🕷 Rozdział 6 🕷

3K 165 68
                                    

Z szacunkiem, Mary i Richard Parker.

***

Kilka tygodni później gdy był już koniec maja, Peter wracał do mieszkania ze szkoły. Po chwili napisał do May że spóźni się o kilka minut, bo pójdzie zjeść przekąskę przed obiadem.

Rok temu Pan Delmar otworzył swoją knajpę w Queens. Pracuje tam na co dzień, a w jego sklepie pracuje teraz jego córka jako szefowa.

Młody chłopak zaczął kierować się w stronę Main Street, gdzie był jego ulubiony bar. Wszedł do środka i od razu usłyszał przyjazne mruknięcie Murpha - kota pana Delmara, który siedział na parapecie. Podbiegł do niego i pogłaskał go pogłowie.

- Jak leci, kolego? - spytał cicho, po czym skierował się w stronę kasy. Siedział tam - za blatem - we własnej osobie, pan Delmar. A gdy zobaczył Petera uśmiechnął się i zapytał:

- Peter! - zawołał entuzjastycznie - To co zawsze? 

- Z podwójnym serem, proszę. - dodał uprzejmie Peter. A młoda dziewczyna za ladą, zaczęła szykować zamówienie.

Podczas czekania Peter rozejrzał się po lokalu. Nie było wielu ludzi, ale nie było też mało. Dorosła para z dzieckiem siedziała w koncie, kilka par siedziało przy oknie i dwie dziewczyny przy kasie. 

Sam lokal był bardzo domowy i przytulny, więc wszyscy (którzy mieszkają blisko) uwielbiają tu przychodzić. Był kominek, który raczej rzadko się palił, raczej tylko na specjalne okazje (typu Święta), kilka wygodnych foteli, zabawki Murphy'ego porozrzucane wszędzie, bo małe dzieci kochają się z nim bawić, oraz doniczkowe rośliny które dopełniały cały wystrój.

- Proszę bardzo. Twoje jedzenie. - zawołała kasjerka, wyrywając Petera z transu.

- Dzięki. - powiedział i wyjął swój portfel z tylnej kieszeni spodni. Miał do zapłaty 6.55 i szukał drobnych by zapłacić równo. Gdy już znalazł i spokojnie zapłacił, wziął swoje jedzenie i skierował się w stronę wolnego stolika. 

Kiedy chciał zabrać się za jedzenie, zauważył że nie czuje swojego portfela w kieszeni. Rozejrzał się gwałtownie i po chwili paniki, zauważył że leży na ziemi kilka metrów od niego.

Wstał głośno odsuwając krzesło, przez co kilka osób obok niego się skrzywiło, chwilę później schylił się by wziąć swoją rzecz i gdy już miał wrócić do swojego stolika, poczuł jak wpada na coś twardego. 

Wylądował na ziemi, zadzierając głową o kant innego stołu, przez co krew zaczęła wsiąkać w jego beżowy golf na szyi. Próbował wstać, ale ból głowy zbyt bardzo zwracał na siebie uwagę by robić cokolwiek innego. 

Po chwili usłyszał głośne i głębokie warczenie:

- Uważaj jak chodzisz, dziecko. - Peter spojrzał do góry, trzymając jedną rękę na ranie, zobaczył łysego, wysokiego mięśniaka. Bał się wstać, nie wiedział jaki będzie następny ruch mężczyzny, a nie wyglądał jakby miał odejśc i udawać że nic się nie stało.

- Daj mu spokój. - powiedział kolejny męski głos, zza wielkiego faceta.

- Przepraszam? - spytał drwiąco, odwracając się od Petera i zwracając pełną uwagę na mężczyzne za nim.

- Nic nie szkodzi. - powiedział sarkastycznie - A teraz wyjdź i zostaw go w spokoju. - powiedział ciszej, coraz bardziej się irytując. Większy mężczyzna popatrzył na ich dwoje przez chwilę z pogardą, a później odszedł bez słowa. 

Peter powoli wstał, trzymając się ściany jako pomoc. 

- Hej, ostrożnie, nieźle oberwałeś w głowę. - powiedział nieznajomy, wyciągając rękę jakby chciał powstymać Petera przed upadkiem. - Jak się czujesz?

- W porządku, ale myślę że będzie lepiej jak już pójdę... - powiedział nieśmiało młodszy chłopak, chwytając swoje rzeczy by stamtąd jak najszybciej wyjść. Spojrzał jeszcze na mężczyzne który go uratował, chciał mu podziękować, ale po chwili spytał: - Czy my się już poznaliśmy, proszę pana?

Zanim zdąrzył odpowiedzieć, kobieta (prawdopodobnie jego dziewczyna) zawołała go. Peter nie zawracając sobie głowy dalszą rozmową, wymamrotał ciche podziękowania i praktycznie wybiegł z restauracji. 

***

Kiedy wszedł do Penthouse 15 minut później, wszystko wydawało się w porządku, ale gdy Tony zobaczył jak bardzo jest blady i że trzyma się za głowę, zaczął się martwić. Złapał go za ramiona i poprowadził do najbliższego pustego pokoju. 

- Szefie, goście... - przerwał im Friday, ale Tony machnął ręką zatrzymując AI.

- Powiedz im że zaraz przyjdziemy. - powiedział szybko. - W porządku? - spytał cicho Petera, podsadzając go tak że siedział na biurku, a Tony przed nim. Chłopak nawet tego nie zauważył, zbyt zamglony.

Gdy Peter nie odpowiedział, wziął małą apteczkę spod biurka i zaczął odkarzać i zabandażowywać ranę na czole.

Gdy wszystko było już gotowe, a Peter dostał swoje leki przeciwbólowe, młodszy zobaczył jak jego mentor się denerwuje. Nerwowe przeczesywanie włosów i drżenie rąk. 

- Co jest? - spytał cicho Pete.

- Chce żebyś kogoś poznał. - powiedział krótko bilioner, kierując ich w stronę salonu. - Ale chce żebyś wiedział że możemy w każdej chwili wyjść i iść do laboratorium...- zaczynał mamrotać.

- Tony! Uspokój się, przecież nie każesz mi rozmawiać z kosmitami... - Peter się chwilę zastanowił - Nie każesz mi rozmawiać z kosmitami? - spytał na wpół poważnie, starszy mężczyzna zachichotał i owinął ramię wokół Petera. 

Weszli do salonu w ciszy, słychać było tylko pomruki reaktora łukowego, ekspresu do kawy i telewizji, a na kanapie siedziała w średnim wieku para. 

Gdy Peter zorientował się że to ci sami ludzie, których spotkał u Delmara, zaczął być niespokojny. Po co mieliby tu przyjść? Tony nie kazałby mu z nimi rozmawiać, gdyby to nie było ważne.

Peter zestresował się rozmową z nimi tak bardzo, że zaczęly mu się pocić ręce. Naciągnął na nie swoje rękawy swetra, by zmniejszyć swoje zażenowanie.

Oboje dorosłych wstało i patrzyło na niego z czułym wzrokiem. Tony powoli wycofał się na drugi koniec pokoju, dając im trochę prywatności. 

- Peter, to... - zaczął Tony.

- Mary i Richard Parker. - dokończył drugi mężczyzna.

Peter patrzył przez chwilę zdeozrientowany, przez chwilę myślał że zemdleje. Przez gulę w gardle, zdołał tylko wydusić drżącym głosem: - Czekaj, ja...?
Richard (tata?) podszedł bliżej i wziął jego dłonie w swoje większe, zauważając że są lekko mokre, przez co Peter poczerwieniał, ale on zdawał się nie zwracać na to uwagi. 

- Dobrze cię widzieć, synu. 


Skończone: 15.05.2020

1037 słów




Welcome back, PeterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz