PIĘĆ

1.4K 101 10
                                    

Alice
(rozdział przed zmianami)


Głupie pytanie. Na co miałabym mieć ochotę w obecnym stanie?

Na zapomnienie.

Chciałabym zapomnieć o tym, co wydarzyło się wczoraj i przespać jutrzejszy dzień oraz wszystkie kolejne. Ale wiem, że tak się nie da. Muszę zmierzyć się z codziennością, w której nie ma już miejsca dla Jamesa, i z samotnością wypełniającą dni.

Więc, na co mam ochotę?

Na Masona.

A ściślej mówiąc na pocieszenie w jego ramionach.

Skądś wzięło się powiedzenie: na złamane serce, najlepszym lekarstwem jest nowa miłość. Oczywiście nie ma mowy o miłości, ale numerek, by choć na chwilę zapomnieć o bólu rozsadzającym pierś, jest mile teraz u mnie widziany, dopóki mam kaca i jestem śmielsza niż zazwyczaj. Poza tym seks z nieznajomym byłby krechą odcinającą mnie od pożycia z Jamesem. Jest jednak pewien problem: nie wiem, co na to Mason i jego pies.

Swoją drogą nie widziałam jeszcze czarnego yorkshire terriera, w dodatku tak małego. Owszem słabo znam się na rasach psów, ale yorki to arystokrackie psy, z pięknymi długimi włosami, które chodzą do fryzjera, kosmetyczki i biorą udział w wystawach psów. Mimo to w oczach psa dostrzegam jego oddanie i wierność. Chyba mnie polubiła albo polubił.

– Cheeseburger, frytki i waniliowy shake, poproszę – odpowiadam po dłuższej chwili, czując jak policzki mi płoną z zażenowania. Podczas rozmyślania gapiłam się z lekko rozchylonymi ustami na Masona i niech mnie szlag, jak nie domyślił się, co chodzi mi po głowie.

Brenda wyciągnąwszy z papierowej torby z logo restauracji, kanapkę, frytki i zimny napój, podaje mi, za co dziękuję jej serdecznie, uśmiechając się szeroko i trzepocząc rzęsami, by zatuszować nieprzyzwoite rozbieranie wzrokiem jej brata.

Mason bierze Big maka i colę, po czym siada obok mnie na kanapie – pies zajmuje miejsce na jego kolanach – i kładzie nogi na stół kawowy. Zastygam z cheeseburgerem między zębami, mrugając powiekami, bo niedowierzam, że to zrobił. Pominę już fakt, że gdy znalazł się tak blisko mnie, moje ciało oblała gęsia skórka i zrobiło mi się potwornie gorąco, lecz nóg na stoliku nie przeżyję.

– Rozumiem, że czujesz się jak u siebie, ale czy mógłbyś zdjąć nogi? – grzecznie zadaję pytanie, wlepiając oczy w jego sportowe adidasy.

Kątem oka widzę jak na jego przystojnej twarzy maluje się łobuzerski uśmiech, gdy przekręca głowę i na mnie patrzy.

– Przepraszam. Masz rację, poczułem się jak u siebie – mówi rozbawiony i zabiera nogi.

Przełykam kęs kanapki.

– Dziękuję. Wybacz, że zwróciłam ci uwagę, ale tego nie znoszę.

Brenda piorunuje go spojrzeniem i zaciska usta, jak podejrzewam, w ten sposób wyrażając swoją dezaprobatę na jego zachowanie.

– U siebie robi tak wiecznie. Mason nie rozumie, że tak się nie robi. Musisz mu wybaczyć, Abi. W tym dorosłym ciele wciąż mieszka mały łobuz – tłumaczy Brenda, a mnie się chce śmiać. Przynajmniej w osiemdziesięciu procentach mężczyzn mieszka duch małego rozrabiaki. I jak widać, Mason się do nich zalicza.

– Przepraszam za swoje głupie zachowanie, siostro. To już się więcej nie powtórzy – droczy się Mason, przykładając dłoń do serca, jakby przyrzekał. Jestem skłonna założyć się o sto dolców, że bardzo szybko zapomni o swojej obietnicy.

– Załóżmy się – wypalam, nie wiedząc właściwie dlaczego wypowiadam myśli na głos.

Brenda marszczy brwi w sposób, który mówi, że coś wpadło jej do głowy i knuje właśnie plan.

– Nie, to nie ma sensu – rzuca po chwili. – Ktoś musiałby być z nim przez cały czas, żeby go kontrolować. Ja muszę wrócić do siebie, a Mason za kilka dni wylatuje – stwierdza Brenda z pełnymi ustami.

A myślałam, że będzie świetna zabawa.

– Możemy założyć się o coś innego – stwierdza Mason wyraźnie podniecony. – Niech pomyślę...

– Daj spokój, przecież Abigail nie znam nas a my nie znamy jej, więc niby o co mielibyśmy się założyć?

Przełykam ostatni kęs kanapki i zabieram się za frytki, rozmyślając nad propozycją Masona i słowami Brendy.

To prawda, nie znamy się, jednak czuję się w ich towarzystwie nader przyjemnie i swojsko, jakbym znała ich nie od wczoraj, a od wielu lat. Podoba mi się to i z pewnością chcę poznać ich bliżej, Masona nawet dogłębnie, ale mówiąc całkiem poważnie, pragnę nawiązać z nimi znajomość. Myślę, że mogłaby być ona ciekawa i pomogłaby mi zwalczyć ból po zdradzie Jamesa.

A tego najbardziej potrzebuję.

Wiem, że coś w życiu się kończy, by coś się zaczęło i chyba tak właśnie postrzegam pojawienie się w moim życiu Brendy i Masona. Wierzę w powiedzenie, że każdy z nas ma zapisany swój los w gwiazdach, czy gdziekolwiek indziej. Więc wychodzi na to, iż zdrady Jamesa nie mogliśmy uniknąć. Musiała się wydarzyć. Ktoś tego chciał.

– Nic nie stoi na przeszkodzie byśmy się poznali, a w późniejszym czasie założyli – odzywa się Mason, siorbiąc colę przez słomkę. – Wiem! – Prostuje się gwałtownie, odkłada kubek z napojem na stolik i patrzy na mnie z przebiegłym uśmiechem na twarzy. – W sobotę wybierzemy się na miasto – obwieszcza niczym rozradowane dziecko.

Wydymam usta, bo w niedzielę po wspomnianej sobocie mam dzień pracujący, więc zapijanie smutków nie wchodzi w grę. Spoglądam na Brendę, która ze zmrużonymi oczami patrzy na brata.

– Przecież cię nie będzie – przypomina, wkładając frytkę do ust.

– Kiepsko się czuje od kilku dni, więc w sobotę mogę być już chory – stwierdza i puszcza do mnie perskie oczko.

Co się właśnie wydarzyło?

Mam zwidy?

– Niedzielę mam pracującą, więc odpadam. I nie przewiduję na ten dzień choroby. Wręcz przeciwnie, muszę pracować, bo teraz gdy zostałam sama, jakoś będę musiała płacić rachunki, nie wspominając o kredycie, który wzięłam z tym dupkiem na wesele – wyjaśniam, krzywiąc się. Od wczoraj nie miałam czasu ani ochoty rozmyślać nad tym, co mnie czeka, jakie problemy będę zmuszona rozwiązać, aż do teraz. – Jasna cholera! – wykrzykuję, zakrywając usta dłonią. Cheeseburger przewraca mi się w żołądku, podjeżdżając do gardła.

– O co chodzi? – pyta Brenda. Mason przygląda mi się badawczo, ze skupieniem na twarzy.

– Za dwa tygodnie muszę się wyprowadzić. W obecnej sytuacji nie stać mnie na płacenie czynszu za to mieszkanie i spłatę kredytu – jęczę i uderzam się dłonią w czoło, opadając na poduszki z zamkniętymi oczami. Miałam nadzieję, że dopiero jutro spadną na mnie problemy.

Ale kanał!

– W takim razie mamy dwa tygodnie na to, żeby się lepiej poznać – rzuca Mason.

Podnoszę głowę i wbijam w niego karcące spojrzenie. Kątem oka widzę, że i Brenda robi to samo.

Granica pożądania Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz