JEDEN

2.9K 122 18
                                    

Abigail

Westchnęłam ciężko i przeciągle, aby w ten sposób zaakcentować swoje znużenie.

– Abi, musisz mnie wysłuchać – zaskowyczał James, klękając przede mną.

W normalnej sytuacji ten widok rozczuliłby mnie bądź rozśmieszył. Zależy jaki byłby jej kontekst, lecz teraz miałam jedynie ochotę sprać mężczyznę na kwaśne jabłko, a potem odnaleźć tę sukę i wydrapać jej oczy. Gotowało się we mnie tak wiele popieprzonych emocji, że jeszcze moment i wybuchnęłabym niczym pierdolony wulkan. Zacisnęłam zęby na dolnej wardze, jednocześnie przełykając wpadające przez szczelinę do ust łzy.

– Proszę, daj mi wytłumaczyć! Nie przekreślaj nas. Na miłość boską, Abi! Za tydzień się pobieramy!

Wzięłam głęboki wdech, czując jak serce pęka mi na pół, by rozpaść się po chwili na miliom drobnych kawałków.

– Jak śmiesz, kurwa, mówić, że za tydzień się pobieramy! Czy ty się, do cholery, słyszysz? Nie będzie żadnego, kurwa, ślubu. Rozumiesz? Czy mam ci to przeliterować? – wrzeszczałam, stojąc nad nim i wymachując rękoma. Nawet nie wiedziałam, w którym momencie wstałam z kanapy. Cała się trzęsłam, kolana dygotały mi z nerwów. Łapałam powietrze, którego zabrakło mi w płucach i przeszywałam gnoja morderczym spojrzeniem. W tej właśnie chwili chciałam posiadać możliwość zabijania wzrokiem.

James gwałtownie wstał i złapał mnie za ramiona, próbując przyciągnąć do swojej piersi, lecz nie pozwoliłam mu na to. Z całej siły jaka jeszcze we mnie pozostała, odepchnęłam się dłońmi od niego, wpadając na wsypę kuchenną. Oparłam o nią ręce i przez zaciśnięte zęby warknęłam:

– Wyjdź z mojego mieszkania! Nie chcę cię już znać.

– Skarbie, proszę, daj mi jeszcze jedną szansę – mówił, powoli zmierzając w moją stronę. – Kocham cię, to był jeden głupi wybryk. Byłem pijany, przysięgam! To ona się na mnie rzuciła.

Patrzyłam na jego twarz, na której malował się ból. W brązowych oczach błyszczały łzy. Czułam, jak rozpacz rozsadza mnie od środka. Dlaczego to musi boleć tak kurewsko mocno?

Przez wzgląd na uczucie jakim darzyłam James'a, nawet byłabym skłonna wybaczyć mu tę zdradę, ale z drugiej strony coś we mnie mówiło mi, żebym tego nie robiła.

Mój niedoszły mąż ponownie uklęknął przede mną, jak w dniu, kiedy mi się oświadczył. W dniu, który był jednym z najszczęśliwszych w moim dotychczasowym życiu. Łzy przysłoniły mi obraz, lały się strumieniami po moich policzkach. Tak bardzo go kochałam, a teraz tak bardzo go nienawidziłam. Jak mógł mi to zrobić? Jak?

James położył ręce na moich udach i patrząc mi w oczy próbował tłumaczyć, pomimo iż ja nie chciałam słuchać jego marnych tłumaczeń. Miałam dosyć mydlenia oczu i bycia słodką idiotką, która niczego nie zauważyła wcześniej.

– Wybacz mi. Zapomnijmy o tym, przecież cię kocham, ona nic dla mnie nie znaczy!

Pokręciłam powoli głową. Opadałam z sił. Miałam dość.

Przetarłam rękawem bluzki mokrą twarz oraz nos, nie przejmując się, że będę mieć zasmarkaną bluzkę. Miałam to gdzieś.

Podniosłam głowę i twardo spojrzałam James'owi w oczy, wysuwając zza siebie dłoń dzierżącą nóź. Mężczyzna zamarł, cofnął się i powoli wstał.

– Wypierdalaj z mojego mieszkania! Z nami koniec! Nikt nie będzie robił ze mnie jebanej idiotki – wrzeszczałam jak opętana, ile sił w płucach, wymachując przy okazji ręką, w której trzymałam nóż, w kierunku tego gnoja.

– Abi, kochanie... Co ty robisz? Odłóż nóź, zrobisz sobie krzywdę...  ̵  skomlał, łajdak jeden, łamiącym się głosem.

Zacisnęłam mocniej dłoń na potencjalnym narzędziu zbrodni, wzięłam głęboki wdech i krzyknęłam:

– Wypierdalaj, James, bo cię, kurwa mać, zabiję!

I zapewne by do tego doszło, gdyby do mojego mieszkania nie wszedł jakiś facet.

– Co tu się dzieje? – zapytał twardo, spoglądając to na mnie, to na James'a.

– Ten chuj mnie zdradził z moją przyjaciółką i nie chce opuścić mojego mieszkania – powiedziałam drżącym głosem, siąkając w dodatku nosem, oddychając spazmatycznie, czubkiem nosa wskazując na James'a.

– Słyszał pan? Pan wychodzi, a pani odkłada nóż.

– Abigail. Jestem Abigail – wymamrotałam w amoku, kompletnie nie wiedząc, w jakim właściwie znajduję się stanie.

– Dobrze, Abigail. Odłóż nóż, on już wychodzi – zapewnił nieznajomy spokojnym barytonem, unosząc w górę swoje dłonie. Słysząc głębię głosu nieznajomego mężczyzny, nieco się rozluźniłam i zaczęłam się uspokajać.

Ale to nie wszystko. Niespodziewanie na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Przeszył mnie dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Możliwe, że to efekt zakończeń nerwowych napiętych jak struny, ale niech mnie! Głos nieznajomego był podniecający. W tamtej chwili przeszło mi przez myśl, że gdybym przyłożyła ucho do jego klatki piersiowej, podczas gdy on by mówił, czułabym wibrację jego głosu na całym ciele.

O czym ja, do cholery, myślałam? Narzeczony zdradził mnie z przyjaciółką, a ja snułam fantazje o głosie obcego faceta.

Zwariowałam.

Naprawdę oszalałam.

Wpatrując się w nóż kuchenny, w ten którym lubiłam ciąć mięso, odkrawać pierś kurczaka, uświadomiłam sobie jak wygląda sytuacja z punktu widzenia nieznajomego gościa.

Zrobiłam krok w tył i z wstrzymanym powietrzem w płucach, odłożyłam nóź na wsypę kuchenną, po czym wypuściłam powietrze i przeniosłam wzrok na mężczyznę stojącego półtora metra ode mnie, prawie w drzwiach otwartych na oścież. Wokół nas panowała cisza jak makiem zasiał. Słyszałam bicie nie tylko swojego serca, lecz także obydwóch mężczyzn. Napięcie chwili sięgało zenitu, dopóki nie wypuściłam z dłoni noża.

– Bardzo dobrze, Abi. Dziękuję. Nie chcesz go tutaj? – zapytał, utrzymując ze mną kontakt wzrokowy, ale wskazując ręką na James'a.

Gdy patrzyłam w oczy nieznajomym, poczułam się nie tylko bezpiecznie, lecz także krucho. Miał w oczach coś niewyobrażalnego, coś przez co moje pokiereszowane serce miało siłę, aby dalej bić i się nie poddać. Była jak zahipnotyzowana. Zaczarowana.

Ocknęłam się, rejestrując kątem oka poruszającego się powoli James'a. Przypomniałam sobie, że nieznajomy czeka na odpowiedź z mojej strony.

– Nie – powiedziałam tylko, jakbym straciła cały zapał do walki. Czułam jak emocje opadają, a zmęczenie opada na moje barki.

– W takim razie pan wychodzi, chyba że chce stracić życie, to może zostać – rzucił mężczyzna o hipnotyzującym spojrzeniu, powagą na twarzy, choć chyba w jego tonie słyszałam nutę rozbawienia.

James kiwnął głową entuzjastycznie, zabierając swoją bluzę. Założył buty i skierował się do wyjścia z mieszkania, ale w progu, tuż przy nieznajomym, zatrzymał się i wbijając zbolały wzrok w moją twarz, powiedział:

– Nie dam spławić się tak łatwo. Wrócę, Abi, i udowodnię ci, że cię kocham.

– W y p i e r d a l a j! – warknęłam, będąc już u kresu wytrzymałości, stanowczym tonem, ponieważ nie miałam już siły, by krzyczeć.

James opuścił moje mieszkania, a wraz z jego odejściem moje serce boleśnie pękło na pół.

Granica pożądania Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz