Rozdział VI

25 1 0
                                    

~Luke~ 

Calum otwiera mi drzwi i wchodzę do przedpokoju. Stawiam Scarlett na podłodze i zapalam światło. Opiera się o mnie, żeby się nie przewrócić i bredzi coś pod nosem. 

-Gdzie jestem?- Pyta, mrużąc oczy od oślepiającego światła. Odchyla głowę. Lustruję wzrokiem jej nadal posiniaczoną szyję. Oko też jeszcze ma podbite. Przeciera twarz ręką, bardziej rozmazuje tusz na policzkach. 

-W mojej wspaniałej willi- odpowiada Calum sarkastycznie. Uciszam go wzrokiem.-Dobra, gdzie ona będzie spać? Mogliśmy zawieźć ją do chaty Nicolasa. 

-Ta, super pomysł, Cal. Na pewno jest tam jakiś typ, który obserwuje dom i od razu zadzwoni do Nicolasa, a wtedy cała nasza trójka ma obcięte głowy. Naprawdę, rewelacja. 

Calum wzdycha i wystawia mi język. 

-Jak zobaczy, że nie wróciła, to obetnie jej łeb. Dziękujemy, ci wspaniały Hemmingsie. 

Wzdycham, gdy Scarlett praktycznie przewraca się na mnie. Łapię ją w pasie.

-Dobra, zamknij się już. Położę ją u mnie. 

Calum zaczyna się śmiać. 

-Aa, to tak to sobie zaplanowałeś. W takim razie, zwracam honor. 

Pukam się w czoło. 

-Niedobrze mi- Scarlett obraca się i za nim zdążę zareagować, wymiotuje na buty Caluma. Calum nie odzywa się, tylko patrzy na mnie nienawistnym wzrokiem. Wyjmuję chusteczki z mojej kurtki na wieszaku i podaję je dziewczynie. Patrzę na szatyna, który stara się zachować spokój. Przyciskam pięść do ust, żeby się nie roześmiać. 

-O- mówię, przyglądając się już byłej zawartości żołądka Scarlett.-Twoja Cassidy zrobiła dzisiaj swoje popisowe spaghetti- uśmiecham się z drżącymi ustami.-Chodź Scarlett, położysz się. 

Calum jeszcze stęka coś o sprzątaniu wymiocin. Biorę ledwo przytomną dziewczynę i niosę ją do mojej sypialni. Kładę ją na łóżku i zdejmuję jej buty. Drapię się po karku, nie wiedząc co mam teraz zrobić. Nie mogę przecież jej rozebrać. A Cassidy będzie dopiero rano. Patrzę ze zdziwieniem, jak mój problem sam się rozwiązuje. Scarlett siada na łóżku i po omacku ściąga z siebie czarną sukienkę. Zostaje w samej bieliźnie i zupełnie się tym nie przejmując, przykrywa się kołdrą do połowy i zasypia. Wgapiam się w jej czerwony, koronkowy stanik. Jej piersi unoszą się i opadają. Stop. Besztam się za myśli krążące po mojej głowie. Mój wzrok przenosi się na siniaki na jej brzuchu. Wzdycham i wychodzę z pokoju. W salonie zastaję Caluma, który pali papierosa. 

-I jak twoje buty?- Próbuję ukryć swoje rozbawienie. Calum patrzy na mnie spode łba. 

-Wrzuciłem je do pralki- wzrusza ramionami. 

-Wrzuciłeś do pralki zarzygane buty?

Calum wyrzuca ramiona w górę, zrzucając popiół na podłogę. 

-A co miałem sprzątać rzygi twojej ukochanej z moich butów?

-To nie jest moja ukochana- jęczę. 

-Ale nie zaprzeczysz, że nie chciałbyś- nie zaprzeczam.- Od kiedy się rozstałeś z Rosalie... 

-Nie mów mi o tym, nie chcę do tego wracać- ucinam. 

-Dobra, no, przepraszam. Ale w jednym jesteście podobni z tą rudą. Oboje jak jesteście pijani rzygacie na moje buty!- Drze się i grozi mi pięścią. 

Śmieję się. 

-Ty mi lepiej powiedz, co ty tak z tą Cassidy. Od kiedy...- udaję, że myślę.- A nie, od zawsze, przyprowadzałeś tu jakieś panny na noc. Nigdy nie miałeś normalnej dziewczyny. 

Under the SurfaceWhere stories live. Discover now