27. Co ty sobie myślałaś?

Start from the beginning
                                    

- Nie wtrącaj się, David - powiedział Nate. Jego głos był tak ostry, że poczułam, jak nieprzyjemne dreszcze przebiegają mi po plecach, wzdłuż kręgosłupa. Nate był wkurwiony na maksa. Bardziej się chyba nie dało. - Jesteś tak samo winny jak i ona. Dlaczego tam pojechaliście? Do reszty straciliście rozum?! 

- Powiedział, że ma Dylana - wyrwało mi się. Nie patrzyłam na niego, mój wzrok utkwiony był w szklanym stoliku stojącym przed kanapą. - Powiedział, że jeśli nie przyjadę, on... on... - zacisnęłam powieki z całej siły. Nie mogłam dokończyć tego, co siedziało mi w głowie. - Musiałam to zrobić, rozumiesz? Musiałam tam jechać. 

- Więc dlaczego mi nic nie powiedziałaś? - spytał, nieco spokojniejszym tonem, choć nadal słychać było, jak bardzo zdenerwowany był. - Dlaczego, kurwa, postanowiłaś zrobić to sama!? 

- Nie sama - pokręciłam przecząco głową. - Był ze mną David. 

- Dobrze wiesz, że nie o to chodzi - warknął. - Nie miałaś prawa decydować o tym sama - oznajmił, a ja zmarszczyłam brwi. 

- Niby dlaczego? - spytałam, nie rozumiejąc. - Chodziło o mojego brata. Chyba mam prawo... 

- Nie - nie dał mi dokończyć. - Nie masz prawa decydować sama o takich sprawach. Bo to ja cię w to wszystko wplątałem. 

Rozchyliłam wargi, zdziwiona jego słowami

- I ja cię z tego wyplączę - oznajmił tonem nie znoszącym sprzeciwu. Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Nate posłał mi ostatnie zdenerwowane spojrzenie i wyszedł z salonu, zostawiając mnie z Davidem. 

Zamknęłam usta, kiedy zrozumiałam, że nadal mam je otwarte i przygryzłam wargę, odwracając głowę w prawo. 

- Stacy, jeśli chcesz porozmawiać o tym, co się stało... - zaczął David. Nie musiałam na niego patrzeć by wiedzieć, że powoli się do mnie zbliżał. - To wiesz, że zawsze możesz do mnie przyjść. Nie zrobiłaś nic złego. Broniłaś się. 

- Nic złego? - prychnęłam z niedowierzaniem. - Zabiłam go, David. 

- W akcie samoobrony. Inaczej on zabiłby ciebie - odwróciłam głowę w jego stronę i uśmiechnęłam się pod nosem, choć w tym uśmiechu nie było nawet krzty wesołości i radości. Ponownie ciche prychnięcie wymsknęło mi się z ust.

- Teraz każde moje morderstwo będzie aktem samoobrony? - spytałam. Chłopak nie odpowiedział. Zacisnął usta w wąską linię, a ja pokiwałam głową, cały czas na niego patrząc. Na ustach czaił mi się uśmiech, nad którym nie mogłam zapanować. - No właśnie - mruknęłam, przełykając głośno ślinę. - Idę się umyć. Muszę to z siebie zmyć. 

Gwałtownie podniosłam się na równe nogi. Lekko zakręciło mi się w głowie, jednak postanowiłam to zbagatelizować. Nie patrząc dłużej na Davida, odwróciłam się na pięcie z zamiarem wyjścia z salonu. Kiedy byłam przy drzwiach, zatrzymał mnie jednak głos mojego przyjaciela. Zatrzymałam się, wzdychając cicho. 

- Stacy - zwrócił się do mnie. - Wszystko okej? - od razu pokiwałam twierdząco głową. Odwróciłam głowę w jego stronę a dłoń położyłam na białej futrynie drzwi. Jeden kącik moich ust drgnął niezauważalnie do góry. 

- Wszystko w porządku.  

A najgorsze było w tym wszystkim to, że nie kłamałam. Mimo szoku, w którym nadal tkwiłam nie odczuwałam nic. Żadnych wyrzutów sumienia, żadnego smutku czy rozgoryczenia. Pustka. Dosłownie pustka, która ogarnęła całe moje ciało i umysł. 

Miałam na dłoniach krew człowieka i nie potrafiłam nawet powiedzieć, że było mi przykro. 

Nathaniel stworzył potwora. Miał nade mną zupełną władzę. Nathaniel stworzył kogoś, kto nie potrafił odczuwać uczuć tak, jak kiedyś. Sprawił, że byłam bezduszną dziewczyną z miejscem zarezerwowanym w piekle. Zasługiwałam na nie, zasługiwałam na sam środek piekła. Byłam bezuczuciową suką. Kiedy tak naprawdę zaszły we mnie takie zmiany? Na to pytanie nie potrafiłabym odpowiedzieć. Prawdopodobnie proces ten zaczął się, kiedy poznałam Nathaniela. W tamtym klubie, gdzie pracowała Mara, Nate miał już mnie w garści. Od tamtej chwili zachodziły we mnie zmiany nad którymi nie potrafiłam zapanować. 

The perfect killer ✔️Where stories live. Discover now