▪︎5▪︎

2.1K 194 341
                                    

Wpatrywali się w bruneta w milczeniu i z wyczekiwaniem. Mężczyzna pod ich spojrzeniami bardziej zapadł się w fotel, jakby próbując się ukryć.

— Możesz powiedzieć co dokładnie masz na myśli? — zapytał spokojnie Harry.

Zayn wyglądał jakby żałował tego co powiedział. Jakby wolał milczeć. A może musiał milczeć?

W umyśle Louisa pojawiła się myśl, że rzeczy, w które była zamieszana Eleanor musiały być naprawdę poważne, skoro jej przyjaciel wolał trzymać język za zębami.

— Panie Malik, proszę powiedzieć w co była zamieszana pańska przyjaciółka. To znacznie ułatwi nam śledztwo. — Harry w dalszym ciągu przemawiał spokojnym głosem.

— Myślę, że więcej dowiecie się od Nicka — powiedział chłodno, jakby odzyskując pewność siebie.

Popatrzyli na siebie, a potem Louis westchnął.

— Za utrudnianie śledztwa może pan pójść siedzieć — rzucił niby od niechcenia.

Na tę uwagę brunet spiął się, ale w dalszym ciągu się nie odzywał.

— Skoro tak, to chyba nic tu po nas. — Szatyn wstał i zerknął znacząco na Liama. On i Harry też podnieśli się z miejsc i zaczęli iść w stronę wyjścia.

Louis już trzymał dłoń na klamce, gdy Zayn w końcu się przełamał.

— Okej — powiedział. — Pomogę wam.

Styles uniósł brwi, a Tomlinson posłał mu pełne satysfakcji spojrzenie. Z powrotem usiedli na sofie w salonie.

— Eleanor brała udział w jakiejś akcji z lewymi lekami. Niby sprzedawali środki uspokajające, ale w środku były jakieś dziwne prochy. Nie wiem jakie — dodał widząc pytającą minę Harry'ego. — Ona i Nick pracowali dla jakiegoś typa. Nazywał się chyba Cowell, ale nie jestem pewien. Mnie też chcieli w to wciągnąć, ale wymiękłem. Tylko nie mówcie, że wiecie to ode mnie.

— Dlaczego? — Liam był zaniepokojony. — Czy to jakiś gang? Mogą ci coś zrobić?

— Nie wiem, ale... osoby, które wiedziały za dużo zazwyczaj kończyły na cmentarzu. Faktem jednak jest, że one ponoć wiedziały więcej ode mnie.

W pomieszczeniu znów zapadła cisza. Pierwszy ocknął się Harry.

— Dziękujemy za pomoc. Będziemy w kontakcie.

*

W aucie dało się wyczuć nieprzyjemne napięcie. Nikt się nie odzywał, każdy skupiony na własnych myślach. Jechali do mieszkania ofiary. Po wyjściu z domu Malika otrzymali polecenie, by je przeszukać.

Louis denerwował się tym bardziej, że cały czas czuł na sobie spojrzenie Stylesa. Miał ochotę jednocześnie wykrzyczeć mu w twarz, żeby przestał, ale z drugiej strony w jakiś sposób podobało mu się to. I to chyba frustrowało, go najbardziej.

Kiedy stanęli na kolejnych światłach, a on ponownie poczuł na sobie wzrok bruneta, nie wytrzymał.

— O co ci do cholery chodzi?! — krzyknął.

Liam, który sprawdzał coś w telefonie podskoczył i gwałtownie poderwał głowę.

— Louis, czyś ty zwariował? Czemu się drzesz? Skup się lepiej na drodze!

Szatyn jednak zignorował uwagę przyjaciela i wciąż ze złością wpatrywał się w Harry'ego. Przez twarz chłopaka przemknął cień zmieszania.

— No oświeć mnie z łaski swojej, Styles bo pojęcia nie mam dlaczego się na mnie gapisz! Mam coś na twarzy? Coś ze mną nie tak? — Louis był naprawdę zmęczony tym co się dziś działo, a do tego rozdrażniony. Harry nie odpowiedział, a jedyną jego reakcją były lekko zaróżowione policzki. — Tak myślałem. Dlatego też, proszę cię bardzo, przestań mi się przyglądać.

Zanim ktokolwiek zdążył się odezwać, światła zmieniły się, a Tomlinson ruszył tak gwałtownie, że wbiło ich w fotele.

— Następnym razem przypomnij mi, żebym nie dał ci prowadzić — zażartował Liam, ale Louis posłał mu jedynie wściekłe spojrzenie w lusterku.

Do końca drogi nikt już się więcej nie odezwał, a Harry nie zaszczycił szatyna ani jednym, choćby najmniejszym spojrzeniem. Louis próbował wmawiać sobie, że wcale nie z tego powodu czuje się zawiedziony.

Na miejscu zastali dosyć interesujący widok. Praktycznie każdy metr kwadratowy mieszkania zajmowały kartony, co było tym bardziej nie wygodne, że lokal nie był zbyt duży. Wszystko wskazywało na to, że ofiara szykowała się do przeprowadzki. Co do tego że miało to związek ze wszystkim czego dowiedzieli się od jej przyjaciela, Louis nie miał wątpliwości.

Powoli kroczyli między pudłami starając się utrzymać równowagę. Styles parę razy prawie przeżył spotkanie pierwszego stopnia z podłogą, przez co Tomlinson kilkukrotnie dusił się próbując powstrzymać śmiech.

Do śmiechu nie było mu jednak, gdy to on prawie runął jak długi, zaczepiwszy się o jeden z kartonów. Od upadku ochroniły go jedynie silne ramiona, które przytrzymały go w pasie.

Na początku chłopak był pewien, że to Liam, póki do jego uszu nie dobiegło ciche sapnięcie, a potem głos, którego bynajmniej usłyszeć nie chciał.

— Cholera, Tomlinson, nie jesteś jebanym piórkiem, podnieś się.

Louis dopiero wtedy zorientował się, że na moment zatopił się w tych ramionach i rozkoszował się pięknym zapachem perfum zamiast po prostu wstać. Jego twarz natychmiast zaróżowiła się. On sam dzwignął się i już po chwili stał na nogach, twarzą w twarz z Harrym. Nie wiedział co powiedzieć. Po prostu odebrało mu mowę. Zresztą żaden z nich nic nie mówił. Patrzyli sobie w oczy. Obojgiem targały emocje. Chcieli jednocześnie odwrócić wzrok, ale też móc zatopić się w tęczówkach drugiego już na zawsze.

Wreszcie jednak Louis spuścił wzrok, a potem odwrócił się i ruszył w stronę drzwi mieszkania. Nie skomentował nawet wymownego uniesienia brwi Liama. Nie wiedział co się z nim działo. Potrzebował powietrza.

 Partners in crime || Larry ✔Where stories live. Discover now