🕷 Rozdział 7 🕷

2.6K 136 71
                                    

- Dobrze cię widzieć, synu. 

***

Po dwóch godzinach długiej i ciężkiej rozmowy, Peter nadal nie wiedział co myśleć. Oto jego rodzice, którzy powinni być martwi, siedzą przed nim. Przez krótką chwilę myślał że to sen lub jakieś złudzenie, ale niejasno słyszał głosy Tony'ego i jego rodziców. Potajamnie się nawet uszczypnął, ale to nic nie dało.

- Peter? - ktoś go szturchnął - Słuchasz?

Otrząsnął się. - Uhuh...

- Fury wezwał nas do pomocy z jakimś nieznanym obiektem. Byliśmy już w jego biurze i omówiliśmy pewne sprawy. Gdy skończyliśmy, postanowiliśmy się z tobą spotakć. - tłumaczyła Mary, mówiąc powoli jak do małego dziecka.

Peter nie odpowiedział. Nastała chwila niezręcznej ciszy, którą w końcu przerwał Tony, wzdychając i mówiąc: 

- Chyba najlepiej będzie dla wszystkich, jeśli oboje zostaniecie w Wieży. Przynajmniej dopóki czegoś nie postanowimy. - powiedział wpatrując się w Petera, bez słów prosząc go o aprobatę.

Co ja mam tutaj do powiedzenia? Pewnie i tak zostaną... A później "postanowią" wrócić do siebie. - pomyślał Peter z żalem.

- Jasne. - odpowiedział cicho. - C-czy m-m-mogłbym pójść do mojego pokoju? - uderzył się wewnętrznie za to, jak zaczął się jąkać.

- Idź. - odpowiedziała rudowłosa czułym głosem.

Peterowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Szybko ruszył do swojego pokoju, nie oglądając się za siebie.

***

Peter siedząc na swoim łóżku, rozmyślał co dalej będzie. Czy zabiorą mnie ze sobą do domu? Co na to May i Tony? Czy gdyby nie ta misja, to bym ich w ogóle nie poznał? Ile dla nich znaczę? Nie tak sobie wyobrażałem nasze spotkanie...

Tak bardzo zatracił się w swoich rozmyśleniach, że nie usłyszał otwierających się drzwi od jego pokoju. 

- Peter? - ktoś szepnął cicho, a do pokoju weszła Mary. Podeszła do łóżka i usiadła na krańcu. - Nawet nie wiesz jak jest nam przykro. Jesteśmy tak samo zdezorientowani jak ty, kochanie.

Słysząc jak ktoś nazywa go kochanie, tak podobnie do May, sprawiło że Peter przełknął głośno ślinę.

- Twój tata i ja... - kontynuowała - Nigdy nie sądziliśmy że ponownie cię zobaczymy.

- Czemu nigdy nie wróciliście? - przerwał jej ostro Peter.

Mary westchnęła głęboko i przesunęła się tak, że siedziała tuż obok niego, ale nie dotykając go.

- Po "katastrofie" nie mogliśmy tak po prostu wrócić, to było zbyt niebezpieczne dla nas i dla ciebie, gdyby nasi wrogowie dowiedzieli się że nadal żyjemy. To wszystko było nieplanowe, gdy wylądowaliśmy na mało zaludnionej wyspie postanowiliśmy tam zostać. A kiedy się trochę udomowiliśmy, pojechaliśmy na chwilę do Nowego Yorku. Widzieliśmy cię, wiesz? Kilka razy. - Peter spojrzał na nią zdezorientowany - Po raz pierwszy w parku, byłeś mały i smutny po naszym zniknięciu, a Ben zabrał cię na lody. Po raz drugi na rozpoczęciu roku w liceum i ostatni raz na pogrzebie Bena. Chcieliśmy cię zabrać ze sobą, uwierz mi. Ale widząc, jak jesteś szczęśliwy w swoim nowym życiu, nie chcieliśmy ci tego odbierać.

Peter ze łzami w oczach uświadomił sobie że jego mama już skończyła i poprawiała mu włosy, zaciągając je za ucho.

- Tęskniłem za wami. - mruknął i pochylił się bardziej w stronę Mary, tak że stykali się ramionami.

- My za tobą też kochanie. - cmoknęła go w czoło - A teraz opowiedz mi wszystko.

***

Tydzień później gdy sprawy powoli zaczynały się układać, Peter mimo początkowego gniewu i żalu dla jego rodziców, zaczął się z nimi coraz bardziej dogadywać.

A Tony się cieszył, bo póki Peter był szczęśliwy to on też. Przynajmniej tak sobie tłumaczył.

Pewnego wieczoru Tony chciał zabrać Petera na mecz, ale chwilę później dowiedział się od Happy, że jest już "zajęty".

- Fri? Wiesz gdzie jest Peter lub Happy? - spytał Tony.

- Państwo Parker, Happy i Mini Boss wyszli pół godziny temu szefie. - odpowiedziała mu. Tony marszcząc brwi, spytał:

- Wiesz gdzie?

- Niestety nie, szefie. - odpowiedziała, brzmiąc smutno.

Tony wybrał numer Happy, po tym jak Peter nie odbierał. Chwilę później dowiedział się że poszli na lody do centrum. Wzruszając ramionami, odwrócił się i skierował się w stronę laboratorium.

Ale nie był zazdrosny. 

Chodziaż inaczej powiedział Rhodey, który przyjechał na kilka dni do Wieży. Gdy zobaczył zachowanie Tony'ego, od razu skomentował to że nigdy nie widział by Tony był zazdrosny, nie licząc jednego momentu w MIT.

Ale on nie jest zazdrosny, po prostu nie jest przyzwyczajony do takiego dzielenia się Peterem

I chyba Parkerowie także. 


Skończone: 10.07.2020

813 słów



Welcome back, PeterWhere stories live. Discover now