TRZY

1.6K 106 11
                                    

Abigail

(rozdział przed zmianami)

Ojezusie. Nie uniosłam jeszcze powiek, a już czuję, że moja głowa waży co najmniej tonę, jak nie więcej. Boję się otworzyć oczy, poważnie, boję się. Wiem, że gdy to zrobię jasność zalewająca sypialnie spotęguje łomotanie w czaszce, a ostrość widzenia będzie do bani.

Przeholowałam i czuję to każdym zakamarkiem ciała.

Dałam wczoraj czadu z alkoholem. A to wina Brendy. Przyszła do mnie z butelką whisky o pojemności pół litra i na tym się nie skończyło. Było mi mało, chociaż moja nowa koleżanka uprzedzała, że będę umierać rano.

Cóż, nie myliła się, może jedynie w tym, że ja nie umieram, ja zdycham w męczarniach.

Przekręcam się na bok, co jest niemal dla mnie w obecnym stanie wyczynem i to takim z wyższej półki, cokolwiek to znaczy. Sprytnie chowam głowę pod poduszkę i uchylam jedną powiekę, żeby zbadać otoczenie.

Jasność. To rejestruję jako pierwsze, potem stwierdzam, że miejsce w łóżku obok mnie jest puste, a dałabym sobie rękę uciąć, że gdy kładłam się spać, Brenda leżała tuż przy mnie.

Cóż, najwyraźniej coś mi się pokręciło.

Potrzebuję tabletki przeciwbólowej, ale tak cholernie nie chce mi się wstać, że zamykam oko i postanawiam się jeszcze przespać.

Kiedy budzę się jakiś czas później, do uszu dociera niezidentyfikowany dźwięk. Chwilę to trwa, zanim zrozumiem, że to nie sen. Przekręcam się na plecy i otwieram oczy. Ból w skroniach nie pulsuje już tak otępiająco, ale w dalszym ciągu się go boję, bo to jest jedna z rzeczy, która cholernie irytuje i nie pozwala racjonalnie myśleć. A ja potrzebuję pomyśleć nad tym, co się właściwie wydarzyło.

Wychodzę z łóżka i idę do łazienki prawie na czworaka. Samoloty fruwają mi w głowie, rzuca mnie na boki i dopiero teraz czuję, że w ustach mam istną Saharę. Potrzebuję wody. Muszę napić się wody. Przechodzę przez salon z aneksem kuchenny, z jednym okiem otwartym i wpadam do łazienki. Załatwiam potrzebę, potem odkręcam kran i przemywam twarz zimną wodą, która koi moją zmęczoną twarz, robiąc łódkę z dłoni nabieram wody i piję łapczywie, by zwilżyć gardło. Spoglądam w lustro spodziewając się co zobaczę i się nie mylę. Jestem spuchnięta, skórę mam zaczerwienioną, a ciężar wczorajszych wydarzeń spada na me ramiona i jednym solidnym uderzeniem sprawia, że uginają mi się kolana.

W oczach pojawiają się nieproszone łzy, mimo iż wczorajszego wieczoru wypłakałam ich tak wiele, że jestem pewna, iż napełniłabym tą ilością wannę.

Ponownie przemywam twarz wodą, obiecując sobie w myślach, że już nie będę płakać. Wystarczy przelanych łez na występek Johna.

Wydmuchuję nos w papier toaletowy i wychodzę z łazienki. Opadam na sofę w salonie i dopiero wtedy zauważam Brendę. Jej twarz zdobi pokrzepiający uśmiech. Muszę pamiętać, aby podziękować temu przystojnemu mężczyźnie, który bezczelnie gapił się na mój biust, że wysłał do mnie tę kobietę. Nie pamiętam zbyt dużo, ale zanim urwał mi się film, wiem, że Brenda cierpliwie słuchała moich żali, wycierała łzy i podawała chusteczki, które, swoją drogą, powinny walać się po podłodze, ale ich nie widzę.

– Cześć słoneczko, jak samopoczucie? – pyta moja nowa znajoma.

– Do dupy – odpowiadam całkiem szczerze, bo jak niby miałabym się czuć po tym, co zrobił mój narzeczony, tydzień przed ślubem?

– Trzymaj. – Wręcza mi szklankę wody i tabletkę, jak sądzę na ból głowy. Jaka ona wspaniałomyślna i kochana. Siada obok mnie. – Jak się trzymasz?

Granica pożądania Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz