14.

8.1K 323 19
                                    

Dwa tygodnie później.

Olivia

Od tamtego dnia, w którym pochłonął mnie dziki, pełny pożądania pocałunek, minęło już sporo czasu. Po tym gdy w końcu oderwaliśmy od siebie usta, usiedliśmy na kanapie napawając się ciszą. Jednak ta cisza nie była niezręczna, wręcz przeciwnie. Potrzebowałam chwili wytchnienia, czasem milczenie jest cenniejsze niż słowa. Michael bez skrępowania przyciągnął moje ciało i schował je w swoich silnych ramionach, jakby sam potrzebował tej bliskości i nawet mi ona nie przeszkadzała, czułam się nad wyraz dobrze. Wszystko przerwała Madison, która była wściekła jak osa, że obiad stygnie i resztę wieczoru spędziłam w towarzystwie tej kobiety, bo Michael gdzieś zniknął.

Dni w sumie nie różniły się od poprzednich. Jednak tym razem nie żyłam w ciągłym strachu, ewentualnie gdy wyczuwałam zły humor mężczyzny. Michael każdą wolną chwilę poświęcał mi, rozmawialiśmy zazwyczaj o teraźniejszości, nie wracaliśmy do tych przykrych wspomnień. Tak było zwyczajnie łatwiej. I mimo, że coraz bardziej zaczęłam przyzwyczajać się do mężczyzny, to coś z tyłu głowy mi podpowiadało, że to tylko cisza przed burzą, cały czas miałam wrażenie, że jestem spięta, jakbym szykowała się na atak, tylko nie byłam pewna kto wymierzy w moją stronę. Jednak Michael starał się ze wszystkich sił, by odciągnąć mnie od złych myśli. Po posiadłości poruszałam się coraz pewniej, często przesiadywałam z książkami w werandzie, w której wszystko się zmieniło między mną a Michaelem. Myślałam, że po tym jak pozwoliłam mu na bliskość, będzie próbować czegoś więcej. Jednak nic takiego nie miało miejsca. Nasze zbliżenia kończyły się i zaczynały tylko na pocałunkach i dotyku. Żadne z nas nie zrobiło kroku w przód i nawet byłam z tego zadowolona, nie byłam gotowa na coś więcej, nie potrafiłam się przełamać, bo trauma po Williamie nadal we mnie tkwiła, zakorzeniona głęboko w mojej psychice. Byłam wdzięczna, że Michael nie zmuszał mnie do sypiania z nim w tym samym łóżku. Potrzebowałam być wieczorami sama, by móc zatracić się w swoich myślach, a niektóre wywoływały morze łez. Zastanawiałam się czy on wie o wszystkim, czy zdaję sobie sprawę z tego przez co przeszłam. Martwił mnie tylko fakt, że nic nie wspominał o sprawie z moim ojcem, zastanawiałam się czy nadal żyje, czy może zginął z rąk Berga.
Do moich uszu doleciał podniesiony głos mężczyzny, który przyprawiał mnie zawsze o gęsią skórkę. Bałam się, że przez zły humor, znowu może mnie skrzywdzić. Ran cielesnych się nie bałam, bo one się zagoją, ewentualnie zostanie po nich mała blizna, jednak wiedziałam, że nie zniosę kolejnych ciosów tych psychicznych, przez które często w nocy budziłam się i trzęsłam z strachu, kuląc się na łóżku. To jest okrutna walka z samym sobą, z jednej strony próbujesz zdusić nadchodzące łzy, a z drugiej masz ochotę krzyczeć na całe gardło, by pozbyć się niechcianych emocji.
Zbliżające kroki przywróciły mnie na ziemię. Siedziałam nieruchomo na łóżku, z książką w dłoniach i miałam wrażenie, że nawet oddech ugrzązł mi w gardle ze strachu. Po zapukaniu do drzwi, mężczyzna od razu wszedł do środka, nie czekając na pozwolenie.
– Witaj Olivio. – odezwał się obojętnym tonem, który za cholerę mi się nie podobał.
– Witaj. – odpowiedziałam, mimo rosnącej guli w gardle.
Nie chce takich momentów, w których nie jestem w stanie stwierdzić czy za chwilę ktoś nie zrobi mi krzywdy. Niszczy mnie to niewyobrażalnie.
– Jak minął Ci dzień? – patrzyłam na mężczyznę, jak z każdym krokiem zbliżał się do mnie.
– Zwyczajnie, jak każdy jeden. – wysilałam się na delikatny uśmiech.
– Olivio, czy Ty się trzęsiesz? – spojrzał na moje dłonie, które faktycznie dygotały.
Nawet nie była w stanie stwierdzić kiedy moje ciało zaczęło się trząść. Próbowałam to zmienić, jednak standardowo moje ciało nie chciało współpracować.
– Umm... – nie byłam w stanie wydusić z siebie nic.
– Boisz się. – brzmiał jakby bardziej to stwierdził niż zapytał.
Kiwnęłam tylko nieznacznie głową, bo starałam się zważać na każdy swój ruch i zdania, które wypowiadam, by przypadkiem nie zdenerwować go bardziej.
– Olivio – urwał, siadając zbyt blisko mnie.
– Boże, proszę nie płacz. – starł mi zbłąkaną łzę z policzka, jednak nadal trzymał swoją dłoń na mojej twarzy.
– Prze... Przepraszam. – wydukałam, starając się uspokoić.
– Co się dzieję? – zapytał z troską.
– Boję się. – przerwałam na chwilę, by przemyśleć czy rzeczywiście chcę wyznać to co serce mi podpowiada.
– Boję się Ciebie, za każdym razem gdy wracasz do domu z niezbyt dobrym humorem, to boję się, że mnie skrzywdzisz. – wyznałam, spuszczając swój wzrok.

Michael

To było jak cios prosto w serce. Patrzyłem na wystraszoną dziewczynę i nie mogłem pogodzić się z tym, że tylko i wyłącznie była to moja wina, że ona się bała prawie codziennie moich powrotów do domu.
Przytuliłem jej roztrzęsione ciało, gładząc jej nagie ramię. Oparłem swoją brodę o jej głowę i zaciągałem się jej malinowym zapachem raz za razem, upajając się nim.
– Przepraszam. – szepnąłem, zniżając się do jej ucha.
To prawda, że ostatnie dni nie przebiegały najlepiej. Miałem komplikacje z przemytem broni, a w dodatku jej ojciec cały czas mnie nachodził i nękał telefonami. Nie wiedziałem jak wszystko pogodzić, by nikt na tym nie ucierpiał. Nie martwiłem się o czyjeś życie, bo nie jestem niczyim aniołem stróżem, no chyba, że mowa o Olivii. Jednak martwiłem się o to, że jak zbytnio się wychylę i podpadnę Bergowi, to nie tylko stracę sporą cześć kasy, ale możliwe iż skończy się to dla mnie nieciekawie, a wtedy dopadną Olivie, której nie byłbym wstanie obronić. Gdy po ciężkich dniach wracałem do domu, czułem się lepiej. Wiedziałem, że czeka na mnie Olivia, która stała się moją ostoją. Cholernie cieszył mnie fakt, że zaczynała się otwierać na mnie i widziałem nas razem w wspólnej przyszłości. Jednak to co przed chwilą mi wyznała było na prawdę bolesne. Nie spodziewałem się, że moje wcześniejsze poczynania tak bardzo odbiją się na jej psychice. Musiałem coś z tym zrobić, musiałem z nią porozmawiać i zacząć być szczerym, bo zatajanie prawdy nie było najlepszym rozwiązaniem w tym wypadku.
– Nie chcę Cię skrzywdzić. Po prostu ostatnio mam złe dni, jednak wracając do domu staram się nie okazywać tego. Sytuacja z dziś była wyjątkowa, bo jeden z moich ludzi nie dopilnował pewnej sprawy. – oznajmiłem.
– Nie chcę byś się mnie bała, tylko przy Tobie czuję się lepiej, wszystkie zmartwienia odchodzą, a ja mogę być zupełnie innym człowiekiem niż jestem w rzeczywistości. – wyznałem.
Kobieta podniosła swoją głowę, zadzierając ją ku górze, patrzyła się na mnie, wbijając swój wzrok w moje oczy, jakby zawsze szukała w nich potwierdzenia na to czy mówię szczerze. Nie drażniło mnie to, wręcz przeciwnie. Mogłem wtedy zatopić swój wzrok w jej błękitnych źrenicach, które były jak bezchmurne niebo, dawały mi spokój, którego bardzo potrzebowałem. Olivia była jak bezpieczna przystań, w trakcie szalejącego sztormu.
– Okej. – wyszeptała, składając delikatny pocałunek na moim policzku.
Przysunąłem jej ciało bliżej, zmuszając ją by usiadła na mnie. Zrobiła to bez większego oporu, oplotła swoje nogi wokół moich bioder, a dłonie ułożyła luźno na mojej szyi. Sunąłem dłońmi po jej idealnym ciele, muskając delikatnie jej szyję. Ignorowałem dzwoniący telefon w kieszeni. Chciałem nacieszyć się naszą bliskością, jednak pukanie do drzwi całkowicie mnie rozproszyło. Posadziłem Olivie na łóżku, całując ją w czoło.
– Niedługo wrócę, idę sprawdzić co się dzieję. – oznajmiłem, znikając za drzwiami.
Stał i czekał już na mnie Ethan, z nietęgą miną.
– Co jest? – zapytałem, czując jak mimowolnie złość wkrada się do mojego ciała.
– Ten dzieciak zaczął mówić. – oznajmił.
– To chyba dobrze nie?
– Niby tak, jednak nie jest to zbytnio zadowalające. – rzekł.
– Jedziemy. – rozkazałem, ruszając prosto do garażu.

Droga zajęła nam dość mało czasu, zważając na lokalizację. Na miejscu od razu pomaszerowałem do prowizorycznej celi, w której trzymaliśmy idiotów. Wszedłem pewnym krokiem, zatrzymując się tuż przed chłoptasiem. I tak byłem pełen podziwu, że dzieciak wytrzymał prawie trzy tygodnie podczas tortur i nie pisnął pary z ust. Patrzyłem chłodnym wzrokiem na niego, nie dostrzegając ani kawałka ciała, które nie byłoby posiniaczone.
– Mów. – odezwałem się, bo chciałem mieć to za sobą.
– Mój szef szykuję się na Ciebie. – wydukał.
– Skąd wzięła się nienawiść do mnie? – zapytałem.
– Przez tą kobietę, która zginęła. – zaczął kaszleć i pluć krwią na wszystkie strony.
– Przez moją żonę? – zapytałem zdziwiony.
– Ttt... – próbował coś wydusić jednak krew zbierająca się w jego ustach mu to uniemożliwiała.
– Mów kurwa! – ryknąłem.
– Tak. – opowiedział ledwo zrozumiale.
Odwróciłem się i ruszyłem w kierunku wyjścia. Nie mogłem się skupić przy tylu ludziach, którzy patrzyli na mnie z wymalowanym pytaniem na twarzy.
Sam się zastanawiałem o co chodzi, co moja żona miała wspólnego z Mendozą. Coraz bardziej wszystkie moje sprawy się komplikowały i czułem, że raczej szybko się to nie skończy.

Uciekając z ciemności Tom l - | ZAKOŃCZONA | Where stories live. Discover now