Chapter 4

642 38 9
                                    


Minęło kilka dni od incydentu z pistoletem, muszę przyznać, że mimo wszystko całkiem przyjemnych dni, bo Sebastian potrafił zadbać o dobrą zabawę. Jednak dalej mu nie ufałam, ale bruneta to nie obchodziło, albo nie zdawał sobie z tego sprawy. W każdym razie nie śpieszyło mu się z wyjaśnieniem całej sytuacji, a ja nie zamierzałam odpuścić, bo ciekawość zdecydowanie była moją mocną stroną, zwłaszcza gdy chodziło o przystojnych 31-latków. Postanowiłam więc rozpocząć własne, tajne śledztwo. 

Nie spałam całą noc, tylko po to by Sebastian nie obudził się przede mną i żeby mieć możliwość niezauważalnie wymknąć się z namiotu i przeszukać jego samochód. Nie przewidziałam tylko tego, że Sebie zbierze się na przytulanie. Zrzuciłam z siebie silne ramię mężczyzny, którym mnie obejmował.

-Car co ty robisz?- wymruczał z poranną chrypką w głosie, niemal przyprawiając mnie o zawał.

- Ja uhm muszę siku- wymyśliłam na szybko licząc, że Seb nie będzie niczego podejrzewać- Śpij, jest bardzo wcześnie.

Po tym jak wymruczał coś w stylu "mhm" i wrócił do krainy snów, wyszłam z namiotu, a następnie udałam się do czarnego samochodu. Na szczęście był otwarty z kluczykami w środku, bez jakiegokolwiek zastanowienia rozpoczęłam przeszukiwanie. Z przodu jak i z tyłu nie znalazłam nic interesującego, natomiast bagażnik był strzałem w dziesiątkę. Na samym dnie, pod jakimiś mniej ważnymi rzeczami leżała czarna torba. Od razu skojarzyła mi się z gangsterami z filmów kryminalistycznych. Przesunęłam zamek, co pozwoliło mi zobaczyć masę gotówki i kilka paszportów na różne nazwiska, każdy z zdjęciem Sebastiana. Kim ty do cholery jesteś? pomyślałam. Wymyślanie teorii przerwał mi dźwięk pękającego patyka, odwróciłam się w kierunku odgłosu. Ujrzałam zdenerwowanego właściciela dokumentów, szedł szybkim tempem w moją stronę. Nie zastanawiając się zamknęłam bagażnik i wsiadłam do samochodu, od razu blokując wszystkie drzwi. 

-Carmen otwórz samochód do cholery- zastukał gniewnie w szybę.

-Nie mam zamiaru! Kim ty w ogóle jesteś?! Zresztą nieważne dzwonię na policję!- wykrzyczałam sięgając do kieszeni moich dresów w celu wyciągnięcia telefonu, ale zorientowałam się, że musiał mi gdzieś wypaść.

-Ciekawe czym?- pomachał mi przed oczami moją komórką, przeklnęłam w myślach.

- To w takim razie pojadę na policję. Ciekawe czy się ucieszą na wieści o tobie Sebastianie, o ile w ogóle masz tak na imię- uśmiechnęłam się bez cienia radości i pokazałam mu kluczyki.

- Nie wygłupiaj się Carmen, nie potrafisz prowadzić.

-Zawsze musi być ten pierwszy raz.

Dobra Carmen to na pewno nie jest takie trudne jak się wydaje. Poradzisz sobie dziewczyno powiedziałam sobie w myślach i przekręciłam kluczyk.

-Carmen nie rób tego, zrobisz komuś krzywdę, albo gorzej sobie.

Sebastian wciąż namawiał, abym zrezygnowała ze swojego pomysłu, ale ja go nie słuchałam i ruszyłam... O boże ja naprawdę ruszyłam! Moja ekscytacja jednak nie potrwała długo, bo już po chwili coś pomyliłam i zderzyłam się z drzewem, na szczęście nie na tyle mocno abym coś sobie zrobiła. Brunet rozbił szybę jakimś kamieniem i odblokował drzwi.

-Mówiłem do cholery, że coś sobie zrobisz- warknął zirytowany i wyciągnął mnie z samochodu.

-Zostaw mnie pieprzony kryminalisto!- mężczyzna zgodnie z moim rozkazem postawił mnie na ziemi.

-Carmen jesteś taką idiotką, czy tylko udajesz? Miałaś to zostawić, ale nie, musiałaś sobie poszperać! A teraz gratulacje rozjebałaś mój samochód, a jesteśmy na pieprzonym zadupiu!- wykrzyczał wkurzony.

-Gdybyś mi wszystko wyjaśnił, to nie musiałabym szperać ci w rzeczach, ale nie pan Sebastian o ile w ogóle naprawdę masz tak na imię, postanowił zgrywać wielką tajemniczą zagadkę!- tak jak on podniosłam głos, tupiąc nogą jak mała dziewczynka.

-Mówiłem ci, że to niebezpieczne, nie chciałem cię niepotrzebnie narażać!

-Świetnie- prychnęłam odwracając się do niego tyłem, a potem odeszłam w stronę jeziora.

Pomyślałam, że teraz na pewno mnie zabije. Jakby zniszczyłam jego samochód, a raczej każdy facet kocha swój samochód, dowiedziałam się, że na pewno nie robił nic legalnego, więc ma wystarczająco powodów aby mnie zabić. Usiadłam na piasku analizując moje nędzne życie, nie minęła chwila, a ja poczułam łzy na moich policzkach. Zrobiło mi się przykro, bo nie zdążyłam czegokolwiek nawet osiągnąć, a gdy wydawało się, że byłam na dobrej drodze znowu się spieprzyło. Po chwili zostałam objęta przez silne ramiona, pozwoliłam sobie rozkleić się jak nigdy wcześniej.

-No już Carmen...ciii.... spokojnie, damy radę- mówił łagodnym tonem głosu, głaskając mnie po głowie.

-Przepraszam Seb- pociągnęłam nosem. 

-Jest okay, a teraz chodź musimy się zbierać, może ktoś będzie jechał i nas podwiezie- podniósł się i podał mi rękę, aby pomóc mi wstać. 

-To nie jesteś zły? Nie chcesz mnie tu zakopać żywcem?

-Jestem zły, bardzo, ale zakopanie cię tu żywcem, na pewno nie pomoże mi odpokutować dawnych win- uśmiechnął się tylko i zaczął zbierać nasze rzeczy.

Brunet postanowił zostawić samochód i nie dzwonić po żadną pomoc. Spakowaliśmy więc tylko najpotrzebniejsze rzeczy do mojej walizki i razem z nią oraz tajemniczą torbą mojego towarzysza poszliśmy w stronę drogi głównej. Po kilkudziesięciu minutach marszu  na szczęście jakiś facet się zatrzymał i zgodził się podwieźć nas do najbliższego miasta. Siedzieliśmy oboje na tylnych miejscach, bo przednie pasażera było zajęte przez wielkiego śliniącego się psa kierowcy.  Mężczyzna był bardzo rozmowny. Z zamiłowaniem opowiadał nam przez całą drogę o swojej irytującej sąsiadce i jej kocie, który strącał doniczki z kwiatami należącymi do faceta. Humor poprawiał mi widok zirytowanego Sebastiana, który miał dość monologu blondwłosego. Przez chwilę nawet myślałam, że chce wysiąść i iść resztę drogi na piechotę.  Miasto do którego dojechaliśmy nie było małe, ale też nie było jakieś duże. Jim, bo tak miał na imię facet, który nas podwiózł zatrzymał się pod jakimś motelem. Podziękowaliśmy za pomoc, a następnie udaliśmy się zarezerwować pokój. Udało nam się trafić na jeden z dwoma osobnymi łóżkami, więc nie musieliśmy już zaburzać swojej przestrzeni osobistej, tak jak w namiocie. Podczas gdy ja postanowiłam wziąć prysznic i trochę się ogarnąć życiowo, Sebastian wyszedł, nie mówiąc gdzie i kiedy wróci. Mimo, że niezwykle interesowało mnie gdzie poszedł brunet nie zamierzałam go śledzić już i tak wystarczająco zepsułam.

-Car wróciłem i mam jedzenie- powiedział wchodząc do pokoju po kilku godzinach.

-Gdzie byłeś?- zapytałam starając się o obojętny ton głosu.

-Kupiłem samochód- odpowiedział i położył torby z mcdonalda na małym stoliku.

Zabrałam się za jedzenie, a Sebastian pokazał mi zdjęcie swojego nowego samochodu, który w porównaniu do poprzedniego w ogóle nie wyróżniał się z tłumu.

-Powiem ci, że mamy doskonałe wyczucie czasu- zaczął temat i ukradł mi frytkę.

-Dlaczego?- puściłam mu złowrogie spojrzenie wgryzając się w burgera.

-W mieście jest jakiś festyn czy coś w tym stylu, więc wieczorem zabieram cię na koncert i przejażdżkę diabelskim młynem.

-Seb serio? Jakby rozwaliłam twój samochód, dalej ci nie do końca ufam, a ty traktujesz mnie jakbym była twoją przyjaciółką...

-Masz swoje powody Car, poza tym może powoli uda mi się zdobyć twoje zaufanie.

-Koncertem i diabelskim młynem?

-Od czegoś trzeba zacząć, nie? - uśmiechnął się podkradając mi kolejną frytkę.

Just ride ||Sebastian StanWhere stories live. Discover now