Rozdział 10

329 29 24
                                    

Mogłoby się wydawać, że gdyby nie światła uliczne i kolorowe neony sklepowe, to wszystkie dzielnice Tokio spowiłaby nieprzenikniona ciemność. W stolicy było tak jasno, że gwiazdy stawały się niewidoczne. Mimo to, tak wiele ludzi marzyło o mieszkaniu tutaj. Tu, gdzie ludzie wiecznie żyli w pośpiechu. Tu, gdzie nie sposób było nawiązać nowych znajomości, bez odpowiednich kontaktów. Tu, gdzie życie wydawało się być sielanką, lecz naprawdę było zupełnie inne. Tu, gdzie czas płynął szybciej. Nieporównywalne do wcześniejszego miejsca zamieszkania Shioty Nagisy i Akabane Karmy.

Lecz to właśnie tutaj, na zatłoczonych ulicach Tokio, przeznaczenie zadecydowało o ich ponownym spotkaniu. Już nie jako chłopców, lecz jako dorosłych mężczyzn. Lecz, czy wierzyli oni w tak abstrakcyjną rzecz, jaką jest przeznaczenie?

Nagisa nie wierzył. Nigdy przez myśl mu nie przeszło, że przeznaczenie istnieje. Wszystko, co robimy, każdy wybór, nasza własna przyszłość, zależy od nas.

Karma za to twierdził inaczej. Według niego przeznaczenie istniało. Wszystkie wybory życiowe, nawet błachostki, prowadzą do spotkania z przeznaczeniem.

Czy ich pogląd na przeznaczenie miał się zmienić tego deszczowego wieczoru w jednej z najbardziej zatłoczonych dzielnic Tokio?

Każdy z nich miał swoje poglądy, problemy i życie. Praktycznie nic ich nie łączyło. Bo co może łączyć rządowego zabójcę i tokijskiego biurokratę?

A jednak coś ich łączyło. Gdyby nie to, możliwe że nigdy do ich ponownego spotkania nie doszło. Przeznaczenie zadecydowało o ich ponownym spotkaniu. Od dawna, prawie od zawsze byli sobie przeznaczeni. Obydwoje nosili na małych palcach u jednej ręki czerwoną, niewidzialną nić przeznaczenia. W ich przypadku była niewiarygodnie splątana z innymi osobami. Lecz nigdy się nie przerwała. Mimo że nie sposób było ją zobaczyć, Karma zdawał sobie sprawę z jej istnienia. Za to Nagisa celowo to ignorował.

Tego wieczoru spotkanie z przeznaczeniem wydawało się nieuniknione. Obydwoje czuli, że coś się stanie. Ten dzień wydawał się im inny od samego rana, mimo że wyglądał tak, jak każdy inny.

Życie Karmy było monotonne. Ta sama rutyna zaczynała go już nudzić. Tęsknił do czasów gimnazjalnych, gdzie liczyły się tylko dwie rzeczy: jak dobrze się uczysz i czy uda się zabić ich nauczyciela. Karma coraz częściej patrzył w tył w swoim monotonnym życiu. Zastanawiał się wtedy, co robią dzisiaj jego szkolni znajomi. Czy ktokolwiek z nich odważył się zostać zabójcą?

Za to życie Nagisy diametralnie różniło się od bytu Akabane. W żadnym wypadku nie można było nazwać go monotonnym. Ciągle wyjazdy, obmyślanie strategii, nieprzespane noce, zlecone morderstwa... W jego życiu brakowało tej monotonności, sielanki, którą posiadał jego przyjaciel.

Obydwoje pragnęli tego, co posiadali ci drudzy. Cóż można by uczynić, by to zdobyć? Przeznaczenie z góry wydało wyrok. Chciało złączyć te dwa serca najpiękniejszym uczuciem, jakie można podarować drugiej osobie. To uczucie zaistniało samoistnie między chłopcami jeszcze w gimnazjum. Wtedy nie wiedzieli jeszcze, co mają z nim zrobić. Może gdy spotkają się ponownie, coś się zmieni?

Nagisa szedł przed siebie. Dopiero co zabił człowieka, a on tak spokojnie szedł do hotelu. Marzyła mu się porządna kąpiel w gorącej wodzie. Jednak, gdy pierwsze krople deszczu spadły na nos niebieskookiego, zdecydował się skręcić w jedną z ciemnych uliczek i tam przeczekać deszcz. Stanął pod ścianą, a nad nim wisiał dach. Kiedyś musiał być tam jakiś klub, jednak sądząc po stanie chociażby drzwi, bardzo dawno temu. W tamtej chwili, dla Shioty liczyło się tylko to, że nic mu na głowę nie padało.

Cóż poradzić, że tok myślenia Karmy był podobny do Nagisy? Tak oto skończyli obok siebie, stykając się ramionami w ciemnej uliczce. Karma nawet nie zwrócił uwagi na to, kto stoi obok niego. Nagisa miał naciągnięty na głowę kaptur, a niebieskie włosy sięgające prawie że do pasa, nie do końca mieściły się w nakryciu głowy, więc luźno opadały na klatkę piersiową i dosyć łatwo można było pomylić go z dziewczyną.

W końcu Akabane odwrócił wzrok w stronę przyjaciela niedoli. Od razu napotkał niebieskie oczy wpatrujące się w niego. Te oczy, które za czasów szkolnych wręcz ubóstwiał. Mógł patrzeć w nie godzinami i nie mieć dość.

W przypływie chwili pochylił się nad niższym tak, że stykali się nosami. Ich serca wybijały wspólny, nieco przyspieszony rytm. Obydwoje tego chcieli już od dawna. Skoro przeznaczenie tak zdecydowało, to tak musi być, prawda?

— N-Nagisa...?— tę jakże piękną chwilę przerwała dziewczyna. Była ona naprawdę piękna. Te brązowe oczy i w tym samym odcieniu włosy, te pełne usta...

Zrobiła ona nagły zwrot w tył i wybiegła na ulicę. Gisa odepchnął od siebie rudego diabła i pobiegł za nią.

Akabane sądził, że to musiała być dziewczyna niższego. Ale on tak łatwo się nie podda. Teraz, gdy już wie, że jego księżniczka jest w Tokio, za wszelką cenę będzie chciał zatrzymać go przy sobie. Zrobi to, czego nie miał odwagi zrobić wcześniej.

Przez to jedno spotkanie monotonność w jego życiu zniknęła na dobre.

/////\\\\\
Mówiłam, że namiesza ^^
Mimo że to najdłuższy dotychczasowy rozdział w tym ff, nie jestem z niego dumna... Ale za to, w kolejnych rozdziałach będzie się działo ^^

Assassin's night Where stories live. Discover now