▪︎3▪︎

2.2K 205 284
                                    


Ciemny, długi korytarz zalało białe światło jarzeniówek. Pomieszczenie, w którym dotychczas było cicho, teraz wypełniło się nieznośnym burczeniem. Wtem, gdzieś w końcu tunelu trzasnęły drzwi, a potem do odgłosu wydawanego przez stare lampy dołączyły kroki.

Trzy postacie zmierzały w stronę prosektorium. Ich kroki echem odbijały się od białych ścian. Bez słowa przemierzyli cały korytarz, a potem jeden z nich pchnął drugie drzwi, znajdujące się na jego końcu.

Weszli do dziwnego pomieszczenia, oświetlanego jedynie przez parę dużych, okrągłych lamp. Wokół porozstawiane były rozmaite, urządzenia, które w tym świetle  wyglądały trochę strasznie. Na samym środku pracowni stał metalowy stół, a na nim pod specjalną narzutą rysował się kształt ludzkiego ciała.

— Nikt cię nie nauczył, że jak będziesz pracować po ciemku to wzrok stracisz?

Nagle sala wypełniła się normalnym światełem, a z pomieszczenie obok wyszedł Niall uśmiechając się szeroko.

— Masz rację — zaśmiał się. — Ale doskonale wiesz jak lubię tworzyć klimat.

Louis wywrócił oczami.

— To nie jest "klimat" tylko tandetna scenografia z tych amerykańskich filmów, a doskonale wiesz, że te z rzeczywistością nie mają wiele wspólnego.

— A póki nie przyszedłeś tak dobrze się bawiłem. — Blondyn westchnął teatralnie, czym zarobił sobie groźne spojrzenie. — Dobra, dobra. Nie zabijaj mnie wzrokiem, bo znając ciebie jeszcze ci się to uda i kto wtedy będzie grzebał dla ciebie w umarlakach?

Tomlinson nie skomentował. Podszedł tylko bliżej, przyglądając się ciału. W tym czasie Harry i Liam przywitali się z Niallem, a potem Horan przystąpił do prezentacji.

— Przyczyną zgonu było uduszenie —  powiedział. — Najprawdopodobniej jakąś szmatką. Na ciele są też liczne siniaki wskazujące na to, że przed śmiercią doszło do jakieś szarpaniny.

— Czyli nic ciekawego — westchnął Louis jakby był naprawdę zawiedziony. Harry zmarszczył brwi. — Większość zbrodni tak wygląda.

— Patrz żebyś się tu nie zanudził na śmierć przypadkiem  — prychnął brunet.

— Na żarty ci się zebrało? — odciął się Tomlinson.

Liam chciał jakoś zareagować, ale Niall powstrzymał to gestem ręki.

— Czekaj, będzie ciekawie — szepnął

— Cóż, moje poczucie humoru jest przynajmniej na poziomie. — Brunet nonszelancko wzruszył ramionami.

Louis zrobił wielkie oczy, a potem zaśmiał się gorzko.

— Czy ty siebie słyszysz, Harold?

— Harry — poprawił tamten automatycznie, na co drugi uniósł znacząco brwi.

— Słuchaj, nie będę ci teraz wypominać wszystkich twoich słabych żartów, bo nie mam ochoty przyczyniać się do globalnego ocieplenia powtarzając te suchary. — Louis popatrzył głęboko w zielone tęczówki. — Ale wiedz, że były strasznie słabe i daleko ci do mnie w tej kwestii.

— Louis, Louis, Louis. — Harry wypowiadał imię szatyna z taką kpiną, że w tamtym aż się zagotowało. — Czy naprawdę będziemy się kłócić o jakieś nic nie znaczące żarty. Nie lepiej zająć się sprawą?

Wciąż nie przerywali kontaktu wzrokowego. Styles z drwiącym uśmiechem na ustach, a Tomlinson z wargami zaciśniętymi w wąską linię. Zbliżali się do siebie, nawet tego nie rejestrując. Wytworzyło się między nimi dziwne napięcie. Atmosfera w pomieszczeniu stała się ciężka i gorąca.

Niall i Liam przyglądali się całej sytuacji z zainteresowaniem, starając się być jak najciszej, jakby najmniejszy szmer mógł przerwać całe to "przedstawienie". Oboje wiedzieli, że pomiędzy Louisem a Harrym od dawna był jakiś rodzaj specyficznego spięcia. Nie chodziło tu o to, że się nie lubią. Tylko oni tak uważali, wmawiając to sobie. W rzeczywistości od samego początku można było wyczuć podniecenie tworzące się u obu, gdy przebywali obok drugiej osoby.

Nagle drzwi prosektorium otworzyły się z hukiem. Harry i Louis, których twarze były już niebezpiecznie blisko, odsunęli się od siebie w ułamku sekundy. Ten pierwszy zarumienił się lekko.

— Przyszły wyniki toksyko... — Zaczęła niewysoka dziewczyna, ale utrwała natychmiast widząc co się dzieje. Przełknęła głośno ślinę i spojrzała na Nilla.

Blondyn jęknął niezadowolony po czym wskazał głową biuko stojące obok wejścia i powiedział:

— Zostaw dokumenty tam.

Dziewczyna posłusznie odłożyła teczkę z papierami we wskazane miejsce i ulotniła się najszybciej jak mogła.

Do Louisa dopiero teraz dotarło, co przed chwilą miało miejsce i dreszcz zażenowania przeszedł po jego kręgosłupie.

Jak mógł dać się tak sprowokować?

Zerknął na Stylesa i przyłapał go na gapieniu się na niego. Nie spodobało mu się to, a nawet wręcz przeciwnie, sprawiło, że chłopak poczuł ponowny przypływ złości.

Teraz w pomieszczeniu panowała niezręczna cisza. Nikt nie miał jednak zamiaru jej przerywać. Ani Horan ani Payne zwyczajnie nie wiedzieli jak skomentować zachowanie przyjaciół. To znaczy, Niall wiedział doskonale, obawiał się jednak, że uwaga, którą miał przygotowaną może zadziałać na Tomlinsona jak płachta na byka. Szatyn natomiast nie miał ochoty się odzywać. Harry może i odniósłby się do tego, ale wolał nie ryzykować.

Wreszcie Louis wciągnął głośno powietrze. Odwrócił się w kierunku Irlandczyka, na co tamten aż się skulił.

— Po prostu daj mi teczkę z dokumentacją z sekcji — westchnął zrezygnowany.

Nikt nie śmiał protestować. Po otrzymaniu dokumentów Tomlinson jak gdyby nigdy nic bez słowa wyszedł z prosektorium.

 Partners in crime || Larry ✔Where stories live. Discover now