Chapter 6

2K 119 34
                                    

Następnego dnia nie spieszyłam się z porannym opuszczeniem łóżka. Na spokojnie przeglądnęłam social media widząc efekty naszego wczorajszego przedstawienia i dopiero po jakiejś godzinie postanowiłam pójść do łazienki. Humor mi nie dopisywał. Kolejna rocznica śmierci moich rodziców. Tak wiele lat samotności. Do tej pory nie potrafiłam zrozumieć sprawiedliwości na świecie. No tak, moim zdaniem jej po prostu nie było.

Przemyłam twarz zimną wodą i wytarłam ją w ręcznik. Spojrzałam na siebie w lustrze.

-Gdzie się podziała dawna przebojowa Victoria?- zapytałam sama siebie.

Potrząsnęłam główą stwierdzając, że powinnam przestać gadać do siebie i postanowiłam pójść do kuchni, aby zrobić sobie jakieś śniadanie.

Zalałam płatki mlekiem i włączając sobie Spotify, zaczęłam jeść wsłuchując się tym samym w piosenkę, która losowo została wybrana z mojej codziennej playlisty.

Po skończonym posiłku postanowiłam ogarnąć się lekko, żeby jak najszybciej móc wyjść z mieszkania i załatwić wszystkie sprawy. Nie chciało mi się siedzieć godzinę przed lustrem, więc na twarz nałożyłam tylko małą warstwę podkładu, a tuszem lekko podkreśliłam rzęsy.

Wybrałam z szafy czarną dopasowaną sukienkę a na nogi zaciągnęłam rajstopy. Chwyciłam torebkę, wzięłam telefon, portfel oraz kluczyki i ubierając się wcześniej w ciepły płaszcz, wyszłam z mieszkania.

Jak na przekór, pogoda wcale mi nie sprzyjała, zaczął padać deszcz. Odpuściłam wracanie po parasolkę, tłumacząc sobie, że nic się nie stanie, jak trochę zmoknę.

Wyjechałam z parkingu i skierowałam pojazd w stronę okolicznego cmentarza. Po drodze w głowie kłębiło mi się masę myśli, które nasuwały mi coraz to gorsze pytania. Stanęłam na światłach i czekałam, aż będę mogła ruszyć.

W przeciągu ostatnich kilku dni wydarzyło się sporo rzeczy, na które nie byłam przygotowana podczas mojej codziennej nudnej rutyny. Co więcej, nosiłam w sobie ciężar kłamstw, którymi musiałam obrzucać nawet moją najlepszą przyjaciółkę. Czy gdyby moi rodzice żyli, ich też bym okłamywała?

Donośny dźwięk klaksonu z tyłu przebudził mnie z zamyślenia i szybko nacisnęłam pedał gazu. Dookoła zaczęło robić się coraz szarzej, przez co mój humor jeszcze bardziej stawał się nijaki.

Na miejscu byłam paręnaście minut później. Podeszłam do pobliskiej kwiaciarni i kupiłam bukiet białych kwiatów. Po drodze zdobyłam jeszcze znicz i ruszyłam w stronę nagrobku moich rodziców.

Stanęłam przed nim i nie ruszając się przez dłuższą chwilę, po prostu patrzyłam przed siebie. Za każdym razem bolało tak samo.

Zauważyłam, że Blair już tam była, gdyż najwyraźniej zapaliła jedno światełko od siebie i swoich rodziców. Wyciągnęłam stare kwiaty z doniczki i włożyłam nowe, przysypując ziemią. Ogarnęłam jeszcze parę rzeczy dookoła, zanim usiadłam na ławce krzyżując nogi.

Mój oddech był niespokojny, oczy zaczęły mnie powoli piec, dając tym samym znak, że zaraz polecą z nich słone łzy. Siedziałam w ciszy i rozmyślałam o dawnych czasach. Jakby wyglądało moje życie aktualnie, gdyby byli ze mną? Mama na pewno byłaby zachwycona moją relacją z Timmy'm. Od dzieciństwa mi powtarzała, że zasługuje na najlepsze, dlatego chłopak, któremu oddam serce, musi być tym jedynym. Tata za to z pewnością chciałby go jak najlepiej poznać żeby móc zaakceptować nasz związek. Zawsze martwił się o mnie i robił wszystko, by nie spotykały mnie żadne przykrości. Może i mnie trochę rozpieszczali... Byłam jedynaczką, ale nie zmieniało to faktu, że nie stawiałam się wyżej od innych. Co więcej, uważam, że takie założenia to głupota.

Nauczyli mnie, aby szanować innych, aby kochać tych, którzy o tą miłość nie zawsze potrafią poprosić. Zawdzięczałam im to, jaka jestem, mimo, że połowę życia wychowywałam się bez nich. Rozwijałam za to cechy, które we mnie zapoczątkowali. Byłam wdzięczna za wszystko, co od siebie dali.

Z oczu poleciały mi pierwsze łzy, ale odpuściłam przecieranie ich. Pozwoliłam sobie na chwilę słabości, bo właśnie tego potrzebowałam. Nikogo oprócz mnie tam nie było, nikt nie oceniał mnie za to, jak reaguje na wszystkie wspomnienia. To była chwilą między mną, a mamą i tatą.

-Kocham was- wyszeptałam ledwo słyszalnie, spoglądając w czarną plakietkę z imionami moich rodziców.

***

Nie wiedziałam dokładnie, która była godzina, jednak pogoda wciąż była taka sama. Zaczęłam robić się głodna, ale przez to, że nie miałam już na nic siły w ten dzień, postanowiłam zjeść na mieście. Wstając z drewnianej ławeczki, usłyszałam dźwięk przychodzącego SMS'a

Blair: Hej, w sobotę znajomy robi domówkę i chciałam przekazać, że Ty z Timmy'm jesteście zaproszeni. Mam nadzieję, że u ciebie wszystko w porządku. Gdybyś potrzebowała, to zadzwoń.

Ja: Będziemy.

Odpisałam krótko, po czym schowałam telefon do torebki. Chcąc nie chcąc, zawsze mogło to być jakieś oderwanie się od codziennej rutyny. Co więcej, może udałoby mi się nabrać pewności, że przyjaciółka naprawdę wierzy w nasz związek.

Przeszukałam listę kontaktów i po krótkiej chwili znalazłam numer chłopaka. Zastanowiłam się chwilę nad tym, co chce zrobić, po czym nacisnęłam zieloną słuchawkę.

Minęły dwa sygnały, zanim Timmy odebrał.

-Halo?- usłyszałam jego głos.

-Hej, tu Victoria. Słuchaj, masz może jakieś plany na dziś?- zapytałam orientacyjnie, nie chcąc psuć ewentualnego grafiku bruneta.

-Żadnych, a co tam?- odparł dość entuzjastycznie, dzięki czemu zrobiło mi się cieplej na sercu.

-Może skończylibyśmy do jakiejś pizzerii? Jestem na mieście, a nie chce siedzieć tam sama.

-Jasne, wyślij adres, ja już wychodzę- zapewnił, po czym się rozłączył.

Spoglądałam jeszcze chwilę na wyświetlacz, po czym uśmiechnęłam się sama do siebie leniwie.

W roli głównej || Timothee Chalamet Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz