Rozdział 31 - "Bardzo ci za to dziękuje"

775 69 4
                                    

Larissa:

Ciemność zawitała na niebie informując nas, że jest noc. Kilka białych punktów, zwanymi gwiazdami przywitało nas wesoło. Ja jednak nie czuje szczęścia. Cały gniew spłynął ze mnie w momencie, kiedy ostatni napastnik przestał się ruszać. W przypływie złoście zabiłam ich wszystkich i nie żałuje tego. Po tym incydencie chłopaki zaproponowali, że pochowają Tamare. Zgodziłam się, ale nie potrafiłam brać w tym udziału. Kiedy do mnie wrócili dopiero wtedy dotarło do mnie, że jestem ranna. To, aż cztery razy! Zaczęłam słabnąć, ale na szczęście mam Anthonego i Rocko przy sobie. Zanieśli mnie do jakiegoś wieżowca i właśnie znajdujemy się w jednym z najwyżej umieszczonym mieszkaniu. Bardzo szybko opatrzyli moje rany. Rocko nawet stwierdził, że nie są zbytnio poważne. Na regeneracje nie mam co liczyć, ale jestem pewna, że Diablo odczuł mój wybuch gniewu. Postanowiliśmy zostać na noc w tym miejscu. Chłopacy zajęli się sobą, a ja siedzę w oknie. Nie mam w nim szyby, ale mimo to nie czuć chłodu. Otwór jest tak duże, że jestem w stanie wyprostować nogi w nim. Skrzyżowałam je i dzięki temu ułożyłam się wygodniej. Mimo, że patrze w gwiazdy to przed oczami mam tylko moment jak Tamara dostaje w głowe. Nie rozumiem dlaczego tak reaguje. Nigdy niezbyt przejmowałam się cudzą śmiercią. Jest to coś co uznawałam za siłę wyższą, więc pozbyłam się żalu po utraconej osobie. Możliwe, że przez to wszystko co mnie spotkało stałam się przewrażliwiona. Westchnęłam głośno na to stwierdzenie i dotknęłam się głowy.

- Jak się czujesz? - pyta troskliwie Anthony podchodząc do mnie.

- Źle. Okropnie. Chyba odczuwam wszystkie najgorsze emocje. - wzdycham patrząc na niego.

- Znam cię i widzę, że ci się to nie podoba. - zaśmiał się cicho kładąc rękę na moim kolanie. - Pamiętaj, że Tamara była ci bliska. To normalne, że odczuwasz te wszystkie emocje. Gdybyś straciła Nadie, Kenan i innych to czułabyś się tak samo. - dodaje.

- Ledwo co ją znałam. - wyznaje z nutką wątpliwości.

- Mylisz się. Znałaś ją bardzo dobrze, a ona znała ciebie. Byłyście jak siostry. - mówi, a ja zmarszczyłam brwi nie będąc do tego przekonana. - Uwierz mi, znam cię i widzę kiedy spędzony czas z kim jest dla ciebie czymś więcej niż tylko tolerowaniem. - uśmiechnął się.

Może ma racje. W obecnej chwili nie myślę za dobrze i wszystko bardziej odczuwam. Muszę się uspokoić.

- Teraz jest w lepszym miejscu. Wiele razy chciałem być na jej miejscu. - wtrąca Rocko siedząc na łóżku.

- I co się stało? - pyta Anthony.

Blondyn wzruszył ramionami. Przyjrzałam im się uważnie. Zauważyłam, że też czują jakiś tam smutek, ale nie jest to takie wielkie jak w moim przypadku.

- A wy jak się z tym czujecie? - odzywam się.

- Nie byłem zbytnio do niej przywiązany, więc nic się nie zmieniło. - odpowiada blondyn. - Ale poniekąd rozumiem jak ty się czujesz. - dodaje.

- Natomiast ja... Odczuwam jakiś smutek, ale nie w takim wielkim stopniu jakbym stracił ciebie. - pogłaskał mnie po kolanie.

W obecnej chwili potrzebuje tylko odpoczynku. Oni o tym wiedzą dlatego nie naciskają na dalszą podróż. Poza tym, mogę mieć małe problemy z chodzeniem przez postrzelone uda.

- Chcesz jakąś tabletke przeciwbólową? Pomoże ci też zasnąć. - oznajmia Anthony.

- Nie jest, aż tak źle. Boli, ale wytrzymam. Czułam o wiele większy ból nawet jeśli tylko przez kilka sekund. - naprostowałam.

Oboje dali mi spokój. Czy Tamara była mi tak bliska i dlatego czuje taki smutek? Wiem, że gdyby na jej miejscu znalazła się Nadia to zareagowałabym tak samo. Może nawet zaczęłabym płakać. Ponownie westchnęłam patrząc w ciemne niebo. Nieważnie, czy szatynka była mi bliska, czy nie. Nie ma jej tutaj z nami. Jest w miejscu o wiele lepszym niż ten świat. Spotka się z rodziną i mam nadzieje, że będzie szczęśliwa.

* * * * * * * * * * * * * *

Udało mi się przespać noc. Kilka razy się budziłam z mocnym bólem głowy. Podejrzewam, że skutki użycia mocy Diablo dały mi o sobie znać. Nie ułatwiał mi jeszcze fakt, że miejsca po postrzałach podwajały ból. Kiedy do moich uszu dotarły śpiewy ptaków i szmery moich towarzyszy uświadomiłam sobie, że nastał ranek. Nie należe do rannych ptaszków, więc bardziej się wtuliłam w posłanie z zamiarem ponownego zaśnięcia. Usłyszałam śmiechy Anthonego. Jednakże nie skomentował tego. Doskonale wie, że lubie sobie pospać.

- Nie wierć się tak bo ci szwy się poluzują. - prycha popielatowłosy otrzepując koszulke z brudu.

Z wielką chęcią zobaczyłabym jego wspaniale wyrzeźbiony sześciopak, ale to by oznaczało zmienienia pozycji w której się znajduje. Teraz jest mi tak wygodnie leżąc na brzuchu, że odpuściłam. A pokusa była wielka.

- Daleko jeszcze do Noelle? - pyta Rocko.

- Nie jestem w 100% pewien, że ona tam będzie, ale miejsce gdzie się udajemy jest niedaleko. W lesie. - odpowiada.

- Nie wiem, czy Larissa sobie poradzi z tym ranami. - szepcze blondyn myśląc, że nie słysze.

- Z wami to jak z dużymi dziećmi. - wtrącam przwchodząc do siadu. - Wcześniej gadaliście tylko, że sobie dam radę, a teraz wątpicie? - przyglądam im się uważnie.

Anthony dalej świeci gołą klatą, a Rocko mimo, że ma na sobie koszule to ma odpiętę guziki. Dzięki temu też jest na co popatrzeć.

- Ale wtedy nie byłaś ranna. - tłumaczy blondyn.

- Ranna, czy nie, nawet o tym nie myśle. - ponownie położyłam się na łóżku. - Daleko zakopaliście Tamare? - pytam.

Wyczuwam zdziwienie między nimi. Przespałam się z tym i zdecydowałam, że ją odwiedze. Ten ostatni raz. Muszę jej coś powiedzieć. Żadne słowa nie wyszły z ich ust przez dobrą minute.

- To jak się zdecydujecie to mnie obudźcie. - oznajmiam układając się do spania.

* * * * * * * * * * * * * *

Niebo jest zakryte wieloma białymi chmurami. Zimny wiatr muska naszą skóre i tym samym nas orzeźwia. Znajdujemy się w lesie. W miejscu gdzie została pochowana Tamara. Faceci zadbali o to by wyglądało to na grób. Mała góra piasku z dość dużym szarawym kamieniem. Przykucnęłam przy nim. Znajduje się tak blisko, że dokładnie widzę jego gładką powierzchnie. Anthony i Rocko zostawili mnie kiedy o to ich poprosiłam. Poszli bardziej zbadać otoczenie. Dotknęłam kamienia, po czym przejechałam po nim pazurem. Rozniósł się niezbyt przyjemny dźwięk.

- Nie tak powinnaś skończyć. - wzdycham. - Wiem, że nie czujesz do mnie winy. Gdybym była bardziej czujna to bym ich wyczuła. Jednak do tego nie doszło i teraz jesteś w lepszym miejscu. - szepcze.

Tego nauczył mnie Diablo. Co było, minęło i nie ma sensu nad tym rozmyślać. Czasu nie cofne i nie sprawie, że życie kogokolwiek potoczy się inaczej.

- Chcę żebyś wiedziała, że to co mi powiedziałaś jest cenne dla mnie. Pomogłaś mi zwalczyć wątpliwości. Dzięki tobie wiem, że chcę walczyć o Diablo. Bardzo ci za to dziękuje. - mówię cicho jakbym nie chciała jej obudzić.

Głaszcząc kamień wpadłam na pewien pomysł. Od razu zabrałam się do realizacji. Po kilku niezbyt przyjemnych dźwiękach skończyłam.

- "Tamara, siostra Czarnej Wilczycy". - czytam słowa napisane na kamieniu.

Wstałam uśmiechając się pod nosem.

- Jesteś moją siostrą. Nie uważam inaczej. - szepcze.

Ostatni raz spojrzałam na grób, po czym poczułam jakby ktoś mnie klepnął w ramię. Odwróciłam się szybko z myślą, że to Anthony albo Rocko. Nie ma przy mnie nikogo. Zaśmiałam się i z ulgą na sercu ruszyłam przed siebie. Czuje wzrok szatynki na swoich plecach. Jej i jej rodziny. Jest szczęśliwa. Wiem to.

Dzierżycielka Diablo LilithWhere stories live. Discover now