♦️Rozdział 5 - Włamanie do świątyni♦️

31 4 0
                                    

Miała może dwanaście lat... A może nawet jedenaście... W przeliczeniu na wiek ludzki oczywiście.
Tajemnice pałacu swojego mistrza kusiły ją. Pomimo, ż nie pozwalał jej wchodzić do niektórych pomieszczeń - takich jak na przykład: jego sypialnia, lub biuro - oddała by wiele, by móc odkryć ich sekrety. Pewnego dnia, jeszcze przed śniadaniem potajemnie wkradła się do jego biura i schowała za pewną tropikalną rośliną. Obserwowała go bacznie: na początku odbierał połączenia od nieznanych jej dotąd humanoidów, a później załatwiał jakieś formalności. Minęło sporo czasu, a gdy już miała uciekać... Na jego biurku pojawił się kolejny niebieski hologram. Był to chyba człowiek, lecz odwrócony w stronę jej mistrza, więc nie zauważyła jego twarzy. Dodatkowo utrudniał jej to kaptur, narzucony na głowę tajemniczego korespondenta. Mówił coś spokojnym, chrapliwym i bardzo charakterystycznym głosem. Nie usłyszała zbyt wiele, poza kilkoma głośniej wypowiedzianymi słowami, takimi jak: „uważaj, Lordzie Tyranusie" lub „bardzo niebezpieczna". Skrzywiła się. Kiedy miała uchylać drzwi, wydała pewien głośniejszy dźwięk, a Dooku popatrzył w rzekome miejsce hałasu. Po chwili jednak wrócił do swoich spraw, a dziewczynka odetchnęła z ulgą. Wyszła.

***

Obi-Wan znów nie mógł zasnąć. Kolejną noc zastanawiał się, czy dziewczyna byłaby zdolna do takich czynów, lub w ogóle była zamieszana w tą sprawę.
- Znów nie spałeś, mistrzu? - zapytał Anakin, jakby z troską.
- Niestety - odpowiedział znużony.
- Znów o niej myślałeś, prawda?
- Martwię się - mówił. - Kiedy widziałem ją w świątyni, była spokojnym, opanowanym dzieckiem. Nie było po niej poznać gniewu, czy nienawiści.
- A do tego wykazywała ogromne zdolności w mocy, była również niezwykle inteligentna - zastanowił się Skywalker. - Czy to, aby nie zbyt podejrzane?
- Nigdy nie przypuszczałbym, że może zwrócić się ku ciemnej stronie...
- Ale tak się widocznie stało, a ty musisz się z tym pogodzić - poklepał go po ramieniu. - Musimy już iść generale, misja czeka.
- Masz rację, chodźmy.

***

- Więc, po co mnie wzywałeś? - mówiła spokojnym tonem.
- Mam dla ciebie kolejną misję - mówił jakby niepewnie. - Nie wiem jednak, czy podołasz.
- Nie uważasz, że wierza na Naboo, była odpowiednim sprawdzianem moich umiejętności? - zapytała sfrustrowana.
- Wcale tak nie uważam - popatrzył jej w oczy. - Jednak możliwe, że pomimo to, może to przerosnąć twoje umiejętności.
- Kontynuuj.
- Chcę, byś udała się do świątyni Jedi na Coruscant. Nie chcę, żebyś kogoś zabijała, a raczej... nie możesz nikogo zabić. Masz jedynie wykraść pewien holocron.
- A dlaczego sam tego nie zrobisz? Znasz mury tej świątyni równie dobrze jak ja - uśmiechnęła się podejrzliwie.
- Powiedzmy sobie jasno: jesteś o wiele bardziej dyskretna, więc sprawdzisz się idealnie w tej roli.
- Zgoda. Ale mam pewne pytanie: dlaczego nie mogę nikogo zabić?
- Jak mówiłem, masz być dyskretna. Nie możesz pozostawiać po sobie żadnych śladów, a jeśli zamordujesz jakiegoś Jedi, albo nawet pracownika, to rada zacznie się zastanawiać, a to może pokrzyżować nam plany. Poza tym, mogliby wtedy szybciej odkryć kradzież.
- Rozumiem. Kiedy wyruszam?
- Dziś o zachodzie słońca musisz być na miejscu.
- Tak, mistrzu. - Opuściła pomieszczenie.

***

Po powrocie z bitwy Kenobi zasiadł w swoim pokoju przy nikłym oświetleniu. Słońce chyliło się już ku zachodowi, chociaż zostawało jeszcze dość wysoko na widnokręgu. Medytował. Coś zakłócało mu spokój, wyraźnie to wyczuwał. Jakby jakaś mroczna energia wypełniła świątynię. Nie miał pojęcia, czy tylko on to wyczuwa, ale jedno było pewne: to była ona. Wiedział, że tutaj jest. Wiedział, że czegoś pragnie. Ale czego? I po co? Dla siebie, czy może dla kogoś innego? Na te pytania długo nie dostał odpowiedzi... A jednak coś sprawiło, że poczuł się jeszcze bardziej nieswojo, niż dotychczas. W ułamku sekundy ujrzał świątynię, archiwa, ale również pomieszczenie, przy którym pełnili wartę strażnicy. Zadrżał i ocknął się. Szybko wstał na równe nogi i czym prędzej pobiegł po Anakina.
- Mistrzu, coś się stało? - zapytał przejęty nagłym wtargnięciem Obi-Wana.
- Ona tu jest - rzucił szybko. - Wyczuwam silne zakłócenia w mocy.
- To dziwne, bo ja nic nie czuję - skwitował Skywalker.
- Nie gadaj, tylko chodź! Przyszła po holocron!
Anakin zerwał się natychmiast i popędził za mistrzem.
- Skąd możesz to wiedzieć?! - zapytał gwałtownie.
- Miałem coś w rodzaju wizji, ale niezbyt wyraźnej. Ale pewne jest, że jakimś cudem zdołała dostać się do świątyni. Do tego ten chłód, ta ciemność...
- Rozumiem twoje przejęcie, mistrzu, ale z całym szacunkiem: to mogą być złe przypuszczenia. Mylne wizje - mówił roztargniony w drodze do archiwów.
- Chodźmy, to się przekonamy! - przyspieszył.
Podeszli do strażników, którzy przyzwolili im dojścia do pomieszczenia.
- No to gdzie ona jest? - pytał ze zdenerwowaniem Anakin.
Kenobi zamknął oczy. Ale nie widział nic oprócz... ciemności i mroku. Czuł ten przenikliwy chłód, jak wcześniej.
- Tędy! - wskazał na pomieszczenie, w którym ukrywane były artefakty Sithów.
- Jesteś pewien? - stres zastąpił frustrację w Skywalkerze.
- Tak.
Weszli do środka. Wszystkie przedmioty były na swoim miejscu, wraz z holocronami. Anakin spojrzał srogo na swojego mistrza.
- No i po co nam to było?! - zapytał gniewnie, kiedy Obi-Wan również odwrócił wzrok w jego stronę. - Wszystkie artefakty są na swoich mie... - urwał spoglądając z powrotem na holocron... którego już tam nie było.
Spojrzał jeszcze kilka razy z niedowierzaniem, to na Obi-Wana, to na puste miejsce po zaginionym artefakcie.
- A...ale to przecież niemożliwe! - krzyknął. - On jeszcze przed chwilą tutaj leżał, przecież widziałem... - nie dał mu dokończyć Kenobi.
- Ja również to widziałem - popatrzył na Skywalkera. - O to mi właśnie chodziło. Nim zdołaliśmy coś zrobić, holocron został już skradziony. W tych aspektach nawet nudne książki nie kłamią.
- Musimy zawiadomić radę, prawda? - zapytał, jakby zawstydzony.
- Tym już zajmę się osobiście - poinformował Kenobi.

***

Zostawiła swój statek na jednym z „publicznych" lądowisk, po czym szybkim krokiem udała się w stronę świątyni. Nie mogła jeszcze skorzystać ze swoich tajemniczych możliwości, bowiem, kiedy by tak postąpiła, nie mogłaby ich użyć przez następne kilka dni. Tak to niestety działało. Niemal nieuchwytnie ominęła ochronę, po czym wtargnęła na teren budynku. Holocron Sithów był jej przepustką do większej wiedzy, a ta znowu, jest pierwszym krokiem do osiągnięcia prawdziwej potęgi w mocy. Wskoczyła prawie na dach budynku. Otworzyła mocą kratkę wentylacyjną, po czym wślizgnęła się do środka. Przechadzała się wąskimi korytarzami jakiś czas, po czym znalazła się nad kolejną pokrywą. To był ten moment, kiedy musiała skorzystać ze swoich - unikalnych dla jej rasy - umiejętności. Skupiła się, po czym poczuła drgania po prawej części twarzy, czyli tam, gdzie znajdowało się znamię, które w tej chwili stało się czysto białe. Otworzyła oczy, w których widniał ten sam lśniący kolor, co znaczyło, iż zatrzymała czas. Strąciła kratkę na ziemię, po czym sama na nią zeskoczyła. Miała jedynie dwadzieścia sekund, więc nie próżnowała. Podbiegła do drzwi i rozsunęła je mocą. Skierowała się do pomieszczenia, w którym znajdowały się artefakty Sithów. Minęła w pomieszczeniu Anakina i... Obi-Wana. Popatrzyła na niego przez krótką chwilę, po czym zabrała holocron i udała się z powrotem do wentylacji, w ostatniej chwili przyciągając do góry kratkę. Prześlizgnęła się kolejny raz w ciasnym szybie, po czym nie zostawiając za sobą śladu, umieściła kratkę w odpowiednim miejscu. Odleciała.
W nadprzestrzeni próbowała otworzyć tajemniczy artefakt - skutecznie. Odkrywała w ten sposób zupełnie nowe umiejętności ciemnej strony mocy, co z pewnością przyda jej się w pojedynku z hrabią Dooku.

♦️Star Wars: Uczennica mroku♦️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz