🕷 Rozdział 10 🕷

1K 54 15
                                    

Starał utrzymać przytomność i spróbować się podnieść, ale po chwili widział tylko ciemność.

***

- Peter? 

- Peter słyszysz nas? 

Brązowooki otworzył oczy z trudem, rozglądając się stwierdził że jest w MedBay. Przypominając sobie ostatnie wydarzenia, poderwał się do pozycji pionowej czego od razu pożałował gdy zaczęły go boleć plecy. 

- Ugh... - jęknął i położył się z powrotem. 

- Nie wstawaj jeszcze, jesteś dość poobijany. - usłyszał jak jego ojciec do niego szepcze. 

- Co się stało? - spytał cichym głosem Peter.

- Jaskinia się zawaliła, co ostatecznie wyszło nam na dobre bo potwór zginął, a jego ciało jest w bezpiecznym miejscu. Na szczęście wyszedłeś z tego tylko ze złamaną ręką i kilkoma siniakami.  - odpowiedziała Mary, która stała przy oknie po drugiej stronie pokoju.

- Co z Tonym? - spytał po chwili Peter, cichym głosem.

Jak się okazało jego rodzice nie za chętnie chcieli o nim rozmawiać i od razu zmieniali temat. Jedyne czego Peter się dowiedział to to że jego mentor żyje. 

***

Kilka godzin po tym jak jego rodzice poszli do swojego pokoju spać. Peter nie mógł usnąć, myśląc o jego kłótni z Tonym.

- Friday?

- Tak?

- Jak się czuje Tony? - spytał, bojąc się odpowiedzi.

- Szef jest w śpiączce, Peter. - odpowiedziała smutno - Nie wiemy kiedy się wybudzi. 

- On uratował ci życie, Peter. - dodała po chwili.

Młody chłopak zachłysnął się powietrzem myśląc w jakim stanie jest jego pseudo-ojciec. Nawet nie zauważył kiedy zaczął płakać, aż w końcu usnął.

Rano, gdy tylko się obudził, Mary siedziała obok niego ze świeżym śniadaniem i propozycją.

- Razem z twoim ojcem zastanawialiśmy się... Czy nie chciałbyś wrócić z nami do domu? - spytała z nadzieją - Na czas nieokreślony, myślimy że tak będzie lepiej i szybciej wrócisz do zdrowia w spokojnym domu, a nie zatłoczonej wieży. Co ty na to, kochanie?

Peter przez pierwsze sekundy był zły na siebie że w ogóle to rozważał, ale myśl o tym że będzie musiał tu czekać i martwią się każdego dnia że Tony się nie obudzi była zbyt przytłaczająca. Więc po chwili odpowiedział:

- Dobra.

***

Tony wybudził się dokładnie miesiąc później. Jego pierwsze myśli sprowadzały się do Petera i czy czy nic mu nie jest. Ale mówienie okazało się nie takie łatwe po tak długim czasie nieużywania głosu.

- Leż spokojnie stary, nieźle oberwałeś. - usłyszał jak mówi do niego Rhodey. 

- Gdzie jest Peter?

Rhodey spojrzał na niego z opuszczonymi ramionami.

- Wyjechał.

Tony spojrzał na niego jak by był obcy. - Co to ma znaczyć wyjechał?

Mężczyzna spojrzał na niego z poczuciem winy. - Rodzice zabrali go do domu, stary...

Po tych słowach Tony miał wrażenie że jego świat się wali. Jego koszmar się spełnił i jedna z najważniejszych mu osób została mu odebrana. Dopiero po chwili zauważył że ciężko mu się oddycha. 

Welcome back, PeterKde žijí příběhy. Začni objevovat