Rozdział 15: Bajka bez happy endu

2.2K 183 19
                                    

Garsonka, którą miałam na sobie, nie zniosła dobrze podróży metrem. Jej cienki, szary materiał nie sprostał próbie tłumu i strasznie się pogniótł przez co nie wyglądałam jak rasowy pracownik jednej z największych, brytyjskich firm łowiących nowe gwiazdy, a ledwo co zdegradowany urzędnik. Nawet gdybym chciała, nie zdołałabym doprowadzić spódnicy do stanu odpowiadającego wyszukanym normom Syco.

Jednak nie przejmowałam się tym ani trochę. Miałam znacznie większe problemy na głowie niżeli martwienie niewyprasowanym kawałkiem szmaty. W moim życiu działo się stanowczo za wiele.

Kiedyś z uporem osła narzekałam na brak atrakcji, ciągle marząc o chociażby chwili intensywności. Byłam raczej typem samotnika, którego jedynym zajęciem było uczenie się, a potem przeglądanie papierów i kompletowanie dokumentacji. Dopiero dostając staż u Cowella zrozumiałam, jak wielką głupotą było rezygnowanie z nudnego, ale poukładanego życia.

Teraz bardziej przypominało toczącą się kulę śnieżną, która z każdym kolejnym obrotem nabierała prędkości, ale i masy problemów. Z chwilą przekroczenia progu siedziby Syco wydałam samobójczy wyrok. Najpierw dałam sobie wmówić, że One Direction to dobrze prosperująca, jednogłośna machina, następnie bez zająknięcia zostałam wepchnięta w sidła Harry'ego poddając się jego urokowi w stu procentach, a potem sama mianowałam się wyzwolicielką uciśnionych.

Byłam najbardziej naiwną osobą, jaka kiedykolwiek chodziła po tym świecie. Tak wiele istot mną manipulowało, że w pewnym momencie zapomniałam jak mam naprawdę na imię. Każdy posiadał własną wersję wydarzeń, wiedział najlepiej kto jest tym złym.

Tylko gdzie w tym wszystkim byłam ja? Próbowali przekonać mnie do swych racji, nie pytając nawet co czuję. Nikt z nich nie wspomniał o tym, co ja mam na ten temat do powiedzenia. Nikt nie zatroszczył się o moje samopoczucie. Żaden nigdy nie poprosił o chwilę szczerości. Ale za to wymagali bym im ufała, pomagała i zawsze stała naprzeciw reszcie.

W końcu odważyłam się, by powiedzieć nie. By zrobić ostatecznie coś, czego naprawdę pragnęłam. By zrealizować cel nienarzucony przez Liama, Simona czy Harry'ego. By zrobić to, co podpowiadało mi serce - nie, skażone toksyczną miłością, ale to, które prowadziło mnie na dużo wcześniej przed poznaniem piątki popapranych piosenkarzy.

Chciałam być sobą. I to właśnie dlatego otwierając z impetem szklane drzwi z wielkim złotym napisem, z podniesioną głową wmaszerowałam do środka i uśmiechając się gniewnie do recepcjonistki, nacisnęłam guzik przywołujący windę.

Dobrowolnie pakowałam się w paszczę lwa. Wiedziałam, że z chwilą gdy Simon dojrzy mnie na korytarzu swojego piętra, będę skazana na jego łaskę do końca istnienia chociażby cienia szansy na reaktywację zespołu. Miałam jednak jasny cel. Jedyne czego oczekiwałam, to pozwolenia na realizację go. Resztę Cowell mógł rzednie roztrwonić.

Weszłam do metalowego pudełka i odczekałam, aż wywiezie mnie na samą górę. Zaciskając palce na uchu granatowej torebki odliczałam sekundy do spotkania z niedoszłym wrogiem. Gdy srebrne wrota się otworzyły, wyruszyłam prosto przed siebie nie racząc sekretarki nawet najkrótszym spojrzeniem. Brzydziłam się nimi wszystkimi po kolei. A najbardziej brzydziłam się sobą.

- Czekają na Panią tam gdzie zawsze - usłyszałam za sobą. Odwróciłam głowę i posłałam brązowowłosej dziewczynie minę oznaczającą przyjęcie komunikatu, a potem zniknęłam za rogiem.

Sunęłam wzdłuż jasnego korytarza dokładnie stawiając każdy, następny krok. Szklana sala znajdowała się na samym końcu i to tam zbiegli się wszyscy, którzy mieli na względzie mój powrót do Syco. Podejrzewałam, że nie obędzie się bez spotkania z rudą asystentką szefa i że Liam będzie siedział na swoim stałym stanowisku z zaciętym wzrokiem wsłuchując się w potyczkę zdań.

AFTER END - H.S.Where stories live. Discover now