12.

266 19 20
                                    


     Zimna uliczka, mimo ciepłej nocy przytłaczała mnie swoim maleńkim rozmiarem. Miałam wrażenie, jakby budynki coraz bliżej przysuwały się do siebie. Leżałam na wilgotnej ziemi z głową w kałuży, albo czymś innym o czym nie chcę myśleć. Oszołomienie mijało i zaczynałam zdawać sobie sprawę z tego co się ze mną dzieje. Czułam wiele zapachów i ogrom bólu. Takiego, jakiego nigdy wcześniej nie czułam. Mała lampka oświetlała całą scenę, tak, że mogłam zobaczyć co mi robi. Był sam, nie miał nikogo. Wyglądał na około trzydziestkę. Jego oczy były czarne jak u diabła, a wyraz twarzy pokazywał jak podoba mu się to co robi. Nie wiem dlaczego leżałam bezwładnie, dopiero po chwili zaczęłam się szamotać, wyrywać i krzyczeć. Tyle że już było za późno. Skończył i uciekł podciągając spodnie. Zapłakana leżałam jeszcze chwilę, po czym sięgnęłam do kieszeni. Jak w letargu starałam się wybrać numer, jakikolwiek. Sygnał, drugi... 

- Hallo - odezwał się znajomy ciepły głos, nie potrafiłam nic powiedzieć. - Bonnie? To ty? 

- Stan... on.... pomóż mi!!! - wydukałam, a potem zaniosłam się płaczem przetwarzając to co mi zrobił ten mężczyzna. 

******

Poczułam dotyk, więc spojrzałam przed siebie. Sierżant pełen troski chciał sprawdzić co ze mną. Pomógł mi się podnieść i posadził na łóżko siadając obok. Nie wiem skąd miał koc, którym mnie okrył.  

- Jest okay - wyjaśniłam, poprawiając sukienkę i dociągając koc. Spojrzałam na podłogę gdzie dwóch paramedyków starało się pomóc Mendez'owi. Miał nie jedną, a trzy kule. Nie rozumiałam dlaczego więc spojrzałam na sierżanta. 

- Stawiał się - oznajmił. Ewidentnie nie było mu go żal, ale miał coś takiego w oczach... Dawno tego nie widziałam. Ostatni raz gdy Stan.... Nie chcę tego pamiętać.

- Przepraszam... - szepnęłam, ale sierżant tylko przytulił mnie do siebie i pomógł mi wyjść z tego pokoju. 

******

Gdy tylko połączenie się zerwało Voight zarządził szturm. Nie mogli dłużej czekać. Bonnie była tam sama na łasce zwyrodnialca. Hank dawno nie był zły na siebie. Ostatni raz gdy stracił przyjaciela. Tym razem nie miał zamiaru stracić policjantki. I to cholernie dobrej. Windą towarową wjechali na odpowiednie piętro. Mając ze sobą sprzęt mogli słyszeć i widzieć poczynania oficer Simpson, jednak nic nie mogli jej przekazać. Podsłuch działał niesamowicie. Było słychać każde westchnienie i sapanie napalonego Latynosa.  W jednej chwili, gdy Jay miał już dość słuchania jak przestępca molestuje jego partnerkę, usłyszeli hasło. Bum! Chcieli ruszyć do akcji, ale coś poszło nie tak i winda zatrzymała się dwa piętra niżej. Resztę musieli pokonać pieszo. To nie był dobry znak. Jay zdenerwowany ciągnął za sobą cały peleton. Gdy dotarli na miejsce Halstead i Ruzek z silnego kopa otwarli drzwi. Ich oczom ukazał się obraz na wpół rozebranej dziewczyny leżącej na ziemi z bronią wyciągniętą w kierunku już leżącego i zwijającego się z bólu mężczyzny. W jednej chwili zobaczyli jak ten wstaje i sięga po broń leżącą na szewce.  Nie czekając na nic oddali kilka strzałów, Ernesto padł. 

******

Przyjechaliśmy na posterunek, mimo próśb sierżanta nie chciałam jechać do domu. Byłam zmęczona, ale chciałam załatwić papierki na świeżo. Każdy najmniejszy szczegół musiał być opisany, a boję się, że następnego dnia nic bym nie pamiętała. Przebrana w normalne ciuchy przysiadłam na biurku Ruzeka. Szkoda było mi trochę sukienki od mamy, ale to tylko rzecz. Spakowałam ją do torby na dowody i położyłam na biurku razem z resztą dowodów. Zastanawiałam się, co by było gdyby nie udało mi się wyswobodzić z objęć tego oblecha. Zatraciłam się w myślach i przestałam rejestrować co się dzieje dookoła mnie. Przeżycie drugi raz takiego czegoś nie mogło być dobre dla mojego i tak popieprzonego mózgu. Z drugiej strony... Mendez był nam potrzebny i jeśli umrze to będzie moja wina. 

- Za wcześnie... - szepnęłam sama do siebie, myśląc, że nikt nie usłyszy. Myliłam się.

- Co za wcześnie? - zapytał Halstead. Patrzył na mnie jak na psa przywiązanego przy drodze. Z resztą wszyscy tak patrzyli.

- Za wcześnie dałam znak - odparłam. - Mogłam go jeszcze wypytać...

- Żartujesz sobie? - warknął. Siedział na moim biurku z zaplecionymi rękoma na piersi.

- Nie - westchnęłam, całą sobą czułam, że zrobiłam błąd.

- Więc na co miałaś czekać? Aż cię zgwałci! - oburzył się Halstead.

- Nie zdajesz sobie sprawy z tego co mógł ci zrobić? Wiesz co to znaczy.... - wtrącił się Hailey stojąca tuż obok mnie.

- Przestań! - przerwałam jej. Pieprzyła jakby wiedziała coś o tym. Miałam dość, ale nie wiem skąd wzięłam w sobie na tyle energii aby im to wykrzyczeć.  - Będziesz mi mówiła jak to jest być gwałconą? - wstałam wkurzona odsuwając krzesło przede mną. - Mówisz mi, że nie rozumiem? Z was wszystkich ja najlepiej rozumiem jak to jest. Przeżyłam to, teraz też dałabym sobie radę i nie potrzebuje kazań kogoś takiego jak ty! - dodałam odpychając ją i wychodząc. 

Usiadłam na ławce w szatni. Chciałam już wyjść z tego miejsca. Wściekła na siebie, że powiedziałam im o tym, kopnęłam drzwiczki szafki.

- Mylisz się - usłyszałam obok. Spojrzałam na siadającą obok mnie Upton. - Mylisz się mówiąc, że dałaś sobie z tym radę. - Posłałam  jej pełne oburzenia spojrzenie. - Mylisz się także mówiąc, że nie wiem jak to jest. - Jej oczy szkliły się od łez. Wtedy zrozumiałam.

- Ty też? - spytałam zrezygnowana. Przytaknęła. To było dziwne, ale bardzo przykro zrobiło mi się z jej powodu i nawet miałam ochotę ją przytulić.

- To było dawno. Jednak wciąż czuję to co wtedy - wyznała. - I wybacz jeśli Cię to urazi, ale żadna z nas nie jest na tyle silna, aby mówić, że dałaby sobie radę z tym drugi raz.

- Nie o to mi chodziło. Chciałam... To co się kiedyś stało... nie pamiętam tego dobrze - wyznałam. - Wiem co czułam, ale jak to się stało... 

- Jak to? - zaciekawiła się.

- To długo historia. - Nie miałam już sił na opowieści z przeszłości. -  I na pewno nie można gadać o niej na sucho - zaśmiałam się.

- Więc drink?

- Nie dziś - odpowiedziałam pewnie. - Ale jutro po pracy, bardzo chętnie. - wstałam zabrałam torbę i chciałam wyjść. - Hailey. - Przystanęłam, spojrzała na mnie czekając na to co powiem. - Dziękuję.

- Nie ma za co - odparła.



to be continued...

Shock memories - CHICAGO P.D. FFWhere stories live. Discover now