♦️Rozdział 1 - Wróg stał się mistrzem♦️

68 7 0
                                    

Otworzyła woreczek, po czym ukazał jej się błyszczący kryształ. Spojrzała na prawie gotowe rękojeści swoich nowych mieczy świetlnych, jednak nie chciała go używać do broni, którą sama będzie przecież zabijać. Ten kryształ, to była dla niej pamiątka, niemalże świętość - ponieważ była to jedyna rzecz, jaka została jej po rodzicach. Wcześniej znalazła już dwa podobne skarby - kiedy wybierała się na Ilum, jeszcze razem z innymi młodzikami Jedi, żeby zbudować swoje pierwsze miecze - ale to już zupełnie inna historia. Wzięła je do ręki razem ze szaro-srebrnymi rękojeściami i poszła do sali treningowej, gdzie czekał już na nią jej nowy mistrz: Darth Tyranus. Za chwilę stanie się to, co już od dawna chciała zrobić - wleje wszystkie swoje emocje do kryształów, tak aby uzyskać krwisto czerwoną barwę. Nareszcie będzie mogła dać upust negatywnym emocjom, pozwoli im przejąć nad sobą kontrolę. Kiedy była Jedi, nie mogła sobie na coś takiego pozwolić. To będzie jej szansa na nowe życie. Kaishya będzie mogła zemścić się na separatystach. Jedi nie pozwalali jej na takie akcje, teraz jednak, kiedy ma wgląd do codziennego życia hrabiego Dooku może to w bardzo łatwy sposób wykorzystać. Dołączyła do niego bowiem tylko dlatego, żeby później móc go zabić. Musi pomścić swoich rodziców, a ten sposób jest chyba najlepszy, jaki tylko mogła wymyślić. Już wystarczająco długo żyła w spokoju, pośród młodzików Jedi. Nikt jej tam nie chciał, chociaż i tak nie potrzebowała mistrza.

***

Z lekkim żalem spoglądała na wypaczone przez siebie kryształy, niegdyś wydawało jej się, że to i tak bez znaczenia. Ale one nie są przecież żywymi istotami... chyba. Kiedy przypominała sobie to uczucie, gdy wzbudzała w swojej duszy pragnienie zemsty i nienawiść do separatystów do oczu napływały jej łzy. „Nie, ja przecież nie mogę płakać. Jestem maszyną do zabijania, a nie jakimś głupim bachorem" - pomyślała przecierając oczy z uśmiechem. Jednak widok kryształu, wcześniej niemalże wołającego o pomoc był dla niej udręką. Teraz ten mistyczny okaz zdawał się pozbawiony jakichkolwiek emocji, a nawet nadziei. Zerknęła jeszcze raz na swoje dzieło, po czym włożyła je do swoich mieczy. Gdy włączyła broń, ukazała jej się krwiście czerwona barwa, która już chyba zawsze będzie jej przypominać o czynach, jakich dokonała.
„Czas na trening" - powiedziała sobie w duchu biorąc do ręki drugą rękojeść. Ruszyła w stronę swojego mistrza, który czekał już na nią ze złowrogim uśmiechem na twarzy. Ona zaś, gotowa do - nadal niestety treningowego - pojedynku przystanęła na przeciw niego. Oczywiście zdawała sobie sprawę z tego, że jest doskonałym szermierzem. Była pozytywnej myśli, przynajmniej jak na użytkowniczkę ciemnej strony mocy. Czekała, aż zrobi pierwszy ruch, jednak szybko znudziło jej się to zajęcie: wykonała ogromny, wspomagany mocą skok i dosłownie przeleciała nad swoim mistrzem. Gdy dotknęła stopami posadzki, zauważyła czerwone ostrze przeciwnika, kierujące się w jej stronę z nadzieją na odparcie przez nią ataku. Ona zaś chciała go zaskoczyć, więc gdy tylko klinga zbliżyła się do niej na odpowiednią odległość, zrobiła unik i przeleciała pod nogami rywala, który w ostatniej chwili zorientował się, co dziewczyna planuje. Zdążył odeprzeć atak, a potem jego miecz jeszcze kilka razy zetknął się z bronią uczennicy. W końcu wykonała skok i zaatakowała od tyłu, na co musiał odeprzeć atak za swymi plecami. Odwrócił wzrok w jej stronę, na co sarkastycznie się uśmiechnęła. Wykonała jeszcze kilka skoków, na które jej mistrz reagował z zachwytem - w porównaniu do innych, potrafił docenić przeciwnika, przez co nie wykonywał pochopnych kroków.
Z resztą czego mógł się spodziewać po byłym młodziku Jedi? Chociaż nigdy wcześniej nie miała własnego miecza, potrafiła się takim posługiwać: a nawet dwoma. Starcie nie było jednak na tyle spektakularne, żeby ogarnął go prawdziwy zachwyt. Miała dobrą technikę, ale nie mogła się z nim równać. Na treningu była niezła, ale gdyby doszło do prawdziwej walki pomiędzy nimi, raczej długo by nie pożyła - i tego się obawiała. Chciała zemsty, ale jednocześnie bała się, że zamiast niego może zginąć ona, a swoje obawy okazały się poniekąd prawdziwe, gdy zobaczyła go w akcji. Hrabia miał bardzo dobrą technikę walki. Będzie musiała się porządnie podszkolić, żeby go pokonać. Miała nadzieję, że nauczy ją trochę przydatnych tricków. Wykonała jeszcze kilka skoków, odrobinę uników i starała się jak najlepiej odpierać atak wroga.
- Masz niezłą technikę - odparł Dooku - jednak bardzo przewidywalną. Nie dałabyś rady ze mną wygrać - mówiąc to, na jego twarz znów wkradł się uśmiech. Sprowadził dziewczynę do parteru, napierając na nią mieczem świetlnym.
- Nie moja wina, że moja rasa charakteryzuje się skocznością i unikami. - Nadal blokując atak mistrza lekko przesunęła nogę szykując się do skoku.
Podskoczyła wspomagając się tajemniczą siłą, jednocześnie powalając przeciwnika. Obróciła się w powietrzu, po czym naparła na niego od tyłu (oczywiście zdążył się podnieść i odeprzeć atak). Drugą ręką wykonał szybki gest, którym tą samą mocą odepchnął dziewczynę w tył. Podbiegła do niego, jednak zdążył się już obrócić i odeprzeć kilka jej ataków. Ciemne pomieszczenie wypełniało delikatne, czerwone światło, poruszające się razem z walczącymi.

Po treningu Kaishya udała się do swojego pokoju. Odłożyła miecze na szafkę, po czym jej wzrok przeniósł się na maleńki woreczek, z którego wydobywał się lekki blask oraz płynęła cicha pieśń. Wyciągnęła z niego kryształ, który pobłyskiwał jednocześnie jakby... płacząc? Nie fizycznie oczywiście, ale tak jej się zdawało. Może jej rodzice nie chcieliby, żeby się mściła? „Nie, muszę ich pomścić - przypomniała swoją obietnicę - zemszczę się na separatystach, na Dooku i wszystkich innych, którzy przyczynili się do zniszczenia mojej planety, albo stali obojętnie, chociaż mogli pomóc - Jedi również"
- Jedi mieli dbać o dobro galaktyki, a nie pogrążać ją w wojnie - myślała na głos - mieli być strażnikami pokoju, a nie generałami wielkich armii walczących z przeciwnikiem - „I dlatego odeszłam" - dodała, tym razem w myśli.
Nie lubiła wojen, ponieważ kojarzyły jej się z najgorszym: utratą środków do życia, domów, a nawet bliskich - a to ostatnie bolało ją najbardziej. Nie chciała brać czynnego udziału w konflikcie. Zemsta na swoim mistrzu - chociaż go za niego nie uważa - była jej osobistym problemem i nie chce, żeby ktokolwiek się w to mieszał. Wszystko wolała wykonywać sama: nawet mierzyć się z trudnościami, do czego czyjaś obecność byłaby całkowicie zbędna. Dlaczego? Może po prostu była przyzwyczajona walczyć w pojedynkę, nie przywiązywać się do ludzi i zarazem nie musieć się o nich martwić.
Czerwona barwa jej mieczy przypominała jej o rodzicach, o tym jak zostali zabici przez jakieś marne droidy, o tym, jak zepchnęła je do ognia (nie mówiąc już o innych rzeczach). Wtedy nie rozumiała tego, co zrobiła, jednak teraz już wie - to moc, ta tajemnicza siła, która jest w niej silna potrafi zdziałać takie cuda. Ale telekineza i wspomaganie się tą energią w biegu, czy skokach to dopiero początek: jest bowiem wiele innych możliwości mocy, o których nie zdążyła się przekonać - jeszcze. Gdyby nie treningi, czy misje (na które już niedługo zostanie wysłana), mogłaby całe dnie spędzić na medytowaniu, zbliżyć się do mocy w taki sposób, żeby poznać jej sekrety. Ona nie chciała ich, by władać galaktyką - chciała pokoju. Wiedziała, że Jedi wybierają coraz to gorsze ścieżki - na przykład zamiast być generałem armii klonów, mógł się zajmować tym, co dawniej reprezentował ten zakon. Nie tylko ona to widziała: inni również to zauważyli, nawet zwykli ludzie, którym wojna odebrała domy i rodziny tak jak jej. Zakon przez swoją własną głupotę upadał, nie chcąc przyjąć do wiadomości, że lordowie Sith znów zaczną panować nad galaktyką, albo, że w ten sposób przegrywają walkę z separatystami. Głupota w głupocie - czyli to, co teraz reprezentują Jedi.

♦️Star Wars: Uczennica mroku♦️Where stories live. Discover now