Rozdział 15.1

15.9K 763 90
                                    

     Pół godziny później Roxanne siedziała w fotelu z ciałem wciąż niezdolnym do walki, czy ucieczki. Jej umysł pracował odrobinę szybciej, ale nadal nie była w stanie myśleć całkiem racjonalnie.

Krótko po wyjściu Cartera odwiedziły ją dwie młode kobiety, które umyły ją, upięły jej włosy i zrobiły nowy makijaż, bo poprzedni spłynął razem z deszczem. Przez cały czas nie odezwały się nawet słowem, ignorując jej bełkotliwe prośby o wydostanie jej z tej cholernej kajuty. Tylko w ich spojrzeniach czaiło się coś na kształt współczucia. Gdy wychodziły, zostawiając ją w długiej czarnej sukni czuła spływającą po policzku łzę. Nie do końca jednak potrafiła powiązać ją z konkretnymi emocjami.

W jej sercu wciąż ziała dziura.

Nie poruszyła się, gdy drzwi rozwarły się po raz kolejny.

Tym razem do kajuty wkroczył Axel. Miał na sobie kiczowaty, bordowy garnitur, błyszczący lekko w słabym świetle lampy. Roxanne kątem oka dostrzegła, jak przebiega wzrokiem po jej ciele. Suknia, mimo że długa, nie miała w sobie nic przyzwoitego. Z przodu znajdowały się dwa rozcięcia, tak głębokie, że niemal odsłaniały koronkę majtek, a mocno wycięty, sięgający talii dekolt dawał doskonały widok na wewnętrzną część jej piersi.

- Idealna – zamruczał, podchodząc bliżej i przesuwając palcami po nagim udzie. Coś wewnątrz Roxanne zaczęło krzyczeć, ale nie mogła dobyć z siebie głosu. Zerknął na nią, zaskoczony brakiem reakcji. - Taka grzeczna? Dziwne. - Brązowe oczy zajrzały w jej własne i dostrzegła w nich błysk zrozumienia. - Naszprycowali cię, moja słodka. Dobrze. Może tym razem nie będziesz próbowała niczego głupiego?

Palce sunęły wyżej. Umysł Roxanne był jak uwięziony za zasłoną. Kazał uciekać, ale sygnał nie docierał do mięśni, pozostawiając ją na pastwę Halla. Poczuła, jak po jej policzku toczy się kolejna łza.

Axel niezbyt delikatnie wytarł ją kciukiem.

- Nie płacz. Rozmażesz makijaż, a przed nami cały wieczór... - Wolną ręką potarł swoją spiczastą bródkę. - Zabieram cię na bal. Co ty na to?

Jego wąskie wargi wykrzywiły się w paskudnym, sztucznym uśmiechu.

W tym samym momencie rozległo się pukanie.

- Wejść! – zawołał, obracając się w stronę drzwi.

W progu pojawił się Carter.

- Czekamy tylko na ciebie.

     Deszcz ustąpił, ale w powietrzu nadal unosiła się nieprzyjemna, przywierająca do skóry wilgoć. Axel poprowadził Roxanne na wyższy pokład, gdzie pod ogromnym zadaszeniem rozbrzmiały pierwsze dźwięki latynoskiej muzyki.

Roxanne poczuła lekki wstrząs, gdy uruchomiono silniki i jacht zaczął sunąć naprzód, pozbawiając ją resztek nadziei na zejście na ląd.

- Płyniemy do Salwadoru, cukiereczku - oznajmił mężczyzna, prowadząc ją po schodach. W szpilkach, które na sobie miała niemal dorównywała mu wzrostem. Podtrzymywana jego ramieniem była w stanie stawiać pierwsze niepewne kroki. - Zabawimy tam przez jakiś czas, a gdy moi ludzie sprzątną twojego serbskiego chłopca, będę mógł wrócić do Stanów. Tu nasza wspólna historia się kończy. - Westchnął dla efektu. - Tak, trudno mi będzie się z tobą rozstać, ale pociesza mnie myśl, że któryś z tamtejszych gangów rzuci pewnie parę dolców za taką wyborną kurewkę – mówiąc to zsunął dłoń na jej pośladki.

Roxanne poczuła, jak jej nogi robią się miękkie. Ogarnęła ją fala mdłości i przez chwilę miała wrażenie, że zwymiotuje na swojego towarzysza.

Jednak, pomiędzy całym strachem, którym napełniły ją te słowa, było coś jeszcze.

A gdy moi ludzie sprzątną twojego serbskiego chłopca...

Roxanne. Niebezpieczna gra (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz