Chapter 2

876 43 21
                                    


Był ciepły wieczór, wiatr wpadający przez otwartą szybę rozwiewał moje ciemne włosy, ostatnie promyki słońca padały na moją twarz, a w tle leciała Lana Del Rey, którą włączyłam z telefonu, bo Seb nie posiadał jej żadnej płyty. Popijałam waniliowego szejka z jakiegoś fast fooda, na którego trafiliśmy po drodze i przyglądałam się mijanemu krajobrazowi. Po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu czułam się zrelaksowana i spokojna, nie martwiłam się o nadchodzące jutro.

-O czym tak rozmyślasz?- mężczyzna przerwał nasze nic nie mówienie.

-O tym, że jest miło-odpowiedziałam.

-Miło?

-Tak, ostatnio się tak czułam, gdy moja mama zabrała mnie kiedyś na łyżwy, ale to było dawno temu- uśmiechnęłam się na wspomnienie, brunet też to zrobił.

-Nie jeździłaś potem?

-To była taka bardziej rzecz mamy, ona to kochała, a ja po prostu lubiłam, gdy się nie martwiła, przepraszam... nie chcę o tym mówić.

-Okay, nie będę naciskał, ale jakbyś chciała o tym pogadać czy o czymś innym, to wal śmiało- powiedział.

-Dzięki Seb.

Siedzieliśmy nic nie mówiąc i po prostu słuchając Lany, która potem zmieniła się na Shawna Mendesa.

-A co z twoim chłopakiem?- mina od razu mi zrzedła.

-Carmen, nie wiem co między wami zaszło i wiem, że to świeża sprawa, ale jak komuś się wygadasz będzie ci łatwiej.  Nie muszę to być ja, tylko jakiś przyjaciel, przyjaciółka, ktokolwiek, ale naprawdę nie ma co się przejmować jakimś dupkiem.

-Wiesz... ciebie mogę nazwać przyjacielem, pomogłeś mi, a dawno nikt tego nie zrobił i chyba masz rację, muszę to z siebie wyrzucić.  Więc w trakcie jazdy do tego Nowego Jorku po prostu dowiedziałam się, że mnie zdradzał i nawet mu przykro nie było. Ogólnie to nie jest mi smutno z powodu tego zerwania, tylko bardziej, bo zmarnowałam tyle czasu na niego i nie zauważyłam wcześniej, że ma mnie w dupie, znaczy w sumie może miałam parę razy gdzieś z tyłu głowy, że tak może być, ale odsuwałam to na bok, tylko po to by mieć kogoś przy sobie, należeć do jakiegoś grona, a on mi to w pewnym sensie zapewniał? Okay, to nie było takie trudne.

-No widzisz- przyciągnął mnie do siebie i lekko objął przez chwilę- ale teraz serio, wiedz że to dupek i najwidoczniej na ciebie nie zasługiwał, skoro nie doceniał jaki skarb miał. 

Cholera jak ciepło zrobiło mi się na serduszku po jego słowach. Sama się przytuliłam do jego boku.

-Dziękuje Seb, za wszystko. Niebiosa mi cię zesłały- powiedziałam, a niebieskooki obdarzył mnie szerokim uśmiechem.

-Nie ma za co. Ale z tymi niebiosami to mogę powiedzieć to samo o tobie. Samotne wakacje nie byłyby takie fajne jak z ciekawym towarzystwem.

-No dobra, ale tak zmieniając temat, to odpowiedz coś o sobie.

Sebastian zrobił minę jakby głęboko zastanawiał się co ma powiedzieć, a potem odparł:

-Więc jestem największym przystojniakiem jaki świat widział, moje życie to ciągle imprezy z których co noc wyrywam jakieś dziewczyny.

-Nie żartuj sobie, mówiłam poważnie. Znaczy to nie tak, że nie jesteś przystojny, ale nie wyglądasz na kogoś z twojego opisu.

-A więc twoim zdaniem jestem przystojny?- poruszył zabawnie brwiami.

-Miałam na myśli dla ogółu, ale no nie zmieniaj tematu. Siedzę z obcym typem w samochodzie, to nic dziwnego, że chcę cię poznać.           
                                           
-Ten obcy typ jest psychopatą i teraz jedzie do lasu, żeby zakopać cię żywcem- mruknął poważnym, tajemniczym tonem, czym wywołał u mnie dreszcze. Po chwili jednak głośno się roześmiał- O Boże, szkoda że nie widziałaś swojej miny.                       

-No nie żartuj tak sobie- zmroziłam go wzrokiem i dźgnęłam w bok.   
                 
-No dobra. To mieszkam w Nowym Jorku, właściwie mieszkałem. Teraz szukam swojego nowego miejsca, pracy. Zaczynam całkiem nowy rozdział.                                                                          -Dlaczego? Nowy Jork to super miasto.  -Ludzie popełniają masę błędów w życiu Carmen, ja popełniłem ich zdecydowanie za dużo, trochę się pogubiłem i przestało mi się podobać to co robię.     
               
-A co robiłeś?         
                                   
-Wiesz... o pewnych rzeczach też wolałbym nie mówić. A teraz spać, weź sobie z tyłu koc. Za jakiś czas będziemy na miejscu.           

-A ty przypadkiem nie jesteś zmęczony? 

-Nie, poza tym jak już wspomniałem nie zostało dużo jazdy.     

Obróciłam się więc i sięgnęłam z tylnych foteli koc, którym się po chwili owinęłam. 
                     
-Dobranoc Seb-mruknęłam. 

-Dobranoc Car- odpowiedział.

Ukołysana przez ciche dźwięki muzyki zapadłam w głęboki sen.

Obudziłam się przez jazgotanie ptaków i silną potrzebę skorzystania z toalety. Sebastian spał na fotelu obok, przykryty drugim kocem, dlatego aby go nie obudzić wysiadłam jak najciszej z samochodu. Poza dźwiękami wydobywającymi się za pomocą strun głosowych ptaków było cicho, świat dopiero budził się do życia. Nad jeziorem utrzymywała się poranna mgła, co naprawdę pięknie wyglądało. Rozglądałam się po naszej tymczasowej lokalizacji w poszukiwaniu toalety, którą w końcu udało mi się znaleźć po parunastu minutach. Po załatwieniu swojej potrzeby przeszłam się trochę po jak się okazało polu campingowym. Po krótkim spacerze moja trampki jak i skarpetki były przemoknięte, dlatego postanowiłam wrócić aby je zmienić na suche. Otworzyłam drzwi jednak za głośno i tym sposobem wybudziłam Sebastiana ze snu, a ten zdezorientowany wyciągnął z kieszeni pistolet od razu mierząc nim we mnie.

I jest rozdział! Dziękuje za pomoc JuLa_jr 🙏🙏🙏 jesteś moim miszczem i inspiracjom ❤❤❤. Dzięki tej babie ten fanfik pójdzie w inną, ciekawszą stronę niż zamierzałam, dlatego brawa dla tej pani. A co do rozdziału sorry, że taki krótki, ale uznałam, że w tym momencie skończę, ale następny postaram się napisać dłuższy i dodać szybciej. A no i jest duża szansa, że coś pokręciłam w tym rozdziale, bo dużo było przy tym poprawiania więc jak coś to przepraszam.

Just ride ||Sebastian StanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz