22. Nie jesteśmy żadną sektą.

Start from the beginning
                                    

Zamrugałam kilkakrotnie, rozkładając na czynniki pierwsze słowa, którymi uraczył mnie mój pracodawca. Matka Nate'a nie żyła? Miało to sens, gdyż nie wspomniał on ani razu, odkąd się znaliśmy. Nie powiedział nawet słowa na jej temat. Dlatego w tym co mówił David, mogła być prawda. 

Zamilkłam na chwilę, jednak nie trwało to długo. Nie myśląc długo, wypaliłam z kolejnym pytaniem, choć może byłoby i lepiej, gdybym wcale nie znała odpowiedzi. 

- Dlaczego mnie nie zabił? 

W samochodzie zapanowała cisza. Obserwowałam profil Davida, jak zaciska szczękę i przełyka głośno ślinę. 

- Nie uważasz, że to jego powinnaś spytać? - odpowiedział wymijająco, na co westchnęłam. 

- David - zwróciłam się do niego po imieniu. - Proszę.

- W moim imieniu mogę powiedzieć tylko tyle - kiedy cię poznałem, naprawdę cię polubiłem. Odwodziłem go od tego pomysłu. Być może to jeden z powodów. Więcej ci nie powiem - westchnął cicho. - Jesteśmy. Weź najpotrzebniejsze rzeczy, a ja poczekam w aucie. Chyba, że mam iść z tobą i... 

- Nie - przerwałam mu. Brakowało mi tylko tego, żeby mama wraz z Dylanem zaczęli się wypytywać o Davida. - To nie zajmie dużo czasu - z tymi słowami wysiadłam z auta, trzaskając za sobą drzwiami. 

Nabrałam więcej powietrza do płuc i rozejrzałam się dookoła. Okolica mojego domu zawsze należała do jednej ze spokojniejszych, dlatego tak bardzo ją lubiłam. Lubiłam spokój i harmonię. 

A teraz w moim życiu panował chaos. Wszystko, w co do tej chwili wierzyłam zniknęło. W moim życiu nastąpiły straszne chwile, ale sama byłam sobie winna. 

To była moja wina. 

Ruszyłam w kierunku drzwi, nie chcąc by David musiał długo czekać. Dłonie cały czas mi drżały, nieustannie od kilkudziesięciu godzin, dlatego przeklnęłam w duchu, kiedy zauważyłam, że dom był zakluczony. Z trudem włożyłam klucz do zamka i przekręciłam go. Drzwi ustąpiły, a ja weszłam szybko do środka. Trzasnęłam drzwiami, tak jak w zwyczaju miałam to robić. W ten sposób, zazwyczaj sprawdzałam, czy ktokolwiek był w domu. Jeśli był - od razu padało pytanie - kto tam? Jeśli nie, moje trzaśnięcie zostawało bez odpowiedzi. I w tym przypadku tak było, nikt się nie odezwał, na co lekka ulga ogarnęła moje ciało. Przynajmniej jeden problem miałam z głowy.

Ściągnęłam ze stóp buty, nawet nie fatygując się, by się do nich schylić. Wyprostowałam się i uświadomiłam sobie, że stałam na przeciwko lustra, które wisiało na ścianie. Chcąc nie chcąc, mój wzrok automatycznie padł na moją szyję.

- Kurwa - mruknęłam sama do siebie, dokonując oględzin mojej skóry. Przez to, że Nathaniel tak mocno zaciskał na niej swoje palce, powstały na niej całkiem sporej wielkości siniaki. Ich kolor był tak mocno widoczny, że martwiłam się, iż najlepszy podkład ich nie przykryje. W tym momencie cieszyłam się podwójnie, że nikogo nie było w domu. Gdyby któryś z domowników zobaczyłby mnie w takim stanie, zapewne siedziałabym już na komisariacie. 

Warknęłam cicho pod nosem i odeszłam od lustra. Musiałam chociaż spróbować to ukryć pod jakąś chustą czy Bóg sam wie czym. Ruszyłam dalej, w kierunku schodów, które prowadziły do mojego pokoju. Zamierzałam zabrać tylko naprawdę potrzebne mi rzeczy. Nie zamierzałam wiekować w mieszkaniu Nathaniela. Tak naprawdę do końca nawet nie znałam powodu, dlaczego miałam u niego zamieszkać. A chciałam go poznać, naprawdę chciałam to zrobić, jednak każde moje pytanie na ten temat zostawało bez odpowiedzi. 

Już miałam nacisnąć na klamkę mojego pokoju, gdyż drzwi do niego były zamknięte, co było lekko dziwne, gdyż zawsze zostawiałam je otwarte, jednak mój wzrok przyciągnęło zdjęcie które wisiało na ścianie niedaleko drzwi. Byliśmy na nim wszyscy - ja, mama, Alicia, Dylan. I Amanda, którą Dylan obejmował, stojąc za jej plecami. Oboje uśmiechali się szeroko. Zacisnęłam szczękę, patrząc na twarz dziewczyny.

The perfect killer ✔️Where stories live. Discover now