Six: Ślubny kobierec

99 8 1
                                    

-Nie ruszaj się.-powiedziała Madison która poprawiała mi szminkę, za kilkanaście minut mam stać się żoną największego idioty i dupka jakiego tylko znam.

Wstałam w końcu i spojrzałam w lustro, wyglądałam pięknie.

Suknia która wczoraj była już dopięta na ostatni guzik dziś z makijażem i fryzurą prezentowała się jeszcze piękniej. Włosy były pofalowane i rozpuszczone a z tyłu było delikatne upięcie w które był wczepiony welon. Był długi i pokrywał się z doczepionym do sukni trenem.

Makijaż miałam subtelny, nie za mocny nie za lekki, usta były wykończone brzoskiniową matową pomadką która idealnie pasowała do mojego odcieniu skóry.

Na nogach miałam zwykłe białe szpilki zdobione kilkoma błyskotkami.

Paznokcie były długie do migdałka i białe ze zdobieniami i wzorkami.

Na palcu widniał pierścionek zaręczynowy od Dylana gdyż nie podarowałby mi tego gdyby go nie było.

Miałam również srebrne kolczyki i bransoletkę.

-Wyglądasz ślicznie.-powiedziała moja matka poprawiając welon.

-Darujcie sobie, nie mam na to humoru.

-Oh już nie przesadzaj...-powiedziała i poprawiła się.

-Chcę już mieć to za sobą.-powiedziałam kierując się w stronę drzwi.

-Poczekaj, idę sprawdzić czy wszyscy już są.-powiedziała wyglądając zza drzwi.

Ceremonia miała odbyć się w wielkiej białej Altanie która nawet mi się podobała.

Zobaczyłam mojego tatę który podszedł mierząc mnie z góry do dołu.

-Pięknie...-zaczął.

-Przestań.-warknęłam a on spiorunował mnie wzrokiem.

-Dobra kochana, ja lecę już do ołtarza trzymam kciuki.-pocałowała mnie w usta i wyszła z pokoju.

-Już chodźmy.-powiedziała moja matka.

Tata podał mi swoje ramię a ja w tym momencie bardzo już się zestresowałam.

Nagle rozebrzmiewa Ave Maria a mi zapiera dech w piersiach...

Wyprowadził mnie na biały dywan na końcu którego dojrzałam eleganckiego Dylana a za nim Christophera, na przeciwko ich stała Madison, na środku Ksiądz.

Wszyscy goście wstali i poczułam na sobie ich wzrok.

Czułam serce w gardle, wolnym krokiem szliśmy w stronę ołtarza wraz z moim ojcem.


Dylan


Pan Roggers prowadził moją piękną już za chwilę żonę w moją stronę.

Każdy jej krok był przepełniony gracją i wdziękiem.

Wyglądała pięknie, ani na moment nie potrafię spuścić z niej wzroku. Raz patrzyła na mnie raz na Madison. Jej ogromny stres wyczuwalny był na kilometr.

W końcu jej ojciec podał mi jej dłoń którą przyjąłem, weszła na ślubny kobierec.

-Ja Julia, biorę ciebie Dylanie za męża.-jej głos drży gdy wypowiada słowa przysięgi.-I ślubuję ci miłość, wierność...i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci.-jej głos drży coraz bardziej.-Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.-ledwo wypowiedziała ostatnie słowa, ale zrobiła to...złożyła mi przysięgę małżeńską.

PLAN B (ZAWIESZONE)Where stories live. Discover now