Rozdział VII

23 1 0
                                    

Po powrocie do domu opowiedziałem rodzinie co się dzisiaj wydarzyło. O dziwo tylko Rose była zła, a jej nie brałem pod uwagę. Ona zawsze miała jakiś powód do gniewania się.

-Nie jesteście źli?- zapytałem zdziwiony.

-Synu, nie miałeś wpływu na to co się stało. To mój błąd, że puściłem was wtedy do szkoły. Powinniście zapolować w nocy przed tamtym dniem, aby wasze oczy nabrały złotego koloru. To wyłącznie moja wina. Zobaczysz jutro, może zapomni, a jak nie to na pewno coś wymyślisz- powiedział Carlisle.

Oby.

  Usłyszałem myśli Rosalie. Ta to zawsze pocieszy.

-Jakaś ty miła siostrzyczko- zwróciłem się z sarkazmem do blondynki.

  Popatrzyła tylko na mnie i wyszła po schodach na górę. Emmett spojrzał przepraszająco na mnie i poszedł za nią. Nie miałem do niego żalu.

-Edwardzie, jesteś naszym synem- zwróciła się do mnie Esme- Rozumiemy cię. Nie zawsze jest łatwo trzymać w sekrecie naszą naturę. Najważniejsze, że nie wie kim jesteśmy- jeszcze nie wie, jest bardzo spostrzegawcza. Prędzej czy później się sama domyśli. Dokończyłem w myślach jej wypowiedź.

-Dziękuję i jeszcze raz przepraszam.

  Poszedłem do swojego pokoju. Stałem przy oknie i słuchałem muzyki dobre 4 godziny. O 3:00 wyskoczyłem przez okno na dach.
  Siedziałem tam patrząc na las z góry. Straciłem poczucie czasu. Ocknąłem się dopiero gdy zza drzew zaczęło wychodzić słońce. Wskoczyłem do pokoju i spakowałem się do szkoły.
  Stałem na szkolnym parkingu opierając się o drzwiczki mojego Volvo. Po drugiej stronie placu Bella  czytała książkę podpierając się łokciem o maskę swojej czerwonej furgonetki. Przypatrywałem się jej z uwagą nie mam pojęcia ile czasu.
Nagle w jednym momencie wydarzyło się coś co mogło zniszczymy moje życie. Tylko moje gdybym nie zareagował, ale prawie zakończyłem "normalne" życie mojej całej rodziny.
  Grafitowy van pędził prosto na Isabelle z zawrotną prędkością.
  Zareagowałem szybciej niż pomyślałem.
  Już po czwartej części sekundy znalazłem się koło Belli, po kolejnej odepchnąłem ja na bok tak, że uderzyła się głową o samochód obok. Próbowała wstać, ale powstrzymałem ją i w tym samym momencie odepchnąłem vana jedną ręką zostawiając w nim spore wgniecenie. Odbił się od murku i szyba grafitowego pojazdu roztrzaskała się na miliony kawałeczków spadając między innymi w miejscu gdzie jeszcze przed sekundą była noga Belli.
  Popatrzyłem na nią i odszedłem w stronę swojego samochodu. Wokół miejsca wypadku zlecieli się wszyscy, którzy przebywali na parkingu.
  Zobaczyłem wkurzony miny rodzeństwa i wiedziałem, że zagroziłem tym naszej rodzinie.
  Już po kilku minutach pod szkołą zjawiła się karetka. Zabrali Belle, a ja pojechałem swoim Volvo za nimi.
W szpitalu od razu znalazł mnie Carlisle z Rosalie. Oboje byli źli. Mieli powód.

-Coś ty sobie myślał?!- wrzasnęła Rose.

-Rosalie spokój!- rozkazał ojciec.

-Udawajmy, że nie naraził tym naszej całej rodziny na niebezpieczeństwo!- krzyczała blondynka.

-Edwardzie, mam nadzieję, że rozumiesz za co jestem zły- polowałem tylko głową.

-Ha! Nawet się tym nie przejmuje! Zrozum, że nie chodzi tu tylko o ciebie. Naraziłeś nas wszystkich!

-Nie przyjmuje się?! Sama nie wiesz co gadasz! Najpierw zrobiłem, potem pomyślałem! Moja wina! Postąpiłem źle, ale mam wytłumaczenie...- mówiłem cały trzęsąc się ze zdenerwowania. Rosalie przerwała mi w połowie zdania.

-Niby jakie jest twoje wytłumaczenie na to co zrobiłeś!?

-Chyba lepiej było ją odepchnąć niż czekać aż oberwie autem w głowę i zacznie się wykrwawiać. Wtedy to już na bank rzuciłbym się na nią i wypił to co jeszcze zostało!- wytłumaczyłem. Wpadłem na to po drodze. Ale było prawdą. Nie zamierzałem im mówić że, się w niej zakochałem. Co to, to nie.

-No tak. Porozmawiamy jeszcze o tym w domu. Teraz muszę iść się zająć pacjentką- powiedział Carlisle i odszedł zostawiając mnie i Rosalie samych.
  Przez długi czas patrzyliśmy się tylko na siebie nie odzywając się słowem. Ale ona "mówiła" myślami. Chciała mnie rozszarpać na strzępy.
  Na szczęście za rogiem pojawiła się Bella.

-Możemy porozmawiać?- zapytała

Idź wyjaśnić swojej dziewczynie jak znalazłeś się koło niej w ciągu niecałej sekundy. Tylko nie zapomnij wspomnieć, że cała nasza rodzina
składa się z wampirów.

  Usłyszałem myśli Rosalie. Bardzo śmieszne. Odwróciłem się i podszedłem do Belli.

-Czego chcesz?- zapytałem, może trochę zbyt szorstko, ale nie uspokoiłem się jeszcze po kłótni z Rosalie i Carlisle'em

-Wyjaśnień. Jak znalazłeś się przy mnie tak szybko?

-Przecież stałem koło ciebie.

-Nie, nie stałeś. Byłeś po drugiej stronie parkingu przy swoim samochodzie, a nie całą sekundę później byłeś koło mnie.

-Musiałaś mocno się uderzyć w głowę. Przechodziłem koło ciebie i gdy zobaczyłem pędzącego na ciebie vana od razu przybiegłem.

-Nie wierzę ci. Ale nawet gdyby to była prawda to jak wytłumaczysz to, że odepchnąłeś samochód jedną ręką robiąc w nim wgniecenie?

-Yyy... To nagły przypływ adrenaliny.

-Nadal nie wierzę.

-Nie możesz po prostu podziękować i zapomnieć?

-Dziękuję.

-Nie odpuścisz, prawda?

-Prawda.

-W takim razie będziesz musiała pogodzić się z porażką.

-O tak się dowiem.

-Nikt i tak ci nie uwierzy.

-Nie zamierzam nikomu mówić.

-To po co chcesz wiedzieć?

-Z czystej ciekawości.

-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.

-Edward! Idziemy!- zawołał mnie Carlisle.

-Muszę iść- powiedziałem do Belli- Idę!- odpowiedziałem ojcu.

-Ja i tak się dowiem!- krzyknęła gdy byłem już jakiś kawałek od niej.

831 słów





꧁Wschód꧂Where stories live. Discover now