▪︎11▪︎

2K 186 305
                                    

Od okropnego dźwięku, który wydały drzwi przeszedł ich dreszcz. Na progu stanął wysoki, ciemnowłosy mężczyzna. Coś w jego wyglądzie bardzo nie podobało się Louisowi. Facet był podejrzany.

Wpatrywał sie w nich chwilę z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Kiedy jego wzrok padł na Harry'ego, oblizał wargi i uniósł delikatnie kącik ust.

Na ten gest Tomlinsona zemdliło. Siłą powstrzymywał się żeby nic nie powiedzieć, albo zwyczajnie nie przywalić temu kolesiowi. Czy to była zazdrość? Odgonił od siebie te myśli. To nie możliwe. Chyba.

— Pan Nicholas Grimshaw? — Na głos Liama Louis o mało nie podskoczył.

— Zależy kto pyta — odparł lekceważącym tonem, nie przestając przyglądać się Harry'emu.

Szatyn widział, że chłopak czuł się niekomfortowo. Może gdyby to był jakiś losowy pijak w barze mógłby przyciągnąć go do siebie, tym samym przynajmniej stwarzając pozory, że Styles jest zajęty. Chwila, po pierwsze, po co miałby to robić, a po drugie, dlaczego w ogólne byłby z Harrym w barze?

— Policja — odpowiedział szybko, by odciągnąć swoje myśli od Harry'ego. — I prywatny detektyw, dla ścisłości — dodał. — Możemy wejść?

Mężczyzna wahał się przez chwilę. Obejrzał się przez ramię, jakby sprawdzając czy ma warunki do tego, by przyjąć gości. Odwrócił się z powrotem do nich po czym pokręcił przecząco głową.

— Przykro mi panowie, ale obawiam się, że będzie to nie możliwe.

— Bo? — Louis uniósł brwi.

— Mam straszny bałagan. — Wzruszył ramionami.

— Nie przeszkadza nam to. Ale dobrze, teraz możemy pojechać na komendę. Jednak zapewniam pana, że i tak wrócimy tu z nakazem przeszukania pana domu.

Mężczyzna jak gdyby nigdy nic przekroczył próg i zamknął drzwi na klucz.

— Jedziemy?

*

Dlaczego cały świat był przeciwko niemu? No bo jak inaczej nazwać to, że teraz siedział w pokoju przesłuchań z Harrym po prawej stronie i tym dziwnym kolesiem na przeciwko.

Louis westchnął i przyjrzał się Nickowi. Tamten rozglądał się po pomieszczeniu jakby nigdy nie był w takim miejscu. Zdaniem Louisa nie było co podziwiać. Mdła wykładzina, metalowe stół i krzesła oraz duże lustro weneckie i kamery w każdym rogu.

— No dobrze — zaczął — co łączyło pana z Eleanor Calder? — zapytał.

Grimshaw wyraźnie spiął się na to pytanie. Poruszył się niespokojnie, a jego wzrok był rozbiegany. Za wszelką cenę starał się nie patrzeć na Louisa. Cała pewność siebie zniknęła.

Harry uśmiechnął się lekko, jakby miało to nakłonić podejrzanego do rozluźnienia się i opowiedzenia wszystkiego. Ze szczegółami najlepiej.

No tak, klasyczny scenariusz. Dobry glina i zły glina. Wszystko odegrane wręcz podręcznikowo.

— Spokojnie — powiedział brunet delikatnym głosem. — Może pan nam wszystko powiedzieć.

— Byle szybko bo nie mam całego dnia — wtrącił Louis.

Podręcznikowo.

Mężczyzna jeszcze chwilę milczał, a potem nachylił się nad stołem.

— Nie usłyszą mnie tu? — szepnął.

— Kto? — Louis zmarszczył brwi.

Nick wywrócił oczami.

— Wiem, że macie tu ten cały monitoring i w ogóle. Pytam się czy nie wpadnie on w niepowołane ręce.

— Oczywiście, że nie — zapewnił go szybko Harry.

Odetchnął głęboko.

— Była moją przyjaciółką — powiedział w końcu. — Jak mniemam któreś z tych waszych mądrali ustaliło już, że pracowaliśmy dla gangu Cowella. Ale ona wstąpiła tam z innego powodu niż ja.

— Mianowicie?

— Prowadziła coś na wzór śledztwa. Na sto procent wiecie, że ostatnio było dużo morderstw. To nie jest robota jakiegoś tam seryjnego mordercy, a gangu. Nie tego od leków — zaznaczył widząc minę Louisa. — Innego. Jego szefem też był Cowell. Eleanor próbowała do niego dotrzeć, by dowiedzieć się kto stoi za tymi zbrodniami.

— Nie prościej było po prostu zawiadomić policję? — prychnął Louis.

— Wtedy by ją znaleźli i zabili. Gdybym rozmawiał z wami w moim domu mnie czekałoby to samo.

— No cóż, Eleanor tak czy siak skończyła dwa metry pod ziemią, więc to bez znaczenia.

— Dobrze — wtrącił się Harry, widząc, że Louis zaczyna się rozkręcać. — Wie pan może, gdzie obecnie podziewa się ten cały Cowell?

Grimshaw pokręcił głową.

— No dobrze, ale gdyby coś sobie pan przypomniał proszę dzwonić. — Styles wyciągnął do niego rękę z wizytówką. — Na razie to tyle.

Wyszli z pokoju. Louis wziął głęboki wdech.

— Nienawidzę ludzi — mruknął.

— Daj spokój nie wszyscy są tacy źli — brunet chciał położyć mu rękę na plecach, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. — Nick przynajmniej trochę współpracował.

— Może. Ale i tak powiedział nam za mało. No i okej, nie wszyscy ludzie są źli. Na przykład taki Liam, Perrie, a nawet Niall są spoko.

Harry westchnął cicho i pokiwał głową. Nie patrzył na Louisa, nagle bardzo zainteresowany ścianą.

Tomlinson przygryzł wargę. Odchrząknął. Otworzył usta żeby coś powiedzieć, ale ostatecznie z tego zrezygnował i po prostu odszedł. Jednak kiedy miał chłopaka, ledwo słyszalne szepnął:

— No i może ty.

Przyspieszył kroku i zniknął za zakrętem. Serce Harry'ego zamarło na moment tylko po to, by chwilę później zacząć bić trzy razy szybciej.

______________________

OGŁOSZENIA PARAFIALNE!

Być może, ale tylko BYĆ MOŻE w poniedziałek pojawi się nowe ff. Nie będzie może do końca kryminalne, ale trochę tajemnic posiada. (Przynajmniej w teorii) Ostatnio trochę czytałam "Chyłkę" Remigiusza Mroza i mnie wzięło na napisanie czegoś o prawnikach xD

 Partners in crime || Larry ✔Where stories live. Discover now