Epilog

12.5K 353 132
                                    

Michael

Obudziłem się punkt szósta rano, oblany zimnym potem. Śniła mi się. Pierwszy raz odkąd mi ją zabrano. Przyszła do mnie we śnie, prosząc bym jej pomógł, a gdy miałem ją już na wyciągnięcie ręki, ktoś mi ją zabrał. Dziś nadszedł dzień, w którym uratuję ją z tego okrutnego miejsca.

Po szybkim prysznicu, ubrałem się w wygodny strój i podążyłem do kuchni, musiałem czymś zając swoje myśli, bo zwariuje do wieczora.

– Witaj Madison. – ucałowałem kobietę w skroń, przytulając jej drobne ciało.
– Witaj dziecko. – odezwała się zrezygnowanym głosem.
– Coś się stało? – zapytałem, patrząc w jej zmęczone oczy.
– Tęsknie, tak bardzo brakuje mi Olivii. Teraz powinna być w domu, powinnam się troszczyć o nią i wasze dziecko. – westchnęła, a na jej twarzy pojawiła się pierwsza łza.
– Madison, jeszcze moment, a Olivia znajdzie się w domu. – zapewniłem kobietę.

Wierzyłem w to bardzo, że uda mi się dziś sprowadzić ją do domu. Nie chciałem wdawać się w dalsze dyskusje z Madison, bo pękało mi serce na drobny pył, gdy widziałem, że nie tylko ja cierpię z powodu braku tej słodkiej kobiety. Nawet nie chciałem myśleć o tym jak cierpi Ona, bo furia od razu zalewała moje ciało. Dziś nie mogłem dać się sprowokować, dziś muszę być twardy i walczyć jak pieprzony lew, by uratować kobietę mojego życia.

– Michael, witaj! – zawołał Thoms, gdy tylko zauważył moją obecność na podjeździe.
– Witaj. – uścisnąłem dłoń z mężczyzną.
Dałem mu pracę, moi ludzie w przeciągu kilku dni podszkolili go, a ja zastanawiałem się skąd on wie tyle o tym świecie. Co prawda maczał palce w przestępstwach, ale to bardziej w nielegalnych interesach, a nie w mafijnych porachunkach. Po tym jak odzyskam Olivię, będę musiał przejść z nim poważną rozmowę.

– Jak się czujesz? – pyta, klepiąc mnie po ramieniu.
– A jak mam się czuć? – wzruszyłem ramionami, przecierając twarz dłońmi.
– Domyślam się, że jest Ci kurewsko ciężko. Najpierw Twoja żona, teraz ta kobieta. Sytuacje bardzo podobne. – kręci głową, uciekając myślami.
– Pamiętaj, dziś musisz pokazać się z dobrej strony i nie możesz pozwolić sobie nawet na najmniejszy błąd. – ostrzegam go.
– Oczywiście, szef! – zaśmiał się, ukazując rząd białych zębów.
– Thoms, ostrzegam. – patrzę na niego z pod przymrużonych powiek.
– Wiem. Nie dam ciała. – przykłada rękę do serca, na znak, że mówi prawdę.

Adrenalina jaka płynie w moich żyłach, jest aż przerażająca. Czuję się jak po dobrych narkotykach, zwarty i gotowy do walki. Wybiła godzina dwudziesta, a na moim podjeździe zaparkowali już zebranie ludzie, a na czele nich był mój ojciec.

– Witaj synu. – ścisnąłem jego dłoń.
– Witaj ojcze. – przelotnym wzrokiem podliczyłem ludzi i byłem kurewsko ustatysfakcjonowany, że udało nam się zebrać tak liczną armię.
– Gotowy? – zapytał, patrząc na mnie.
– Jak nigdy w życiu. – odpowiedziałem, dając znać swoim, że mają wsiadać do aut.

Droga zleciała mi bardzo szybko, właśnie parkowaliśmy w bezpiecznej odległości od posiadłości Berga. Serce biło mi tak szybko, że ledwo nadążałem za tym galopem. Wysiedliśmy z samochodów, rozdzielając się w grupki, otaczając twierdzę Williama.

Dostałem cynk, że wszystko gotowe i możemy już ruszać. Wparowaliśmy na teren starca, zabijając pokolei jego ludzi. Cieszyłem się, że na początek wybraliśmy broń z cichym tłumnikiem, który nie zwraca zbytnio na siebie uwagi. Jednak wiedziałem, że wojna dopiero się zacznie.

Uciekając z ciemności Tom l - | ZAKOŃCZONA | Where stories live. Discover now