Rozdział 1

1K 66 17
                                    

Obudziłem się, czując, jak coś dotyka mnie po policzku. Rozchyliłem moje ciężkie powieki, bo sądząc po pozycji promieni Słońca wpadających przez okno do pokoju nie spałem nawet trzech godzin. Moje jakże wielkie wkurwienie już miało eskalować, gdy zauważyłem sprawcę mojego przebudzenia. W moją twarz wpatrywały się wielkie, zielone oczy.

-Eren, co ty tu robisz?

Zapytałem i wstałem, biorąc malca na kolana, na co ten uśmiechnął się uroczo, wyciągając ręce w moją stronę, prosząc tym samym, bym go przytulił.

-Nic, chciałem cię obudzić na śniadanie. Mama mówi, że śniadanie to najważniejszy posiłek dnia i zawsze trzeba je jeść.

Powiedział, co mnie rozczuliło. Był tak szczery i nieskalany złem tego świata. Przytuliłem go do siebie i po chwili postawiłem z powrotem na ziemi.

-Przebiorę się i pójdziemy, dobrze?

Wstałem, zdejmując czarny T-shirt w którym spałem i podszedłem do szafy, wyciągając koszulę. Całe szczęście, że brałem prysznic przed pójściem spać i miałem na sobie świeże bokserki. Założyłem cały mundur i spojrzałem na chłopca, który stał bokiem do mnie na ziemi, gdzie go postawiłem. Wpatrywał się w niebo rozpościerające się za oknem, a jego twarz była przerażająco pusta. Przeszedł mnie dreszcz, gdy zobaczyłem ten wyraz jego twarzy. On nie powinien tak wyglądać. Nigdy. Nie powinien doświadczyć niczego, co odebrałoby blask jego oczom i radość z jego życia. Wiem, że to nieuniknione, ale chciałem go przed tym chronić.

-Eren?

Zagaiłem, na co zareagował momentalnie. Gdy tylko na mnie spojrzał, uśmiechał się szeroko, jak wtedy, gdy siedział mi na kolanach, nie dając nic po sobie znać. Co to było? Wziąłem go na ręce i postanowiłem pomyśleć o tym później, skupiając się na maluchu, który ufnie wtulał się w moje ciało, co było całkiem miłym uczuciem i rozkoszowałem się nim. W drodze do jadalni spotkałem zdyszaną kuzynkę, na którą spojrzałem jak na idiotkę.

-Co ty robisz?

Spytałem, widząc, jak uspokaja się automatycznie, widząc postać w moich rękach. Odpowiedziała mi dopiero po chwili, gdy udało jej się złapać głębszy wdech powietrza.

-Wyszłam do łazienki na dwie minuty i gdy wróciłam, już go nie było.

Wyjaśniła, uśmiechając się lekko i głaszcząc Erena po głowie.

-Wybacz, jeśli sprawił ci kłopot.

Dodała, ale pokręciłem głową i ruszyłem w dalszą drogę, a ona szła krok w krok za mną.

-Nie sprawił, nie martw się. Może do mnie przychodzić kiedy chce.

Nie wiem, dlaczego to powiedziałem, ale czułem, że to prawda. Nie wiem też, co to dziecko ma w sobie takiego, ale tak właśnie myślałem. Weszliśmy do jadalni i oczywiście oczy wszystkich skierowały się prosto na mnie. W końcu Levi z dzieckiem w ramionach to jakaś abstrakcja.

-Trzy... dwa... jeden...

Odliczyłem szeptem i w tym momencie tuż przede mną pojawiła się ekscytująca się cholera wie czym okularnica. Głośna jak zwykle i denerwująca do granic możliwości.

-A więc to prawda! Opiekujesz się dzieckiem!

Wrzasnęła, przyglądając się Erenowi szaleńczym wzrokiem.

-Będzie idealny do eksperymentów...

Mruknęła do siebie, a ja odsunąłem jej twarz od przerażonego dziecka i zakryłem mu uszy, tak, by nie słyszał, co powiem. Nie dam tej wariatce tknąć Erena, nigdy w życiu, jeszcze mu zrobi coś strasznego.

OpiekunWhere stories live. Discover now