy powinnam była tu przyjeżdżać- odparłam, sama średnio widząc sens swoich słów.

-Nie myśl o tym. Bardzo cię lubią i jestem pewien, że byłoby tak nawet wtedy, gdybyś przyjechała tu jako moja przyjaciółka. Zabrałem cię ze sobą, bo nie powinnaś spędzać świąt sama. Zasługujesz na coś więcej- szeptał cicho, dzięki czemu jego głos mnie coraz bardziej relaksował.

Uśmiechnęłam się wiedząc, że brunet tego i tak nie zauważy.

-Jesteś niemożliwy- zaśmiałam się cicho pod nosem, gdy poczułam, że oczy mnie pieką ze wzruszenia.

Może to była kwestia chwili słabości, a może po prostu potrzebowałam kogoś blisko siebie, ale w końcu odważyłam się, żeby zadać to jedno pytanie, które jak się okazało, było początkiem końca ukrywania przed sobą swoich własnych uczuć.

-Mogę cię przytulić?- zapytałam cicho, niemal błagając w duchu, żeby brunet się zgodził.

-Oczywiście- usłyszałam od razu, dzięki czemu zrobiło mi się cieplej na sercu.

Przysunęłam się nieco bliżej niego i wtulając twarz w jego koszulkę, przeniosłam swoją rękę na jego plecy. On położył swoją dłoń na mojej głowie, bawiąc się lekko moimi włosami. Uśmiechnęłam się lekko zdając sobie sprawę, jak bardzo tego potrzebowałam i za tym tęskniłam.

Był to wystarczający bodźec, aby uruchomić we mnie na nowo wszystkie uczucia do chłopaka, ale nie na tyle mocny, żeby z moich ust odważyły się wyjść te dwa słowa, które tylko czekały, aby je wypowiedzieć w odpowiedniej chwili.

W roli głównej || Timothee Chalamet Where stories live. Discover now