▪︎12▪︎

2K 172 182
                                    

— Mówię ci, facet jest winny jak ocet!

Liam pokręcił głową i spojrzał na Louisa powoli tracąc cierpliwość.

— Dlaczego tak uważasz? — zapytał siląc się na spokój.

Szatyn na chwilę zamilkł, jakby nie wiedział co powiedzieć. Otwierał i zamykał usta, ale żadna sensowna odpowiedź nie przychodziła mu do głowy. Wreszcie westchnął tylko.

— Po prostu to wiem, okej? Tak mi podpowiada intuicja.

Payne zmarszczył brwi, jakby wątpiąc w umiejętności przyjaciela.

— A to nie tak, że to kobiety mają tę całą "intuicję"? Ostatnim razem zdaje się miałeś jeszcze chuja w spodniach, chyba, że o czymś nie wiem? — Zanim Louis zdążył cokolwiek powiedzieć Liam odezwał się znowu. — Chociaż nie, cofam to. Musisz mieć chuja, bo jak inaczej wkładałbyś Stylesowi. A właśnie, gdzie zgubiłeś swoją miłość?

Chłopak tak szybko zmienił temat, że przez dobrą minutę Tomlinson siedział zdezorientowany i niezdolny do jakiegokolwiek ruchu. Starając się przyswoić sytuację sprzed chwili nie zauważył jak ktoś jeszcze wszedł do pomieszczenia, w którym siedzieli.

— A jemu co? — usłyszał czyjś głos.

— Zdaje się, że właśnie dokonałem niemożliwego i Louisowi skończyły się riposty — zaśmiał się Liam.

— A co mu powiedziałeś?

— Nie ważne — Louis odezwał się nagle odwracając się w stronę Harry'ego. Posłał groźnie spojrzenie przyjacielowi, który już otwierał usta by wszystko powiedzieć.

— Okej może skupmy się na sprawie — powiedział Styles, od razu jednak odwracając wzrok od Tomlinsona.

Stanęli przed dużą białą tablicą, na który były zdjęcia dowodów, ofiar i różne notatki. Na samej górze czarnym merkerem była narysowana oś czasu z datami i godzinami. Wynikało z niej, że, ktokolwiek stał za wszystkimi zbrodniami, ostatnimi czasy nie próżnował.

— Podsumowując — głos zabrał Liam. — W ciągu ostatniego tygodnia mieliśmy pięć morderstw. Wszystkie wyglądały bardzo podobnie i wszystkie ofiary były kobietami. Modus operandi sprawcy to duszenie szmatką lub innym kawałkiem materiału. Każda z nich w jakiś sposób była połączona z gangiem narkotykowym...

Cała trójka stała w ciszy, każdy pogrążony we własnych myślach. Sprawa wyglądała naprawdę poważnie. Kimkolwiek był morderca musiał mieć duże doświadczenie. I to było jedną ze straszniejszych rzeczy.

Louis starał się odkopać w pamięci jakieś śledztwo, które choć trochę przypominałoby sprawę z teraz. Niestety na próżno. Czy to znaczy, że gang działa od niedawna? A może wcześniej nie złapali sprawców?

— Louis wszystko okej? — Z zamyślenia wyrwał go głos Harry'ego.  — Znów jesteś blady i jakby nieobecny.

Szatyn wywrócił oczami, mimo, że gdzieś w środku zrobiło mu się ciepło.

— Ja po prostu myślę, Styles. Wiem, że może to dla ciebie zbyt trudne do zrozumienia i nie posiadasz takiej umiejętności, ale...

— Lou — syknął Liam. Spojrzał na niego karcąco i pokręcił głową z dezaprobatą.

Tomlinson westchnął i odwrócił się plecami do Harry'ego.

— Jak dzieci — mruknął Payne.

— Słyszałem.

— Bo miałeś — odciął się. — No dobrze, ale wracając. Musimy jak najszybciej coś wymyślić, bo ofiar będzie dużo więcej.

— Najlepiej byłoby znaleźć tego całego Cowella — rzucił brunet.

— Tak, ale to nie takie hop-siup, Styles. Mamy za mało informacji na jego temat. Wierz mi, gdybyśmy wiedzieli więcej Perrie dawno by go znalazła.

*

Louis ze złością pchnął drzwi komisariatu. Nie wymyślili dziś nic. Totalne zero. Był wścekły na siebie. Gdzieś tam giną ludzie, a on nie potrafi temu zapobiec, mimo, że taka jest jego pieprzona praca.

Odpalił kolejnego papierosa i zaciągnął się. Poczuł jak wraz z dymem ulatuje z niego stres i frustracja. Co prawda nie cały, ale było lepiej.

Usłyszał, że ktoś wychodzi za nim. Obrócił się i ujrzał nikogo innego jak oczywiście Stylesa. Czy on nie może zostawić go w spokoju?

— Mówiłem żebyś rzucił fajki.

— Mówiłem, że nie zamierzam.

Przez parę chwil stali w milczeniu, ale tym razem cisza nie była nieprzyjemna. Podmuch chłodnego wiatru sprawił, że Louis zadrżał.

— Zimno ci? — Brunet zerknął na chłopaka.

Szatyn wzruszył ramionami.

— Może.

Harry podszedł bliżej i stanął tak, że teraz ich ramiona stykały się ze sobą. Chciał objąć Louisa, ale wiedział, że gdy to zrobi zostanie wyśmiany lub potraktowany jakąś kąśliwą uwagą, a w tym momencie nie miał na to ochoty.

— Wymyślimy coś — odezwał się nagle Tomlinson.

— Co? — Harry był zdezorientowany.

— Obiecaj, że wymyślimy coś, żeby złapać tych skurwieli i zapobiec kolejnym morderstwom. — Louis odwrócił się w jego stronę.

— Zależy ci na tych ludziach, mimo, że ich nie znasz?

— Oczywiście, że tak — prychnął. — Moją pracą jest ich chronić. Może mam alergię na niektórych, ale wciąż nie jestem tu gdzie jestem bez powodu. A teraz jestem bezsilny — westchnął. — Nie potrafię wymyślić nic, by im pomóc...

— Słuchaj, to nie twoja wina...

— Moja — przerwał mu. — To moja pieprzona wina, że ten cały gang jeszcze jest na wolności! Obiecaj mi, że coś wymyślimy. — Jego ton był niemal błagalny.

— Obiecuję.

Jakiś błysk pojawił się w błękitnych tęczówkach. Harry mógłby nawet przysiąc, że chłopak lekko uniósł kącik ust. Jednak zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, drzwi znów szkrzypnęły i ktoś ruszył w ich stronę.

Tomlinson przeczuwając, że to Niall albo Liam, rzucił tylko szybkie "będę leciał", a potem zniknął, zostawiając za sobą obłok szarego dymu.

______________________

Dawno mnie tu nie było, ale w końcu jestem i jestem z siebie dumna. Ogłoszenia parafialne v2:

Większość z was pewnie już wie, ale dla tych którzy mnie nie śledzą:

zaczęłam nowe ff "Lawyer". Będzie trochę o intrygach w korporacjach, o adwokatach i larry rzecz jasna. To chyba będzie jak dotąd najbardziej ogarnięte ff, nie tak chaotyczne jak reszta.

No i drugie ff: "Daddy's friend", które piszę razem z Bluefirecrazy. Tam jest wesoło i zabawnie, bo to komedia. No i larry bo co innego XD

Mam nadzieję, że jeżeli ktoś jeszcze nie widział to zajrzy, bo mega się jaram i jednym i drugim, i no... chyba tyle.

 Partners in crime || Larry ✔Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin