Rozdział 15 - "Są mi znane twoje uczucia"

848 64 11
                                    

Kenan:

Dlaczego? Dlaczego to wszystko nas spotkało? To sen, tak? Zaraz się obudzę w schronie i zobacze wesołe twarze przyjaciół. Co ja wygaduje? Chciałbym by był to sen. Cały czas przed oczami mam Larisse. Nie mam pojęcia co się z nią dzieje. Nie żyje? Nie jestem w stanie myśleć racjonalnie. Chcę się cofnąć w czasie i wszystko zmienić. Minął chyba tydzień od tego zdarzenia. Lilith wraz z Diablo zabrali nas... Nie wiem do końca gdzie, ale wiem, że jest to Limbo. Znajdujemy się w jakimś wielkim pomieszczeniu. Wygląda jak sala tronowa. Naprzeciwko wielkich drzwi mieści się duży fotel bardzo przypominający tron. Czerwony dywan kontrastuje z kolorem nieba jakie widzę przez okno. My znajdujemy się w dużych klatkach po boku dywanu. Jak jakieś zwierzęta! Metal jest tak duży, że pomieścił nas wszystkich. Tylko Foxy znajduje się w osobnej pułapce, a na dodatek jest związany. Widać kilka innych drewnanych drzwi, ale nie wiem gdzie prowadzą.

- Co my, kurwa, niewolnicy?! - krzyczy Neil rzucając metalową miską w klatke.

- Musimy znaleźć jakieś wyjście. - stwierdza Jane.

- Ale jakie? - pyta Logan.

- Nawet jak już jakimś cudem stąd wyjdziemy to z Lilith nie mamy szans. - wtrąca Marcus.

- Nawet jeśli wszyscy zaatakujemy. - szepcze Samuel.

Nie widzę możliwości ucieczki. Ja okazuje załamanie, ale inni są pełni gniewu. Na szczęście nic nikomu się nie stało i nie jesteśmy ranni. Najgorzej jest z Nadia. Siedzi w kącie klatki ze skulonymi nogami i nic nie mówi. Gdyby nie my, nawet by nie jadła. Dostajemy posiłek trzy razy dziennie od samej Lilith. Za każdym razem podkreśla jak to my mamy dobrze, że nas nie zabiła.

- A co z ciocią? - odzywa się Roxi.

- Larissa... - nie skończyłem.

Nie potrafie! To zdanie nie może wyjść z moich ust. Nie jestem w stanie powiedzieć małej, że Larissa może...

- Żyje. - syczy przez zęby Neil.

- Skąd masz taką pewność? - spojrzał na niego pytająco Dylan.

- Widzieliśmy tylko jak spada do kaniony. Nie wiemy co z nią. - mówi Monika.

Od samego początku martwiliśmy się najbardziej o jej dziecko. Za każdym razem szatynka zaznacza, że wszystko gra. Nawet nie widać by coś się działo z maluszkiem. Chyba, że udaje.

- Ale demon nie może mieć dwie dzierżycielki. - ściska dłonie Leon.

- Żyje! - podniósł głos Neil.

Nikt nic nie powiedział. Straciliśmy nadzieje, że dziewczyna żyje. Tylko brunet trzyma się swojego zdania i nie przestaje wierzyć w nią.

- Nie wiemy też co z innymi. Jak sobie radzi schron. - wtrącam.

- Poradzą sobie. Malia na pewno wszystko ogarnęła. - uspokaja nas Aaron tuląc syna i żone.

- Więc Savanna i inni są bezpieczni. - stwierdza Ivo.

- Ale na pewno się martwią. - posmutniał Leon.

- Tak samo jak my się martwimy. - wzdycha Marcus.

Nie wiemy nic. Nie mamy żadnych informacji. Pozostaje nam tylko rozmyślać i mieć nadzieje, że wszystko się ułoży.

- Foxy nie wierć się tak bo już krwawisz. - upomina go Daphne.

Słysze oddech lisa. Widać, że mu ciężko. Jednak mimo to uśmichnął się do nas. Jakby chciał pokazać, że jest dobrze i że sobie poradzimy. W tym momencie w całym pomieszczeniu rozniósł się skrzyp drzwi. Po chwili do pokoju weszła Lilith. Blodnynka od czasu naszego pierwszego spotkania się nie zmieniła. Tylko ten wielki, purpurowy miecz zajął miejsce na jej plecach.

Dzierżycielka Diablo Lilithحيث تعيش القصص. اكتشف الآن