CZTERY

1.5K 111 18
                                    

Mason

(rozdział przed zmianami)

– Jak minęła wam noc? – pytam, wchodząc do salonu odziany jedynie w spodnie od piżamy, które założyłem w nocy, gdy wychodziłem z łazienki.

Opadam ciężko na kanapę, opieram plecy o oparcie, a nogi kładę na stoliku kawowym, Lucy wskakuje na sofę i układa się w kulkę po mojej lewej. Brenda patrzy na mnie wymownie, dając mi znać, żebym zabrał stopy z blatu. Jestem u siebie, więc nie zamierzam jej słuchać, tak mi wygodnie. Patrzę za to na nią, oczekując odpowiedzi.

Wzrusza ramionami, po czym mówi:

– Dobrze.

– Tylko tyle? – dociekam, unosząc brwi. – Żadnych ciekawych albo pikantnych szczegółów nie było?

Brenda przewraca oczami, co robi dosyć często, więc zdążyłem się przyzwyczaić.

– A co byś chciał usłyszeć, co? Że była z facetem trzy lata, który wydawał jej się spełnieniem nastoletnich marzeń, a tydzień przez ślubem otrzymała od – robi nawias w powietrzu – przyjaciółki film pokazujący jej narzeczonego jak pieprzy ją? Tą całą pierdoloną przyjaciółkę? – relacjonuje z wyrzutem niewiadomego pochodzenia. Może chodzi o solidarność jajników?

Unoszę ręce w obronnym geście.

– Spokojnie. Ależ ty dzisiaj nabuzowana – stwierdzam rozbawiony, ale tłumie w sobie śmiech, który ciśnie mi się na usta. Udaję przerażoną minę.

Brenda wzdycha.

– Bo gdy opowiadała mi o tym szlochając, miałam ochotę zabić tego jej faceta i tą zdzirę. Może zabrzmi to absurdalnie, ale Abigail nie zasłużyła sobie na taki cios. Nie znam jej, jednak wiesz, że szybko potrafię rozszyfrować ludzi i wyrobić sobie na ich temat zdanie. – Kiwam głową w zamyśleniu, ponieważ to prawda. Moja siostra rzadko kiedy myli się co do oceny poznanych osób. Wielokrotnie się o tym przekonałem. – No właśnie. Czuję, że Abi to moja bratnia dusza. Wczoraj miałyśmy ze sobą styczność po raz pierwszy w życiu, a ja miałam wrażenie, że znam ją od dawna. – Mówiłem, solidarność jajników.

– Dziwna sprawa, zwłaszcza że ty przez swoje „zdolności" masz problem z zaufaniem komukolwiek – zauważam, marszcząc brwi.

Brenda nie jest łatwowierna, co jest także powodem tego, że wciąż jest singielką. Nie rozumiem jej podejścia do ludzi i obsesyjnego analizowania ich zachowania. Kiedyś myślałem, iż powodem tego jest trauma po wiecznej nieobecność ojca i jego obietnicach, które prawie nigdy nie zostały spełnione. Ale czasem mam wrażenie, że w życiu Brendy coś się wydarzyło, co nakazało jej być ostrożną wobec obcych ludzi, a ja jako jej starszy brat, przegapiłem to.

Jeżeli Brenda mówi, że Abi może być jej bratnią duszą, to faktycznie tak właśnie może być. Nie do końca wierzę w jej teorię, lecz jeśli ma rację i jej znajomość z moją sąsiadką z naprzeciwka okaże się jedną na milion, będę szczęśliwy, że wczoraj wszedłem do mieszkania Abigail i zainterweniowałem. Jestem nawet skłonny dotrzeć do tego dupka i osobiście mu podziękować za zdradę swojej narzeczonej.

Swoją drogą wczoraj nie miałem czasu zastanowić się nad tym, jak, do licha, do tej pory nie zwróciłem uwagi na Abi. Drzwi do jej mieszkania znajdują się vis-a-vis moich i aż nieprawdopodobne, że do tej pory na siebie nie wpadliśmy. Owszem, nie przebywam w mieszkaniu często, bo moja praca wiąże się z częstymi nieobecnościami, ale przecież wychodzę na spacery z Lucy co najmniej trzy razy dziennie, więc chociażby wtedy powinniśmy się gdzieś minąć po drodze, przynajmniej raz, w holu dajmy na to.

– Dlatego teraz pójdę sprawdzić, czy nadal śpi. Jestem pewna, że po ilości jaką wczoraj w siebie wlała, dzisiaj będzie umierać – obwieszcza z szerokim uśmiechem na ustach i kieruje się w stronę drzwi frontowych. Przystaje w połowie drogi, odwraca się w moją stronę. – Byłam z Lucy na spacerze, więc o to nie musisz się martwić, jednak mam do ciebie małą prośbę. – Trzepocze powiekami i uśmiecha się słodko jak mała dziewczynka, która chce dostać wymarzoną zabawkę od rodziców

– Mów.

– Jak się ogarniesz, pójdziesz kupić coś do jedzenia dla mnie i dla Abi?

Abigail. Słodka i zrozpaczona Abigail.

– Jasne, ale pod warunkiem, że będę mógł zjeść z wami – rzucam, uśmiechając się półgębkiem, jednocześnie drapiąc Lucy za uchem. Głowę położyła na moich kolanach i domaga się pieszczot. Całą noc spała obok mnie w łóżku. Prawdopodobnie Lucy nie zaakceptowałaby jakiejkolwiek kobiety w mym życiu. To miejsce jej, a mi to nie przeszkadza. Pies to najwierniejszy przyjaciel człowieka, a Lucy jest także członkiem rodziny.

Brenda marszczy brwi i wiem, że doszukuje się drugiego dna w podanym warunku. Jest bystra, ale wątpię by czytała mi w myślach i słyszała co chodzi mi po głowie.

– Dobrze – mówi zaskakująco swobodnie, a potem zostawia mnie samego z myślami krążącymi wokół tajemniczej Abigail.

***



Dwa godziny później wysiadam z windy, w dłoni trzymając torbę papierową z jedzeniem z McDonalda i z Lucy przy nodze. Podejrzewam, że Brenda zabije mnie spojrzeniem, iż poszedłem na skóry, kupując popularny fast food. Nie miałem pojęcia co właściwie kupić, a że po imprezach zakrapianych alkoholem, które nie zdążają się często, leczyłem się Big makiem, popijając kanapkę coca-colą, uznałem, że będzie to dobry wybór. Właściwie to kupiłem dla dziewczyn coś lżejszego, czyli hamburgery, cheesburgery, frytki, sałatkę, shake'a czekoladowego, waniliowego i truskawkowego. Uznałem, że będzie to bezpieczna opcja, bo kto nie lubi kanapek z McDonalda?

Nie zawracając sobie głowy pukaniem, wchodzę do mieszkania Abigail, słysząc rozmowę na temat facetów. Naprawdę kobiety nie mają o czym rozmawiać, tylko wiecznie o facetach?

Brenda mówi coś do mnie, jednak jej słowa wydają mi się odległe, gdy spoglądam na Abi. Na jej odkryte nogi i uda. Zauważając, że przyglądam się jej, pospiesznie łapie za koc i zakrywa nagie fragmenty ciała.

Chciałabym zobaczyć więcej!

Lucy biega wokół Abi i wącha poszczególne meble, później koc, który w pośpiechu zarzuciła na nogi sąsiadka, a potem zapiera się łapkami o kanapę i zapoznaje się z zapachem jej skóry. Abigail nieco zaskoczona widokiem psa i, jak podejrzewam, moim, w pierwszym odruchu cofa dłoń, kiedy Lucy chce trącić ją nosem, ale po sekundzie podsuwa psu rękę pod nos, pozwalając się przywitać. Lucy merda szaleńczo ogonem, dając mi znak, że polubiła Abigail.

Idealnie! I nieprawdopodobne!

Słodka dziewczyna drapie Lucy za uchem i patrzy na nią rozmarzonym wzrokiem.

Stawiam torbę na blacie wyspy kuchennej, w dalszym ciągu nie odrywając od Abi spojrzenia. Dzisiaj wygląda nieco lepiej. Jej twarz nie jest zalana łzami, ale blada jak ściana. Pod oczami widoczne są sińce, które odbierają jej urodę, lecz mimo to i tak widać jaka jest ładna. Abigail ma kwadratową twarz, wysokie czoło, na które opada długa grzywka, ciemne oczy, zaczerwieniony nos jak u Rudolfa czerwononosego i włosy w totalnym nieładzie.

Wygląda iście uroczo, biorąc pod uwagę fakt, że wczoraj dowiedziała się o zdradzie narzeczonego. Gdy o tym myślę przenoszę wzrok z jej oblicza na dłoń i zauważam brak pierścionka, jak podejrzewam, zaręczynowego.

Abi wpatruje się we mnie przez chwilę z kamiennym wyrazem twarzy, z szeroko otwartymi oczami. Najchętniej zapytałbym o czym właśnie myśli, ale nie robię tego, bo nie jesteśmy sami.

– Na co masz ochotę, Abigail? – pyta Brenda, zaglądając do papierowej torby.

Spojrzenie sąsiadki ślizga się po moim ciele i już wiem na co ma ochotę.

Granica pożądania Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz