Rozdział 44 - "Załatwmy to po mojemu"

794 64 8
                                    

Larissa:

Jeśli to nie jest miejsce gdzie jest nasz cel to nie wiem gdzie może być. Doskonale widzę wielki budynek. Wygląda jak pałac. Ma dwie wysokie wieże i dużą bramę wejściową. Liczne okna świecą na kolor żółty. Nie widzę by budynek był przez kogoś pilnowany. Możliwe, że budowla była tutaj już od bardzo dawna, a Lilith po prostu z niej skorzystałam. Nawet wygląda na taką sprzed dekady. Poczułam powiew wiatru. Jak to w Limbo, jest to dość ciepły podmuch. Jestem już naprawdę blisko. Czy tego chcę, czy nie, wróciły do mnie wszystkie chwile jakie spędziłam od momentu utracenia wilka. Wiele się wydarzyło, ale dalej dużo przed nami. Mogę się jeszcze wycofać. Czy chcę? Bez wątpienia Lilith tam jest. Skoro ona tam urzęduje to znajduje się tam też Diablo. Mam nadziaje, że Kenan i pozostali nie są w innym miejscu. Te zdanie uderzyło mnie centralnie w serce. Właśnie! Muszę ich uwolnić. Nie mogę pozwolić by do końca życia byli na łasce Lilith. Chociaż tyle mogę zrobić. Przy okazji może zabije blondyne. Dalej mam tone wątpliwości, ale już wiem co chcę zrobić. Z myślą w głowie, że przyjaciele na mnie czekają wróciłam z powrotem do chłopaków. Siedzą z dobre dwa metry od siebie i nawet nie podnoszą głowę. Zaśmiałam się na ten widok. Nigdy nie widziałam ich w takim stanie. Jak małe dzieci. Nie wiedziałam, że tak potrafią się zachować.

- Albo będziecie się tutaj fochać, albo idziecie ze mną. - przerywam ciszę między nimi będąc już obok nich.

- Co widziałaś? - zapytali oboje.

Po wypowiedzi spojrzeli na siebie, po czym prychneli pod nosem i ponownie odwrócili od siebie wzrok.

- Za waszymi plecami i za tymi ruinami stoi wielki pałac sprzed dekady. Nie trzeba wiele myśleć by zrozumieć kto tam jest. - tłumacze, ignorując ich zachowanie.

- Czyli już prawie jesteśmy u celu. - szepcze Rocko uśmiechając się tak łagodnie, że ledwo to dostrzegłam.

- To co? Idziemy? - pyta Anthony wstając.

- Jesteście pewni, że chcecie ze mną tam iść? Nie musicie tego robić. Już i tak zrobiliście dużo dla mnie. - oznajmiam przyglądając im się uważnie.

- Nie żartuj sobie. - prycha Anthony krzyżując ręcę. - Za żadne skarby nie przegapie tego spektaklu. - dodaje.

- Niezbyt często to robię, ale zgadzam się z tobą. Chcę zobaczyć jak Lilith, nazywana przez was blond szmatą umiera w męczarniach. - wtrąca Rocko.

Ich wypowiedź sprawiła, że niekontrolowanie się uśmiechnęłam. Po prostu czuje szczęście wiedząc, że mam ich przy sobie. Z taką ekipą wiem, że możemy przechodzić każde góry.

- W takim razie chodźmy. - proponuje.

Pokiwali głową zgadzając się ze mną. Spojrzeniem dali mi znać, że mam prowadzić. Tak też zrobiłam. Zaczęłam iść we wskazanym kierunku, a oni towarzyszą mi. Rocko idzie po mojej prawej, a Anthony po lewej. Moje zwątpienia jak narazie zniknęły. Nie wiem niestety na jak długo. Możliwe, że powrócą tuż przed zobaczeniem twarzy Lilith. Nie mogę się jednak zawahać. Tutaj nie chodzi tylko o mnie. Daphne, Foxy, Logan, Monika, Jane, Roxi, Neil, Dylan, Aaron, Annabelle, Irwin, Samuel, Ivo, Leon, Marcus, Nadia i Kenan. Oni wszyscy potrzebują mojej pomocy.

- Tak swoją drogą, to kiedy ciebie nie było udało mi się dowiedzieć czyj to teren. - wyrywa mnie z rozmyśleń Anthony.

- Myślałam, że przez cały tamten czas tylko się kłóciliście. - mówię z widocznym rozbawieniem.

- To nie kłótnie. Po prostu nie dogadaliśmy się w poglądach. - wyznaje Rocko.

- Jasne. Jeszcze powiedź mi, że załatwiliście to jak dorośli. - nabijam się.

- Tak, czy siak czegoś się dowiedzieliśmy. - wtrąca Anthony.

Po prostu nie chcę bym cięgnęła dalej tego tematu. To wszystko jest nieźle zabawne.

- To czyj to teren? - pytam.

- Niczyj. - odpowiada, a ja spojrzałam na niego pytająco. - Te budowle nie należą do tereny Dalii, ponieważ ona tytułuje się w budynkach z bardziej nowoczesnych epok. Mój brat też tutaj nie urzęduje bo najzwyczajniej w świecie bym o tym wiedział. W przypadku Joseph'a, to z tego co mi wiadomo to kiedy splądruje jakąś wioske to nie zostawia po niej, ani odłamka ciegły. Wszystko bierze do swojego imperium. - tłumaczy.

Dalia to Pierwszy Władca, Andre to Drugi, a Joseph to Trzeci. Innymi słowy...

- Czyli Lilith zaczyna tworzyć swój własny teren. Teren Czwartego Władcy. - stwierdzam.

- Dokładnie. - potwierdza popielatowłosy.

Nie dziwi mnie to. Lilith działa najszybciej jak potrafi. Jeśli szybko zbuduje swoje imperium to szybciej będzie należał jej się tytuł Władcy. Nie wie, że żyje, więc jej pewność siebie jest na wysokim poziomie. Pewnie myśli, że nikt nie jest w stanie jej przeszkodzić.

- Mimo wszystko lepiej nie lekceważyć Lilith. - wtrącam. - Mamy o niej niezbyt dobre zdanie, ale nie możemy zapomnieć, że jest silna. Ma przy sobie Diablo. Nie wiem jak się zachowa podobnie mnie widząc, ale nie pomijajmy faktu, że już podniósł na mnie łape. - mówię z chwilowym zastanowieniem. - Wtedy byłam jedną nogą w grobie. Nie chcę by ta sytuacja się powórzyła. - dodaje.

Nastała cisza. Ja nie mam nic więcej do powiedzenia, a po chłopakach widać zastanowienie i lekki smutek. Wiedzą jak się teraz czuje. Są świadomi moich wątpliwości.

- Bez względu na to jaka będzie sytuacja, nie jesteś sama. Tym razem masz nas. - jako pierwszy zabrał głos Rocko.

- Jeśli już będzie tak tragicznie to zabierzemy cię stamtąd. Nie będzie to łatwe i pewnie bolesne dla ciebie, ale tym razem nie dopuścimy do tamtej sytuacji. - kontynuuje Anthony.

Wtedy byłam sama? Nie do końca się z nimi zgadam. Jednak prawdą jest, że oni są w stanie więcej zdziałać niż reszta moich towarzyszy. Ich słowa krąża mi w głowie. Nie wiem co mnie będzie czekać za drzwiami pałacu. Nie jestem w stanie być gotowa na wszystko. Sama do końca nie jestem zdrowa psychicznie. Może moje ciało jest w świetniej formie to w głowie przez cały czas walcze z wieloma myślami. Pustka sprawia, że czuje osłabienie, ale nie jestem pewna, czy naprawdę tak się dzieje. Może tylko mi się tak wydawać. Wszystko zaczyna mi się plątać. Znaki zapytania pojawiają się praktycznie przy każdym zdaniu. Muszę jakoś zebrać myśli. Znam swój organizm. Mogę go kontrolować. Jak nie ja, to kto?

- Najbardziej bym chciała by wam się nic nie stało. Jesteście dla mnie cenni i waszego zranienia chcę jak najmniej. - wypuściłam powietrze uspokajając się. - Dlatego chcę byście nie wtrącali się bezprośrednio do kontaktu z Lilith i Diablo. - dodaje.

- Dobrze. W takim razie możemy spróbować uwolnić reszte. - stwierdza Anthony.

- Przy okazji będziemy obserwować ciebie. Też nie chcemy by coś ci się stało. - oznajmia Rocko.

Tak będzie najlepiej. Tylko ja i Lilith. To nas dotyczy ta sprawa. Nikt inny nie powinien być w to wmieszany. Zanim się obejrzałam doszliśmy do celu. Wielka, drewniana brama wejściowa jest jedyną przeszkodą do naszego celu. Czuje ciepły zapach. Nie wiem do końca do kogo on należy, a jest całkiem przyjemny dla nozdrzy.

- Szukamy jakiejś wajchy? - pyta Anthony.

- Po co? - wzruszam ramionami. - Załatwmy to po mojemu. - dodaje.

W bardzo szybkim tempie sięgnęłam po katane chłopaka i ją wyciągnęłam. Zrobiłam kilka gwałtownych ruchów. Już po chwili można było usłyszeć głośny huk. Brama została przecięta na kilka kawałków. Odłożyłam katane na swoje miejsce, po czym wciągnęłam i wypuściłam powietrze. Zrobiłam krok przed siebie. Kiedy postawiłam stope na czerwonym dywanie zrozumiałam, że wszystko właśnie teraz się zaczyna.

Dzierżycielka Diablo LilithWo Geschichten leben. Entdecke jetzt