✨Rozdział 7✨

816 71 31
                                    

Magnus wgapiał się w telewizor i oglądał serial. Z zaangażowaniem przyglądał się akcji i grze aktorskiej, jednak nie potrafił skupić na tym całej swojej uwagi. Ktoś, z kim dobrowolnie się przykuł, siedział na drugim końcu kanapy i najwyraźniej nie umiał usiedzieć w miejscu.

Bane westchnął, gdy poczuł silniejsze szarpnięcie łańcucha, i spojrzał na Lightwooda. Ze skupieniem albo wykręcał sobie nadgarstek, by wydobyć rękę z metalicznego kółka, albo wciskał długopis do otworu na kluczyk albo starał się złamać łańcuch. Każda z tych prób wydostania się wychodziła mu marnie.

Niestety Aleś zaliczał się do upartych ludzi...

Magnus w pewnym momencie syknął, zaciskając pięść i łapiąc za łańcuch, który zdążył już pozostawić na jego nadgarstku ciemne pręgi.

- Alec! - fuknął Bane. - Mam uspokoić cię na własną rękę?!

Niezrażony groźbą Lightwood popatrzył na azjatę.

- W końcu zwracasz się do mnie normalnie... - mruknął.

Bane zmrużył oczy. Nie zamierzał dać temu nadpobudliwemu idiocie garstkę nadziei co do nudnego szacunku i nudniejszego, poprawnego wymawiania jego imienia.

- Nie myśl sobie - rzucił prowokującym tonem Magnus. - Dla mnie od dzisiaj jesteś Alesiem i w bliskim czasie nie ulegnie to zmianie. Pamiętasz, że mówiłem ci, że czasami zdarza mi się wcielić we wróżbitę?

Alec wyglądał na skołowanego, ale nie w pierwotnym założeniu tego słowa. Z sapnięciem zostawił w świętym spokoju kajdanki i oparł się o kanapę. Blada twarz przybrała obrażony wyraz, podobny do zbuntowanego dziecka, któremu ograniczono wybór ciastek do wyłącznie jednego opakowania z całego, kolorowego i kuszącego regału w sklepie.

Magnus uśmiechnął się, aczkolwiek... Na co mu spędzanie czasu z marudą, jeżeli łatwo może zminimalizować ten podły humor Alesia?

- Wiem, co nas wybawi z tego malutkiego kółka nieszczęść, zanim zamieni się ono w piekielną obręcz - oznajmił pogodnie Bane i skoczył na równe nogi. Zatarł dłonie i spojrzał na Lightwooda. - Czy Aleś życzy sobie drineczka?

Aleś zamrugał oczami, wyglądając przez dwie sekundy jak kompletny, niewyedukowany debil.

- Co? - zreflektował się i poprawił grzywkę wpadającą do oczu.

- Jak to co? Proponuję ci drinka. Mojej roboty - usta Bane'a wygięły się w dumnym uśmiechu.

- No ale ja nie piję.

Był to pierwszy tak przezabawny żart, jaki Magnus dzisiaj usłyszał.

- Oj, Aleś, taka skromność podchodzi pod czyste kłamstwo - chichotał azjata. - A gdzie to ja cię znalazłem, hmm? Pamięć mi podpowiada, że schlanego w parku wśród pustych butelek. No, chyba że to ja się naćpałem niewiadomo kiedy, i te butelki w rzeczywistości były twoimi przyjaciółmi?

- Dwie sprawy... - zaczął Alec, widocznie zestresowany i spięty. - Wtedy to... To nie była moja wina. Te butelki nie należały do mnie. A po drugie, to ja i tak nie mam przyjaciół.

Cienkie brwi Magnusa powoli się uniosły, kiedy przetwarzał on dostarczone przed chwilą informacje.

- Z tymi przyjaciółmi to smutne i takie żałosne trochę - skomentował, nie próbując nawet brzmieć wyrozumiale. - Hm, ale nie martw się. Spędzisz tutaj tydzień i gdy potem ktoś zapyta cię o twoich przyjaciół, będziesz mógł wymienić siedem imion. A co do tych butelek, to mógłbyś wyjaśnić, jak to nie należały do ciebie? Same przyfrunęły?

𝕊𝕠 𝕄𝕦𝕔𝕙 𝔾𝕝𝕚𝕥𝕥𝕖𝕣Where stories live. Discover now