Rozdział 47

226 17 1
                                    


Wyprowadziłam nas na zewnątrz i prędko złapałam taksówkę, wiedząc, że oboje długo już nie wytrzymamy i zapadniemy w sen. Byliśmy wyczerpani tańczeniem, a było już późno w nocy. W dodatku chwiałam się mocno, ledwo utrzymując się na nogach.

✷ ✶ ✵

Harry przytulił mnie na pożegnanie, gdy wysiadałam z samochodu, który miał odwieźć go jeszcze do jego domu. Pomachałam mu, chichocząc. Cholera, Caroline. Spokój.

* Harry's pov *

Zaciskałem mocno powieki. Przyciągnąłem nogi do klatki i położyłem głowę na kolanach. Wbiłem paznokcie w skórę na ramionach. Z moich ust wyrywał się głośny szloch.

Zajęło mi to minutę, aby ogarnąć się i zeskoczyć z parapetu. Potrząsnąłem głową, przeczesując włosy w charakterystyczny sposób. Nie miałem zamiaru ryczeć z powodu swojego ojca. Ten okres mojego życia powinien zakończyć się kilka lat temu.

Wypuściłem z ust powietrze, próbując razem z nim pozbyć się mojej narastającej frustracji. Nie pomogło. Już po chwili wazon ze sztucznymi kwiatami leżał roztrzaskany pod ścianą. Wrzasnąłem zdenerwowany, słysząc dzwonek do drzwi. Jeżeli to on, poturbuję go.

Co ja wygaduję. Przecież on teraz grzeje dupę w LA.

Zanim zdążyłem się porządnie zastanowić nad tym co robię, otworzyłem zamaszyście drzwi.

Na moim ganku stała Caroline w puchowym płaszczyku i z zaróżowionymi policzkami. Uśmiechała się szeroko, pocierając dłońmi ramiona. Na zewnątrz leżał śnieg, co musiało oznaczać, że było dosyć zimno. Mój mózg rankami wolno procesuje.

Uśmiech zniknął z jej twarzy, gdy przeniosła wzrok na moją dłoń. Podążyłem za jej spojrzeniem. Kurwa. Krew spływała po moich palcach na posadzkę.

- Co Ci się stało? - jej głos zadrżał, gdy zbliżyła się, łapiąc mnie za ramię. Prędko zdjęła z siebie okrycie i buty, by za chwilę pociągnąć mnie do kuchni. - Nie ruszaj się stąd. - nakazała z lekko groźną miną. Znieruchomiałem zdumiony na krześle, na którym mnie posadziła. Caroline szybko pobiegła do łazienki i przyniosła z niej apteczkę. Zmarszczyła brwi, oglądając moją dłoń z każdej strony. Syknąłem, gdy przez przypadek dotknęła małego rozcięcia. Od momentu jej przyjścia nie odezwałem się ani słowem i widać było, że irytowało to blondynkę.

Wyjmując po kolei kawałki szkła z mojej ręki, ponownie odezwała się:

- Wytłumacz mi.

Westchnąłem ciężko, krzywiąc się. Bolało.

- Tak jakby rzuciłem wazonem o ścianę, no i odłamki szkła.. - wymamrotałem pod nosem.

- Co? - nie zrozumiała. Cóż, nie dziwne..

Wymownie odwróciłem głowę w stronę salonu i jednocześnie bałaganu na podłodze, który się tam znajdował. Dziewczyna otworzyła szeroko usta, ale nie odezwała się już więcej. Za to widocznie posmutniała. Dokończyła oczyszczanie mojej dłoni, zabandażowała ją i bez słowa odłożyła apteczkę na miejsce. Z jednej z moich szafek wyjęła szufelkę i udała się do salonu. Zmarszczyłem brwi, podążając za nią. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, co ona wyrabia.

- Oddaj mi to, nie będziesz po mnie przecież sprzątać. - prychnąłem, możliwie trochę za ostro. Nie posłuchała mnie do momentu, gdy siłą wyrwałem jej z ręki przedmiot. Spojrzała się na mnie jeszcze smutno i wysunęła z zasięgu moich ramion.

- Co jest? - złagodniałem, widząc jej minę. Caroline spuściła wzrok, opierając ciężar ciała na kanapie za nią. - Poważnie, Car. - przybliżyłem się, chcąc podnieść jej podbródek. Ponownie odsunęła się.

troublemaker | h.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz