Rozdział 13

902 56 0
                                    

* Loui's pov *

- Co to było? - wysyczałem. Caroline wzdrygnęła się lekko i spuściła wzrok na torbę, która leżała na podłodze. Podniosła ją i przełożyła sobie przez ramię. Spojrzała się na mnie wreszcie.

- Muszę się teraz spotkać z Harry'm. Mamy jutro tą lekcję. - kąciki jej ust podniosły się lekko. 

- Czy Ty tego nie widzisz?! - krzyknąłem, wymachując rękami w powietrzu. Uwaga kilku osób naokoło przeniosła się na nas, ale mało mogłem już na to poradzić.

- Czego? - spytała cicho, marszcząc brwi. Czyli naprawdę nie rozumiała?

- Wiedziałem, że.. - westchnąłem. - mu się to uda. Ale nie myślałem, że tak szybko. 

- Co? - wydusiła dziewczyna.

- Zbajerował Cię, prawda? No bo kto by mu się oparł? Widzę jak się szczerzysz, jak o nim mówisz. Widzę jak się na Ciebie patrzy, a Ty nic z tym nie robisz. Ocknij się! - prychnąłem. Pokręciłem głową ze zdenerwowaniem. 

- Co?! - rzuciła wreszcie. - Obraża mnie to, Louis. Myślisz, że jestem taka jak inne? Dziękuję! - krzyknęła tak głośno, że pewnie nawet Harry, po drugiej stronie korytarza, usłyszał. Zrobiło mi się tak głupio.. Nie tak miało wyjść. 

Pospiesznie ponownie przeanalizowałem moje argumenty w głowie i stwierdziłem, że jestem kompletnym debilem. 

- Nie, Car.. Ja.. - zaciąłem się, ale nie musiałem kończyć. W tym samym momencie poczułem jej ciepłe usta na swoich. Objęła moją twarz swoimi dłońmi i przyciągnęła jeszcze bliżej. Ciepło momentalnie wypełniło całe moje ciało. Czułem nawet jak rumienią mi się policzki, co było ekstremalnie dziwne. Zakończyła pocałunek tak niespodziewanie, jak zaczęła.

- Jeżeli tego właśnie chciałeś, to proszę. Świetna scenka przed Twoim wrogiem i jednocześnie najlepszym kumplem, prawda? - podniosła jedną brew i zaśmiała się z ironią.

- Pa, Louis. - odwróciła się i rzuciła mi przez ramię. Spuściłem wzrok na swoje buty. Czułem na sobie spojrzenie całego korytarza. Gdyby to nie wystarczało, naszło mnie nagle poczucie winy. Potarłem swój kark zmieszany i odwróciłem się na pięcie. 

* Harry's pov *

- Caroline? - odezwałem się, gdy zapięliśmy pasy w moim samochodzie. Nie ruszyłem z parkingu. 

- Tak? - żeby zająć czymś dłonie, dziewczyna zaczęła szukać czegoś w torbie. Westchnąłem i dopiero wtedy podniosła na mnie wzrok. 

- Czy.. wszystko w porządku? 

- Tak, czemu miałoby nie być? - odpowiedziała trochę za szybko. 

- Widziałem. Teraz z Loui'm. Co się stało? - tak właściwie to nie wiedziałem co we mnie wstąpiło. 

- A co Cię to może obchodzić? - burknęła. 

Odwróciłem się w drugą stronę i uruchomiłem silnik. Zabolało. 

- Okej, przepraszam. - szepnęła. Wróciłem na nią wzrokiem. Spuściła głowę i przeczesała palcami włosy. 

Nie doczekałem się odpowiedzi. 

- Pojedźmy tym razem do mnie, okej? - odezwała się po chwili ciszy. Tak właściwie jechałem już w kierunku mojego domu.

- Czemu? - zapytałem.

- Ostatnim razem byliśmy u Ciebie, przyszła kolej na mnie. - odparła lekko i oparła łokieć o drzwi samochodu. 

- Jak sobie życzysz. - westchnąłem. - Podaj mi tylko swój adres.

Dziewczyna spojrzała się na mnie nerwowo. Zaczęła kręcić na swoim fotelu, chyba tocząc bitwę z samą sobą. Na moje szczęście odpowiedziała mi w końcu, podając ulicę. Uśmiechnąłem się w odpowiedzi i skręciłem w uliczkę obok. Tak właściwie nie było to za daleko. 

Oznaczało to też, że skoro ja i Louis mieszkamy w niewielkiej odległości, to Caroline i Louis również. Ugh. 

- Um, ładnie mieszkasz. - powiedziałem, gdy znaleźliśmy się w środku. Odwiesiłem płaszcz na pobliski wieszak i zdjąłem buty. W efekcie czego stałem teraz w skarpetkach, czekając, aż dziewczyna się rozbierze. 

- Wiem, że to nie jakiś pałac, ale.. przytulnie tu. - odpowiedziała z lekkim uśmiechem. 

- Chodź, pokażę Ci dom. - odezwała się cicho i zaprowadziła do poszczególnych pokoi. Cały czas starała się uśmiechać. To dziwne, zawsze była raczej dla mnie oschła. 

Gdy dotarliśmy do jej pokoju, zaproponowała coś do picia, a ja odetchnąłem z ulgą. 

Poszła sobie. 

Nie mogłem tak dłużej wytrzymać. Zwariowałem. Zachowuję się jak debil. Przy niej. Przez nią. 

Nie mogę dłużej z nią wytrzymać. Nienawidzę jej za to, co ze mną zrobiła. 

Cały czas myślę tylko o dużych, błękitnych oczach. O pełnych, zaróżowionych ustach. O długich, falujących blond włosach. O tej figurze.. Stop. 

Najgorsze jest to, że nie chodzi właściwie o to wszystko. Obchodzi mnie wnętrze dziewczyny, co zdarza się po raz pierwszy. 

Okropność. 

Opadłem na blat jej biurka. Przeczesałem palcami włosy. Niech to odejdzie do jasnej. 

Teraz.

Na dodatek, gdyby tego było mało, od czasu tamtego, feralnego popołudnia, gdy ją uratowałem, nie potrafię normalnie się przy niej zachowywać. 

- Proszę, herbata. - jej głos wyrwał mnie z zamyślenia i od razu podskoczyłem na krześle. Położyłem dłoń na klatce piersiowej, próbując choć trochę uspokoić szalone bicie serca. 

- Wszystko w porządku? - Caroline podniosła jedną brew. 

- Tak.. Przestraszyłaś mnie tylko. - wydukałem. 

- Aha. - odparła tylko i wzruszyła ramionami. Usiadła na krześle obok i wyjęła notatki z torby. Wiedziała, że i tym razem nie wniosę nic od siebie, więc tylko opowiadała mi o tym, co mam robić. Potakiwałem mechanicznie. 

Nie zwracałem uwagi na słowa. Gapiłem się na jej oczy. 

Błękit.

Nie mogłem oderwać od nich wzroku i to dopiero przerażało. 

- Harry? - dziewczyna wkurzyła się już chyba, bo trzepnęła mnie po ramieniu. Potrząsnąłem głową i spojrzałem na nią ponownie. Czekała na wyjaśnienia.

- Przepraszam, Caroline.. Bo.. Masz zniewalające oczy. - wychrypiałem. 

Co do cholery właśnie powiedziałem?!

Hej kochani:) tak, zdaję sobie sprawę, że rozdział wyjątkowo krótki :c

troublemaker | h.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz