Po powrocie do mieszkania ściągam buty i rzucam je w kąt. Kurtka ląduje na wieszaku. Kieruje się do kuchni i nastawiam wodę na herbatę. Muszę uspokoić natłok myśli. Z parzącym moje palce kubkiem udaje się do łazienki i napełniam wanne wodą.
Po chwili już w niej leże ale nie potrafie odprężyć się tak jak zawsze. Ciągle w głowie mam sytuacje, która sie dzisiaj wydarzyła. Co to wszystko ma znaczyć? Kim jest Christian? A może to ja wyolbrzymiam? Ciężko jest mi to w jakikolwiek sposób wytłumaczyć.
Zaczynam przekonywać się do tego, że źle zrobiłam przyjmując te propozycję. Wyciągam rękę po telefon, wchodze w kontakty i wybieram numer mojego szefa. Jeden sygnał, drugi.
- Cas? - tylko Ben tak do mnie mówił.. - W jakiej sprawie dzwonisz? - pyta.
- Chciałabym zrezygnować - odpowiadam bez zawahania.
- Zrezygnować? Dlaczego? Przyjedz jutro, porozmawiamy na ten temat, to nie jest rozmowa na telefon - ale tutaj nie ma o czym rozmawiać, czego on nie rozumie.
- Jestem pewna swojej decyzji i.. - przerywa mi.
- Wydaje mi się, że wyraziłem się jasno. Bądź jutro o 9 - rozłącza się. Pieprzony rządziciel.
Dlaczego tak bardzo zależy mu na tym abym to ja była na tym stanowisku? Sprzątaczke może znaleźć sobie od ręki. Ja już zadecydowałam.
Sprzedam samochód, wynajme coś mniejszego a za pozostałe pieniądze będę żyć dopóki nie znajdę żadnej pracy.
Teraz zaczynam myśleć. Od kiedy zrobiłam się taka "posłuszna"? Będąc z Benem nigdy mu nie przytakiwałam, może dlatego zrobił to co zrobił? Och, przestań się zadręczać. Wychodze już z zimnej wody, wycieram się ręcznikiem i zakładam na siebie tylko za dużą koszulkę.
Kieruje się do sypialni i rzucam na łóżko przykrywając kołdrą. Sen przychodzi szybko, za szybko.
* * *
Rano budze się przygnębiona. Nie chce tam jechać. Dlaczego ten kretyn nie potrafi przyjąć odmowy. Zakładam czarne jeansy i beżowy gruby sweter. Za oknem pada deszcz. Pogoda idealnie wpasowała się w moje samopoczucie. Szybko załatwiam swoje łazienkowe potrzeby i schodze na dół gdzie powtarzam swoją odwieczną poranną rutynę. Kawa. Szukam jej w szafce..cholera miałam ją wczoraj kupić. Nieważne. Podjade do jakiejś kawiarenki.
8:30. Muszę wyjechać już teraz, jeśli mam być punktualnie.
Zakładam buty, wychodze na zewnątrz , wsiadam do samochodu i po chwili jestem już na drodze. Po kilku minutach jestem na miejscu.
Szybkim krokiem kieruje się do budynku ale coś albo raczej ktoś staje mi na drodze. Ała.
- Nic ci się nie stało? - śmieje się młody chłopak.
- Nie, nie. A tobie? - jak zawsze muszę zrobić z siebie idiotke.
- Wszystko w porządku- wciąż się śmieje - niestety z moim telefonem troche gorzej- krzywi się.
- Strasznie cię przepraszam. Oddam ci pieniądze - szybko odpowiadam.
- Zwariowałaś? To tylko głupi telefon, ale jest coś co możesz dla mnie zrobić. Napijesz się ze mną kawy? Teraz? - uśmiecha się przekręcając głowę.
- Za zbity ekran w telefonie chcesz napić się ze mną kawy? No dobra - teraz to ja się uśmiecham.
Kierujemy sie do kawiarenki i po chwili siedzimy przy stoliku z naszymi zamówieniami. Patrick jest 25- letnim bardzo miłym weterynarzem.
Rozmowa klei się tak bardzo, że zapominam o mojej jeszcze pracy. Przypomina mi o tym wibracja w kieszeni płaszcza. Wyciągam telefon i zauważam wiadomość o Christiana.
Jest 11. Nie zamierzasz się pojawić? Może mam zjawić się w twoim mieszaniu osobiście?
Przewracam oczami i chowam urządzenie.
- Patrick ja już będę się zbierać. Było mi strasznie miło - uśmiecham się lekko.
- Mi również. Czekaj zapisze ci swój numer na kartce, napisz do mnie. Do jutra na pewno ogarne sprawę z telefonem - zapisuje cyferki na kartce i wręcza mi ją do ręki.
- dziękuje. Do zobaczenia- żegnam się i po usłyszeniu tego samego wychodze.
Teraz szykuje się najgorsze.
YOU ARE READING
● unconditional love ●
Short StoryCassie próbując ratować swoją sytuacje finansową wpada w świat mafii.
