Rozdział 1: Odejście

4.1K 226 17
                                    

Założenie obcasów było najgorszym pomysłem jaki mógł mi przyjść do głowy tego dnia. Nogi chwiały mi się na wszystkie strony. Ledwo utrzymywałam wyprostowaną sylwetkę. Szara, wąska spódnica podnosiła się z każdym niepewnym krokiem. Korytarz prowadzący do sali konferencyjnej świecił pustkami. Próbowałam uspokoić oddech, a przy tym myśli, ale marnie mi to wychodziło. Wbijałam paznokcie w wierzch zaciśniętej dłoni próbując się powstrzymać od ucieknięcia z siedzimy Syco.

Duża oszklona sala pojawiła się na horyzoncie. Widziałam długi, szeroki stół ustawiony na środku, a przy nim siedzącego z ponurą miną, Cowella. Poprawiłam tkaninę przekręconej spódnicy i weszłam do środka. Byli wszyscy - Liam z włosami w nieładzie, Zayn, który nie miał ochoty ściągać kaptura z głowy, Louis z sińcami pod oczami i on. Nawet nie spojrzał w moją stronę, gdy zajmowałam jedyne wolne miejsce. Tylko on wyglądał niezmiennie tak samo, jak przedtem - długie włosy przykryte kapeluszem, rozpięta koszula i naszyjnik ze złotym krzyżykiem. Stukał palcami z szklany blat i nie przejmował się otoczeniem. Patrząc na niego chociaż na chwilę zapomniałam, po co tutaj przyszliśmy.

- Możemy zaczynać. - lodowaty głos Simona przywołał wszystkich do rzeczywistości. Skierowałam swoje czekoladowe tęczówki w jego stronę i kiwnęłam głową.

- Wiemy, że to szybko, ale musimy zdecydować co dalej - zaczęłam łagodnie. Harry obrzucił mnie wrogim spojrzeniem. Czuł do mnie wstręt. Doskonale to widziałam. - Czas gra tutaj kluczową rolę.

Liam zerknął ukradkiem na fotel, na którym zwykł zawsze siadać Horan i wzdrygnął się nieco. Niezręczna cisza ogarnęła cały pokój. Nikt nie miał ochoty się odzywać. Żaden z nich nie wykazał chociaż najmniejszej chęci współpracy. Na ich miejscu też nie chciałabym rozmawiać z ludźmi, którym zależy tylko na zyskach.

- Słuchajcie - Cowell w końcu przerwał zmowę milczenia - Niall na pewno nie...

- Nie mów nam, czego chciałby Niall - Harry w końcu nie wytrzymał. Jad w jego głosie wywołał ciarki na moim ciele. Był taki zły. Swój żal wyrażał wściekłością. Nie umiał poradzić sobie z zaistniałą sytuacją. Nikt z nich nie dawał sobie rady. Było zdecydowanie za wcześnie na gadaninę o interesach. - Lepiej postaw sprawy jasno i miejmy to z głowy. Nie mam ochoty spędzać w tym budynku ani chwili dłużej.

- Doskonale. - Simon przyjął oficjalną postawę i kładąc ręce na stole zwrócił się do Stylesa - Niall odszedł...

- Niall się zabił. Nie odszedł. - poprawił go brunet. Zayn podniósł głowę na te słowa, a Louis prawie wybuchł płaczem. Byli tacy podłamani.

- Niall odszedł - kontynuował kładąc nacisk na każde zdanie - Ale to nie znaczy, że One Direction kończy swoją działalność. Musicie pokazać, że wyszliście z tego silniejsi...

- Czy to są żarty? - brunet znów mu przerwał - Naprawdę myślisz, że chcę w tym brać udział po śmierci jedynej osoby, która była prawdziwa w tym całym bajzlu? Nie ma mowy.

Nie chciałam na niego patrzeć, bo wiedziałam, że widok jego rozwścieczonej twarzy tylko spotęguje wstręt jaki do siebie odczuwałam. Byłam dla niego kolejną hieną z Syco, która próbuje zrobić karierę żerując na innych ludziach.

Wiele słyszałam na jego temat. Ludzie pracujący z zespołem od samego początku, często powtarzali że Harry bardzo się zmienił. Tak naprawdę nie było w nim nic z uroczego chłopaka, który rozkochał w sobie połowę Wielkiej Brytanii. Stał się gniewny, nierzadko wpadał w melancholijny nastrój, a przebywanie w towarzystwie reszty członków zespołu traktował jako konieczność. Jedynie w Niall'u odnajdywał przyjaciela. Podobno byli zżyci i potrafili ze sobą żartować, co w przypadku Stylesa było nie lada wyczynem.

A teraz Niall'a nie ma i Harry Styles został sam.

- Chcemy byście dalej koncertowali. - odezwała się rudowłosa asystentka prezesa. Miała zacięty wyraz twarzy i z pewnością nie lubiła dawać za wygraną. - To może być coś, co popchnie Waszą karierę jeszcze bardziej do przodu. Oczywiście oddamy Niall'owi Horanowi wszelkie honory, na każdym koncercie będzie upamiętniony jego wizerunek, gitara w specjalnym miejscu, irlandzki mikrofon...

- Wszystko sobie przygotowaliście. - Harry pokręcił z niedowierzaniem głową. - Chcecie zarobić na jego śmierci. Jakim trzeba być człowiekiem, żeby promować się zaledwie 4 dni po jego śmierci? - nagle spojrzał na mnie. Zielone, zimne tęczówki zawiesiły się na mojej twarzy. Nie wyrażały żadnych emocji, tylko pustkę. - Nie będę w tym uczestniczyć.

- Chciałem tylko przypomnieć, że podpisałeś wiążący, dwuletni kontrakt.

- Możesz go podrzeć. Odchodzę. - wstał ze skórzanego siedziska i skierował się ku wyjściu. Nikt z pozostałych członków nie pisnął ani słowa. Liam wykazał chęć dołączenia do swojego kolegi, ale po chwili zrezygnował i wrócił do wygodnej pozy.

- Wiesz, jaka kara na Ciebie spadnie? - zagroził Cowell.

Harry obrócił głowę i przeczesał palcami długie pukle włosów.

- Zapłacę każdą sumę, żeby nie musieć już z Tobą nigdy więcej pracować - powiedział jednostajnym tonem, a potem wyszedł z sali zatrzaskując za sobą szklane drzwi.

Wraz z jego wyjściem, atmosfera tylko się zagęściła. Louis nie wytrzymał i poprosił o chwilę przerwy - był na krańcach wytrzymałości. Zayn mu zawtórował i naciągając kaptur jeszcze bardziej na twarz, chwycił pod ramię swojego przyjaciela i wspólnie nas opuścili. Zostaliśmy w czwórkę. Liam, Simon, rudowłosa asystentka i ja - zupełnie nie mając pojęcia, co tam robię. Najchętniej uciekłabym stamtąd jak najszybciej. Miałam ochotę go dogonić. Chwycić w kościste dłonie jego marną twarz i zatopić usta w jego, tak by choć na chwilę ulżyć mu w bólu. Ale on mnie nienawidził. Gardził mną tak samo, jak ja sobą. Widział mnie tylko w złym świetle. Nie miałam siły by próbować to zmienić. Nie chciałam kolejny raz bronić się przed atakami. Pozostało mi umierać powoli, zamknięta we własnych myślach, w których królowała tylko jedna postać - on.

- Nie można mu pozwolić odejść - asystentka nie dawała za wygraną - Jednego jesteśmy w stanie zatuszować, ale dwóch? Chyba, że zrobimy z niego podłamanego psychicznie, uczuciowego chłopaka, który nie dał sobie rady ze śmiercią przyjaciela. - powiedziała zadowolona z wymyślenia kolejnej alternatywy, a ja pragnęłam rzucić się na nią i wyrwać każdy włos z jej głowy. Cowell pokręcił z niezadowoleniem głową i zawiesił wzrok na Liamie, jedynym członku, który postanowił zostać z nami.

- Trzeba go nakłonić, żeby wrócił. Inaczej wszystko co robiliśmy przez 4 lata, nie będzie miało żadnego sensu. - Simon ściszył tajemniczo głos, a Liam mu zawtórował. Nie spodziewałam się, że będzie chciał kontynuować przygodę z zespołem. Nie miałam pojęcia co nim kierowało i dlaczego, w obliczu tak strasznej tragedii, chciał pomóc człowiekowi, któremu zależało tylko na zyskach.

- Dajmy mu czas na ochłonięcie - wydukał trochę niepewnie - Pójdzie na pogrzeb, przeżyje żałobę i może zmieni zdanie.

- Nie, nie. - prezes miał inne zdanie - Twarda z niego sztuka. Dlatego go tak lubię. - uśmiechnął się łagodnie - Estelle - zwrócił się do mnie - Trzeba go nakłonić, żeby wrócił. I to będzie Twoje zadanie. Nie wiem jak to zrobisz, ale mam przeczucie, że Ciebie akurat posłucha. - nuta podtekstu w jego głosie nie dała mi spokoju. Zaczęłam obawiać się, że wie za dużo, że ma wgląd do mojego umysłu. Nikomu przecież nie zwierzałam się z głupiego, młodzieńczego zauroczenia. Nie miałam wielu znajomych, a Ci którzy stanowili wąską grupę moich przyjaciół, raczej nie byliby wyrozumiali co do mojego wyboru. Gdy usłyszeli, kim będę się zajmować na stażu, nie omieszkali pochwalić się znajomością kilku żenujących anegdotek - przecież One Direction to zespół dla nastolatek potrzebujących wymyślonego celu, by żyć.

Nie miałam pojęcia w jaki sposób nakłonić Stylesa do powrotu. Ten człowiek gardził moją osobą. Nienawidził mnie z całego serca i pewnie nie posłuchałby nawet swojej mamy, a co dopiero osoby, która pracowała w firmie, która potrzebowała go by wygenerować ogromne pieniądze.

- Przeciwieństwa się przyciągają - dodał cicho Liam i posłał mi uśmiech pełen współczucia.

AFTER END - H.S.On viuen les histories. Descobreix ara