Rano budzę się pełna energii. Mimo tego, że nie znam człowieka, z którym mam się dzisiaj spotkać i nie wiem jaką pracę będę wykonywać czuję się pewnie.
Nawet, jeśli nic z tego nie wyjdzie, to w dalszym ciągu jakieś nowe doświadczenie prawda? Moja babcia zawsze powtarzała, żebym próbowała w życiu wszystkiego, a na żale przyjdzie czas później. W takich sytuacjach za każdym razem powtarzam sobie jej słowa.
Jest 7:49 pora wstać. Szybkim krokiem  idę do łazienki i załatwiam swoje poranne potrzeby. Wracam do sypialni, zaglądam do szafy w poszukiwaniu odpowiedniego stroju.
Ma być wygodnie. Może zwykła bluza i dresy wystarczą? Zresztą nad czym ja się zastanawiam, przecież nie idę na spotkanie z królową Anglii. Już jestem w stanie wyobrazić sobie mojego przyszłego szefa. Stary, zadufany w sobie, łysinka. O tak dokładnie tak. Ubieram to co wybrałam i schodze na dół. Nie mam ochoty na śniadanie, więc mocna kawa w zupełności mi wystarczy. Z kubkiem kieruje się do stołu w salonie. Popijając gorący napój przeglądam portale społecznościowe. Wow moja dawna przyjaciółka i jej narzeczony spodziewają się dziecka. I właśnie w tym momencie uświadamiam sobie, że mam 23 lata, kilka dni temu zakończyłam 4 letni związek z mężczyzną, którego naprawdę kochałam, który miał zostać moim mężem i być może ojcem naszych dzieci. Wszystko poszło się pieprzyć przez jego naturę kobieciarza. Od zawsze wiedziałam, że oglądał się za innymi kobietami ale starałam się nie zwracać na to uwagi. Byłam zaślepiona głupią miłością, ale teraz koniec ze związkami i mężczyznami. To jest mój czas.
Przez moje myśli przebija się dźwięk mojego telefonu. Na pasku powiadomień wyświetla mi się zaproszenie na facebooku od niejakiego Jake'a Sorrow'a. Kto to? O cholera! To ten chłopak, który pomógł mi wrócić z imprezy. Bez zastanowienia przyjmuje zaproszenie i spoglądam na zegarek prawie dławiąc się kawą. 8:46?! Niemal zabijam się zakładając buty i kurtkę. Szybko zabieram kluczyki do mojego Audi i wybiegam na zewnątrz. Odjeżdzam z piskiem opon. Droga mija mi spokojnie i na szczęście bez korków. Na miejsce docieram spóźniona o godzinie 9:08. Może mój nowy szef się nie pogniewa. Rozglądam się po otoczeniu. Willa? Co ja mam tam niby robić? Podchodze do betonowego ogrodzenia ze stalową furtka oraz bramą szukając jakiegoś dzwonka ale nic z tego. Stoję jak kretynka licząc, że może ktoś mnie zauważy. Moje spóźnienie się wydłuża. Na domiar złego zaczyna padać deszcz. Kocham listopad. Już sięgam do kieszeni kurtki po telefon, żeby zadzwonić do mojego pracodawcy ale w oddali słyszę głos:

- Już idę!

Spoglądam w tamtą stronę i widzę wysokiego, szczupłego bruneta biegnącego z parasolką w kapciach, które wyglądają na damskie. Parskam na ten widok. Kiedy mój wybawca jest już stosunkowo blisko ślizga się na mokrych liściach i ląduje centralnie w błocie. Teraz już nie mogę się powstrzymać i zaczynam się śmiać w niebogłosy a po chwili chłopak do mnie dołącza. Kiedy udaje mu się opanować otwiera wysoką furtkę jakimś kodem. Bogaci ludzie. Następnie umiejscawia parasol nad moja głową i mówi:

- znowu ratuje cie z opresji- oznajmia

- jak to? To my się znamy?- mówię zdziwiona

- Jack Sorrow- uśmiecha się

- ooh to ty jesteś chłopakiem, który odwiózł mnie do domu- swierdzam z zażenowaniem

- owszem. Przyjemnie słuchało się twojego pijackiego bełkotu. Trochę gorzej było kiedy zwymiotowałaś mi na siedzenia- śmieje się

- o boże tak strasznie cię przepraszam- palę się ze wstydu

-nic się nie stało. Nie mam ci tego za złe- uśmiecha się

Odwzajemniam gest. Do samych drzwi domu śmiejemy się z jego upadku. Wchodząc do środka pierwsze co rzuca mi się w oczy to piękne marmurowe schody. A z ich szczytu szybkim krokiem schodzi około 30-letni mężczyzna z zaciętym wyrazem twarzy.  Jest przystojny. Może to syn mojego szefa. Zbliża się do nas:
- Co was tak bawi? Nie masz nic do roboty Jack? - pyta wpatrując się w niego

- Już idę Christopher, nie denerwuj się tak. Trzymaj się mała zgadamy się później- śmieje się i odchodzi.

Niejaki Christopher, czyli prawdopodobnie mój szef posyła mu ostre spojrzenie i natychmiast wraca wzrokiem do mnie

-Nazywam się Christian Sorrow-oznajmia

Wystawia w moją stronę dłoń, którą przyjmuje

-Cassie Simpson-odpowiadam

- Spóźniłaś się Cassie i zamiast od razu spróbować mnie znaleźć wdajesz się w konwersacje z moim bratem- wlepia we mnie swoje spojrzenie

- Wiem przepraszam ale nikogo nie było przy bramie i Jack wyszedł do mnie dopiero po 10 minutach mając przy tym lekki wypadek- tłumaczę się lekko śmiejąc

Jego wyraz twarzy pozostaje taki sam. Kamienny.

-To już nie istotne. Zapraszam do mojego gabinetu. Wytłumacze ci na czym będzie polegać twoja praca- mówi ruszając przed siebie

Ufnie podążam za nim.

Jeśli ktoś to czyta to proszę o komentarz :)

● unconditional love ●Onde histórias criam vida. Descubra agora