Rozdział 1.2

26.4K 1K 378
                                    

     Roxanne nie zmrużyła oka odkąd zostawił ją w wielkiej sypialni, oznajmiając, że od teraz to miejsce jest jej domem. Wpatrywała się w podwójne, rzeźbione drzwi naprzeciw ogromnego łoża. Były zamknięte na klucz. I zbyt mocne, by sforsować je przy użyciu krzesła.

Zdążyła to sprawdzić.

Teraz ciemne drewno szpeciło kilka nieregularnych rys.

Okno również nie było dobrą drogą ucieczki. Od ziemi dzieliły ją dwa piętra, a lądowanie zakończyłaby na wyłożonej kamieniami ścieżce.

Roxanne czuła wściekłość. Trawił ją także żal spowodowany zdradą, jakiej dopuścił się ojciec. Wiedziała już, kim jest mężczyzna, który ją porwał. W samochodzie rozmawiano w jakimś południowo-słowiańskim języku.
Nazwisko, które padło rozwiało jej wątpliwości.

Viktor Vukadin, serbski mafioso, o którym słyszała dotąd tylko w opowiadanych konspiracyjnym szeptem opowieściach. Thomas bał się go, jak nikogo innego. Bezwzględny i śmiertelnie niebezpieczny. Podobno lubił brutalny seks i ponad wszystko kochał władzę. A jednak ojciec oddał mu ją bez mrugnięcia okiem.

Dłoń Roxanne mimowolnie zacisnęła się w pięść. Długie paznokcie wpijały się w dłoń, ale nie dbała o ból. Obmyślała, jak zemścić się na wszystkich, którzy wpakowali ją w ten bałagan. Nie zamierzała być kolejną kobietą, której użyto jako waluty w prowadzonych przez mężczyzn interesach. Nieważne, jakim potworem był Vukadin. 

Zamierzała z nim wygrać. Lub zginąć, próbując. 

Czując, że w tej chwili nie ma już niczego do stracenia, postanowiła dać upust swojej złości. Nie czuła strachu. Nie dbała o konsekwencje. Pragnęła tylko przerwać tę nieznośną ciszę wypełniającą więzienie, w którym ją zamknięto.

Chwyciła stojącą przy łóżku lampę i z impetem rzuciła nią w stronę drzwi. Chwilę po tym, jak z łoskotem uderzyła o drewnianą powierzchnię, czyniąc w niej kolejną bruzdę, rozległ się szczęk zamka.

Ciało Roxanne spięło się raptownie. Miała ochotę rzucić się na tego, kto za chwilę wkroczy do pokoju, ale wiedziała, że byłoby to zwykłą głupotą. Musiała trzymać emocje na wodzy. W obecnej sytuacji był to jedyny sposób na pokazanie swojej siły.

W wejściu ukazała się wysoka sylwetka. Ta sama, którą ujrzała wczoraj w ogrodzie.

Viktor Vukadin popatrzył na strzaskaną lampę leżącą u jego stóp. Lekko uniósł jedną z ciemnych brwi.

- Widzę, że dobrze się bawisz – mruknął.

Spojrzał w jej stronę. Teraz, w dziennym świetle mogła zobaczyć go w całej okazałości.

Mógł mieć trzydzieści, może trzydzieści kilka lat. Ciemne włosy okalały jego przystojną twarz. Czarna, odpięta koszula ukazywała wyraźnie zarysowane mięśnie brzucha.

Mężczyzna zamknął za sobą drzwi i powoli, z leniwą zwinnością dzikiego kota ruszył w stronę łóżka.

- Podoba ci się to, co widzisz? - zamruczał, stając u jego stóp.

Oderwała wzrok od wyrzeźbionych mięśni i powoli sunęła nim po szerokim torsie, aż dotarła do intensywnie zielonych, otoczonych ciemną oprawą rzęs oczu. 

Przez chwilę wpatrywała się w nie wyzywająco. Mogłaby przysiąc, że jego źrenice powiększyły się pod jej pełnym pożądania spojrzeniem.

Niech rozpocznie się gra.

- Nie wygoniłabym cię z łóżka – rzuciła cichym, uwodzicielskim tonem. – Ale nie uważaj się za chodzącą doskonałość. Sypiałam z mężczyznami, którym nie mógłbyś dorównać.

Roxanne. Niebezpieczna gra (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz