Rozdział 6

354 32 3
                                    

Tego dnia było pochmurnie. Burza wisiała w powietrzu i każdy to wiedział. Przyszła ona dopiero wieczorem. Wszyscy przed nią uciekali, czego efektem był brak jakichkolwiek przedstawicieli rasy ludzkiej przechadzających się po ulicy jeszcze przed tym, jak pierwsze krople uderzyły w czarny asfalt.

Nagisa siedział w ciepłym mieszkanku z nosem przy szybie. Uwielbiał deszczową pogodę. Napawała go pewnego rodzaju melancholią i skłaniała go do przemyśleń. Jednak to zjawisko atmosferyczne pojawiało się za każdym razem, gdy w życiu chłopaka działo się coś istotnego.

I dzisiaj nie miało być inaczej.

Zauważył dziewczynkę. Jeszcze dziecko. Przechadzała się po chodniku. Miała na sobie zaledwie przemoczoną sukienkę. Jej stopy były bose.
Od razu skojarzyła się Gisie z jego własnym przeżyciem. Wtedy, gdy Ren go uratował. Może i on powinien coś zrobić?

Niewiele myśląc zerwał się i w pośpiechu zakładając buty krzyknął do Rena, że zaraz wraca. Zbiegł szybko po schodach parę razy się potykając i z impetem wpadł na drzwi od klatki, które nie ustąpiły. Pchał je jeszcze przez chwilę i z zażenowaniem stwierdził, że musi je pociągnąć, a nie pchać.
Jego poczynaniom przypatrywała się pewna szatynka stojąca po drugiej stronie ulicy.

Gisa podbiegłszy do niej, oparł ręce na kolanach i próbował uspokoić oddech. No cóż, jego kondycja nigdy nie była zbyt dobra, a teraz, gdy de facto siedział cały dzień w jednym miejscu, było tylko gorzej.

A dziewczynka stała, przypatrując się mu. Była blada jak ściana, a jej usta były sine. Nagle pojawiły się mroczki przed jej oczami i zemdlała. Przed upadkiem uratował ją refleks Shioty. Co jak co, ale refleks miał jeszcze lepszy niż w gimnazjum.

Ze zdziwieniem zauważył, że dziewczynka była lekka jak piórko oraz strasznie chuda. W sumie, nawet lepiej dla niebieskookiego. Łatwiej było ją przenieść.

Dotarcie do jego tymczasowego lokum nie trwało zbyt długo. Od razu po wejściu usłyszał stukanie w klawiaturę. No tak, Ren pisał artykuł do gazety. Mimo młodego wieku miał ogromny talent literacki.

Nagisa zwrócił jego uwagę jedynie tym, że cały przemoczony wszedł do salonu nie zdejmując butów. Dopiero po chwili zauważył, co chłopak kładzie na łóżku i spogląda na niego prosząc o pomoc.

Ren od razu pomógł. Przyniósł jakieś dresy i przebrał dziewczynkę z mokrych ubrań. Jej sukienka wylądowała w pralce. Przykrył ją szczelnie kocem (a nawet dwoma!) i podstawił jej poduszkę pod głowę.

Dopiero wtedy Nagisa zorientował się, jak bardzo się pomylił. Ren miał poczucie humoru zbliżone do Karmy, jednak z charakteru był zupełnie inny. Ren nie był Karmą, jedynie Shiota doszukiwał się podobieństw na siłę. Tak bardzo chciał mieć przy sobie Akabane, że szukał go w innych. Ale nikt nie mógł zastąpić tego rudego diabła.

Nagisę ogarnął smutek i chęć przytulenia się do kogoś. Najlepiej do Karmy, który w tej samej chwili siedział w swoim pokoju po drugiej stronie miasta i po raz tysięczny próbował się do niego dodzwonić.

/////\\\\\
Gomen, wczoraj nie było rozdziału >.< Po prostu słowa jakoś nie chciały się do siebie kleić... Okropne uczucie, serio.
Co myślicie o szatynce? W przyszłości trochę namiesza ^^

Assassin's night Where stories live. Discover now