Rozdział 45 - "Powiem ci coś w tajemnicy..."

767 66 4
                                    

Larissa:

Przez chwile przed oczami miałam tylko czerowny dywan. Nie należy do puchatych i prakrycznie w ogóle nie czuje go pod butami. Już po sekundzie dotarł do mnie promyk światła. Zapach świeczek trafił do moich nozdrzy. Mimo, że trwało to kilka sekund mam wrażenie, że minęła godzina. Czas na chwile się zatrzymał. Jakby mój organizm nie chciał zaakceptować faktu, że to już tutaj. Tu kończy się cel mojej podróży. Dopiero z czasem wszystko do mnie dotarło. Zaczęłam widzieć więcej niż przedtem. Znajdujemy się w długim korytarzu. Na środku ciągnie się kilometrowy, czerwony dywan, a na końcu mieści się coś we wzorze tronu. Po mojej lewej znajduje się klatka ze skutym Foxym, a po prawej większa klatka z resztą przyjaciół. Widząc ich poczułam ścisk w gardle. Nie zauważyli mnie. Widzę, że są słabi. Bardzo źle wyglądają. Do jasnej cholery! Nie jestem w stanie się ruszyć. Stoje w miejscu i im się przyglądam jak największy debil. Działaj Larissa! Siłą poruszyłam nogami i dzięki temu znalazłam się obok metalu. Przykucnęłam by móc ich lepiej zobaczyć. Pierwszy głowę podniósł Kenan. Widząc mnie szeroko otworzył oczy.

- Lari... - nie dokończył z zaskoczenia.

Wszyscy podnieśli głowę. Wydali z siebie zaskoczony dźwięk, a ja tylko się uśmiechnęłam.

- Ja śnie. - zalała się łzami Nadia.

- Ty naprawdę... Żyjesz... - szepcze ledwo słyszalnie Neil.

Zaczął wstawać, ale szybko go powstrzymałam.

- Nie śpieszcie się tak. Już jest dobrze. Jestem tu. - mówię.

Poczułam od nich wielką ulgę. Nie dziwi mnie to. Wyobrażam sobie przez co tutaj przechodzili. W tym momencie do moich uszu dotarł dźwięk otwierania drzwi. Już po chwili dokładnie słyszę stukanie obcasów. Widząc blondynke wstałam prostując plecy. Gwałtownie się zatrzymała i spojrzała na mnie z zaskoczeniem.

- Jakim cudem? Powinnaś nie żyć. - syczy przez zęby.

W dłoni trzyma metalową miseczke z jakąś papką.

- To tym ich karmiłaś przez ten cały czas? - pytam pokazując palcem na naczynie.

- Wytłumacz mi! Jakim prawem żyjesz? Powinnaś być martwa. Nie masz prawa istnieć. - warczy.

Na znak złości rzuciła miskę o ziemię. Zawartość się rozsypała i uplamiła dywan. Jeśli mam być szczera, to jej reakcja mnie zadowala. Dziwi mnie fakt, że nie słyszę jeszcze Diablo. Możliwe, że wilk zaniemówił z wrażenia.

- Powiem ci coś w tajemnicy... - zrobiłam kilka kroków dalej od klatki. - W taki łatwy sposób mnie nie zabijesz. Musisz się bardziej postarać. - dodaje bez uczucia.

- Demon nie może mieć dwóch dzierżycielek, więc to niemożliwe byś... - przerwała zdanie, po czym jej twarz nabrała grymasu zastanowienia. - To przez to? Nie. Niemożliwe. Tak nie może być! - krzyknęła na końcu robiąc krok ode mnie.

- Nie wiem zbytnio o czym mówisz. - marszcze brwi widząc jej zachowanie.

- Wszystko przez to, że przemieniłam Diablo?! - krzyknęła.

- Przemieniłaś? - powtórzyłam. - Co zrobiłaś z Diablo!? - zawarczałam.

- Larissa... - usłyszałam osłabiony głos Nadii. - Diablo... On... - nie dokończyła.

Drzwi ponownie się otworzyły. Osoba, która przez nie weszła sprawiła, że tętno mi przyśpieszyło.

- Skąd dochodzą te hałasy? Mówiłem byś się nie kłóciła... - przerwał widząc mnie. - z nimi. - wymamrotał.

Dzierżycielka Diablo LilithWhere stories live. Discover now