Po powrocie do domu opowiedziałem rodzinie co się dzisiaj wydarzyło. O dziwo tylko Rose była zła, a jej nie brałem pod uwagę. Ona zawsze miała jakiś powód do gniewania się.
-Nie jesteście źli?- zapytałem zdziwiony.
-Synu, nie miałeś wpływu na to co się stało. To mój błąd, że puściłem was wtedy do szkoły. Powinniście zapolować w nocy przed tamtym dniem, aby wasze oczy nabrały złotego koloru. To wyłącznie moja wina. Zobaczysz jutro, może zapomni, a jak nie to na pewno coś wymyślisz- powiedział Carlisle.
Oby.
Usłyszałem myśli Rosalie. Ta to zawsze pocieszy.
-Jakaś ty miła siostrzyczko- zwróciłem się z sarkazmem do blondynki.
Popatrzyła tylko na mnie i wyszła po schodach na górę. Emmett spojrzał przepraszająco na mnie i poszedł za nią. Nie miałem do niego żalu.
-Edwardzie, jesteś naszym synem- zwróciła się do mnie Esme- Rozumiemy cię. Nie zawsze jest łatwo trzymać w sekrecie naszą naturę. Najważniejsze, że nie wie kim jesteśmy- jeszcze nie wie, jest bardzo spostrzegawcza. Prędzej czy później się sama domyśli. Dokończyłem w myślach jej wypowiedź.
-Dziękuję i jeszcze raz przepraszam.
Poszedłem do swojego pokoju. Stałem przy oknie i słuchałem muzyki dobre 4 godziny. O 3:00 wyskoczyłem przez okno na dach.
Siedziałem tam patrząc na las z góry. Straciłem poczucie czasu. Ocknąłem się dopiero gdy zza drzew zaczęło wychodzić słońce. Wskoczyłem do pokoju i spakowałem się do szkoły.
Stałem na szkolnym parkingu opierając się o drzwiczki mojego Volvo. Po drugiej stronie placu Bella czytała książkę podpierając się łokciem o maskę swojej czerwonej furgonetki. Przypatrywałem się jej z uwagą nie mam pojęcia ile czasu.
Nagle w jednym momencie wydarzyło się coś co mogło zniszczymy moje życie. Tylko moje gdybym nie zareagował, ale prawie zakończyłem "normalne" życie mojej całej rodziny.
Grafitowy van pędził prosto na Isabelle z zawrotną prędkością.
Zareagowałem szybciej niż pomyślałem.
Już po czwartej części sekundy znalazłem się koło Belli, po kolejnej odepchnąłem ja na bok tak, że uderzyła się głową o samochód obok. Próbowała wstać, ale powstrzymałem ją i w tym samym momencie odepchnąłem vana jedną ręką zostawiając w nim spore wgniecenie. Odbił się od murku i szyba grafitowego pojazdu roztrzaskała się na miliony kawałeczków spadając między innymi w miejscu gdzie jeszcze przed sekundą była noga Belli.
Popatrzyłem na nią i odszedłem w stronę swojego samochodu. Wokół miejsca wypadku zlecieli się wszyscy, którzy przebywali na parkingu.
Zobaczyłem wkurzony miny rodzeństwa i wiedziałem, że zagroziłem tym naszej rodzinie.
Już po kilku minutach pod szkołą zjawiła się karetka. Zabrali Belle, a ja pojechałem swoim Volvo za nimi.
W szpitalu od razu znalazł mnie Carlisle z Rosalie. Oboje byli źli. Mieli powód.-Coś ty sobie myślał?!- wrzasnęła Rose.
-Rosalie spokój!- rozkazał ojciec.
-Udawajmy, że nie naraził tym naszej całej rodziny na niebezpieczeństwo!- krzyczała blondynka.
-Edwardzie, mam nadzieję, że rozumiesz za co jestem zły- polowałem tylko głową.
-Ha! Nawet się tym nie przejmuje! Zrozum, że nie chodzi tu tylko o ciebie. Naraziłeś nas wszystkich!
-Nie przyjmuje się?! Sama nie wiesz co gadasz! Najpierw zrobiłem, potem pomyślałem! Moja wina! Postąpiłem źle, ale mam wytłumaczenie...- mówiłem cały trzęsąc się ze zdenerwowania. Rosalie przerwała mi w połowie zdania.
-Niby jakie jest twoje wytłumaczenie na to co zrobiłeś!?
-Chyba lepiej było ją odepchnąć niż czekać aż oberwie autem w głowę i zacznie się wykrwawiać. Wtedy to już na bank rzuciłbym się na nią i wypił to co jeszcze zostało!- wytłumaczyłem. Wpadłem na to po drodze. Ale było prawdą. Nie zamierzałem im mówić że, się w niej zakochałem. Co to, to nie.
-No tak. Porozmawiamy jeszcze o tym w domu. Teraz muszę iść się zająć pacjentką- powiedział Carlisle i odszedł zostawiając mnie i Rosalie samych.
Przez długi czas patrzyliśmy się tylko na siebie nie odzywając się słowem. Ale ona "mówiła" myślami. Chciała mnie rozszarpać na strzępy.
Na szczęście za rogiem pojawiła się Bella.-Możemy porozmawiać?- zapytała
Idź wyjaśnić swojej dziewczynie jak znalazłeś się koło niej w ciągu niecałej sekundy. Tylko nie zapomnij wspomnieć, że cała nasza rodzina
składa się z wampirów.Usłyszałem myśli Rosalie. Bardzo śmieszne. Odwróciłem się i podszedłem do Belli.
-Czego chcesz?- zapytałem, może trochę zbyt szorstko, ale nie uspokoiłem się jeszcze po kłótni z Rosalie i Carlisle'em
-Wyjaśnień. Jak znalazłeś się przy mnie tak szybko?
-Przecież stałem koło ciebie.
-Nie, nie stałeś. Byłeś po drugiej stronie parkingu przy swoim samochodzie, a nie całą sekundę później byłeś koło mnie.
-Musiałaś mocno się uderzyć w głowę. Przechodziłem koło ciebie i gdy zobaczyłem pędzącego na ciebie vana od razu przybiegłem.
-Nie wierzę ci. Ale nawet gdyby to była prawda to jak wytłumaczysz to, że odepchnąłeś samochód jedną ręką robiąc w nim wgniecenie?
-Yyy... To nagły przypływ adrenaliny.
-Nadal nie wierzę.
-Nie możesz po prostu podziękować i zapomnieć?
-Dziękuję.
-Nie odpuścisz, prawda?
-Prawda.
-W takim razie będziesz musiała pogodzić się z porażką.
-O tak się dowiem.
-Nikt i tak ci nie uwierzy.
-Nie zamierzam nikomu mówić.
-To po co chcesz wiedzieć?
-Z czystej ciekawości.
-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
-Edward! Idziemy!- zawołał mnie Carlisle.
-Muszę iść- powiedziałem do Belli- Idę!- odpowiedziałem ojcu.
-Ja i tak się dowiem!- krzyknęła gdy byłem już jakiś kawałek od niej.
831 słów
YOU ARE READING
꧁Wschód꧂
VampireHistoria wampira Edwarda i zwyczajnej śmiertelniczki Belli opowiedziana z jego perspektywy. UWAGA!!! TO TYLKO MÓJ WYMYSŁ. NIEKTÓRE WYDARZENIA MOGĄ NIE BYĆ POKOLEI. TWORZYŁAM TO DLA PRZYJEMNOŚCI. P.S. pisałam to przed wydaniem "słońce w mroku"