28

12K 354 118
                                    

pół roku później

Pov Nicole

Spojrzałam z rozdziawioną buzią na kreację Tess. Dziewczyna uparła się, że zrobi wszystkim niespodziankę i wybierze sama strój na swój ślub. Miała na sobie białą luźną suknię, obcisłą przy biuście, była na cieniutkich ramiączkach i miała dekolt w kształcie serca. Buty miała na niskim obcasie, które i tak zakryte były suknią, która sięgała do ziemi. Sukienka była prosta, ale bardzo pasowała do Tessy. Od razu widać było, że była to jej wymarzona suknia. Włosy miała rozpuszczone, upięte z jednej strony kilkoma spinkami ozdobione białymi kwiatkami.

Uroczystość miała być skromna. Zaproszeni było oczywiście męskie grono Maxa i Vincenta z drużyny szkoły średniej, rodzice Vincenta, jego przyrodni brat Seth, rodzice Tessy i jej dwie starsze siostry Jennie i Sarah ze swoimi partnerami. I oczywiście Tyler. Tyler miał nieść obrączki, przygotowywaliśmy go do tego kilka miesięcy. Na początku zamiast zatrzymać się przed Tessą i Maxem, szedł z tymi obrączkami do mnie. Vincent był świadkiem Maxa, Jennie i Sarah były druhnami a ja przez świetny pomysł Maxa miałam sypać kwiatki, jednocześnie będąc trzecią druhną Tessy. Ślub miał się odbyć w drewnianym kościółku, który sam w sobie nie był w stanie pomieścić więcej niż trzydziestu osób. Wesele miało być w pobliskiej restauracji, która miała patio przy plaży. Muzyką miał się zająć Seth, nie wiem czy był to dobry pomysł, ale chłopak stwierdził, że jako przyszły dj będzie miał szansę się wykazać.

Poprawiłam Tess jedną z małych spineczek, która lekko się zsunęła.

- Mam nadzieję, że po drodze nie wyrżnę twarzą o te twoje płatki- wskazała ręką na trzymany przeze mnie koszyk z kolorowymi płatkami róż- zaraz zwymiotuję- dodała, patrząc na mnie i chodząc w tą i z powrotem. Wszyscy już na nas czekali, przed wejściem były siostry Tessy, które miały wejść razem z panną młodą. Ja miałam wejść przed Tess, żeby sypnąć kwiatami po posadce. Nie ja to wymyśliłam. Szkoda, że Vincenta w to też nie wrobili.

Poprawiłam swoją krótką sukienkę. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów założyłam kieckę. Nie miała rękawów, była z dekoltem w kształcie serca w talii była tiulowa i rozkloszowana. Była w ciemnozielonym kolorze. Buty w dalszym ciągu miałam sportowe. Na nadgarstkach miałam koronkowe półrękawki w podobnym kolorze co sukienka, rany były zagojone, ale czułam się lepiej mając zakryte nadgarstki. Już słyszałam tą irytującą weselną muzyczkę. To był znak, że cyrk zwany również sypaniem kwiatów w moim wykonaniu miał się rozpocząć lada moment. Sarah otworzyła mi drzwi, mrugając do mnie porozumiewawczo co ja odwzajemniłam niezręcznym grymasem. Czułam, że to ja będę tą osobą, która puści pawia. Zebrani wstali, Tyler szedł z poduszeczką w pysku, na której spoczywały dwie obrączki. Starałam się iść wolno, co utrudniała mi chęć zrobienia tego w jak najszybszym możliwym tempie. Nie patrzyłam nawet na zebranych, patrzyłam morderczym wzrokiem na wyszczerzonego Maxa stojącego przed ołtarzem, by przenieść wzrok na Vincenta. W garniturze prezentował się powalająco. Co w obecnej sytuacji nie powinno mieć dla mnie znaczenia.

Kiedy koszyk był już pusty stanęłam na swoim miejscu, Tyler stanął obok Maxa merdając ogonem. Kiedy Tessa weszła do środka wszyscy wstrzymali oddech. Ja nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Wyglądała jak zawsze pięknie, ale w tym wydaniu wyglądała jak anioł. Przyłapałam Vince'a na tym, że zamiast na, idącą wolnym krokiem w stronę ołtarza, Tess patrzył się z głupim uśmiechem na mnie. Pokazałam mu język wracając spojrzeniem do Tessy. Sarah i Jen stanęły obok mnie. Widziałam jak znajomi chłopaków podczas przysięgi wyglądali jakby mieli zaraz wybuchnąć płaczem. Nie jestem pewna, czy ze wzruszenia, czy ze strachu przed podzieleniem tego samego losu, ale wyglądało to dość zabawnie.

Kiedy przyszedł czas na obrączki dałam znać Tylerowi cichym cmoknięciem, że to jest jego chwila. Max tym razem niczego nie upuścił. Tyler za to, kiedy na poduszce nie było już obrączek odsunął się na bok zaczynając te poduszkę gryźć. Tak, Max ma zawsze najlepsze pomysły. Odgłosy mlaskania Tylera, rwania aksamitnej poduszeczki szybko roznosiły się po maleńkim kościele...

- Cześć piękna- usłyszałam przy swoim uchu głos Vince'a orientując się, że Tessa i Max już opuszczają kościół wraz z akompaniamentem głośnych okrzyków przyjaciół Maxa i Vincenta. Mimowolnie uśmiechnęłam się do niego. Po raz pierwszy od paru miesięcy się ogolił- pozwolisz?- podał mi swoje ramię na co przewróciłam oczami i objęłam jego ramię, kierując się wraz z innymi do wyjścia.

Była północ, a ja już robiłam się śpiąca, Tessa szalała tańcząc na brzegu bez butów a Max patrzył na nią z uwielbieniem i nagrywał ją, uwieczniając jak bardzo pijana była na swoim własnym weselu. Rodzice Vincenta i Tessy pojechali kilka godzin wcześniej. Najbardziej jednak uchachany był Sean, który tarzał się w piachu jak panierowana ryba, a Conor i Shawn próbowali odpłynąć czyjąś łodzią zacumowaną przy pomoście. Wade patrzył na wszystko popijając drinka, co jakiś czas kręcąc głową z niedowierzaniem.

- Czemu tańcząc ze mną patrzysz na innych facetów- mruknął Vince żartobliwie, szturchając nosem mój policzek, Seth od pół godziny puszczał same wolne kawałki, być może dlatego, że zasnął i nie zmienił playlisty. Przeniosłam swój wzrok na chłopaka, moje serce biło bardzo szybko przez jego bliskość.

- Kto powiedział, że nie mogę?- przysunęłam się jeszcze bliżej do niego, o ile w ogóle było to jeszcze możliwe i ułożyłam głowę na jego piersi. Od dziesięciu minut kiwaliśmy się do jakichś wolnych kawałków- ale z ciebie zazdrośnik- dodałam, przytulając go mocniej. Vince oparł brodę o moją głowę co jakiś czas, gładząc dłońmi moje odkryte plecy.

- Też mam dla ciebie pierścionek- powiedział, wyciągając z kieszeni spodni od garnituru lizak smoczek zapakowany w foliową paczuszkę- spojrzałam na niego wybuchając śmiechem.

- Idealny- odparłam wyciągając dłoń by mógł założyć cudaczny lizak na moim palcu jak pierścionek, kiedy to zrobił pokazałam mu rękę z lizakiem na palcu, na co Vince uśmiechnął się do mnie rozbrajająco- nie musiałeś- zażartowałam ponownie się do niego przytulając.

- Kiedyś będzie prawdziwy- powiedział mrugając do mnie.

- Człowieku mam osiemnaście lat- przypomniałam mu, nie mogąc przestać się uśmiechać.

- Czyli będziesz musiała nosić ten do tego czasu- powiedział, składając pocałunek na moim nosie.

- Będziesz musiał kupować mi takie codziennie- odpowiedziałam.

- Tak, na każdy palec będziesz miała inny- mruknął wywołując tym u mnie śmiech- kocham ten dźwięk- dodał całując mnie w głowę.

- A ja kocham ciebie- powiedziałam, zadzierając głowę by na niego spojrzeć- i to, że umiesz gotować- dodałam śmiejąc się na myśl o tym jak ostatnio przypaliłam parówki w piekarniku.

- Ja też cię kocham- powiedział- ty za to zdecydowanie nie powinnaś tego robić- dodał.

Czułam się przepełniona szczęściem. Miałam obok siebie ludzi, których kochałam całym sercem, którzy będą ze mną bez względu na wszystko. I wiem, że jeśli znowu pojawi się moment, w którym upadnę, oni pomogą mi wstać i ruszyć dalej. Wiedziałam, że takie momenty nadejdą, nadal musiałam brać leki i chodzić na kontrole. Tym razem jednak czułam się szczęśliwa będąc tym kim jestem. Dzięki Vince' owi nie myślałam tylko o tym jak bardzo go kocham. Od paru tygodni mieszkałam u niego. Razem z Tylerem. Nawet teraz bacznie wszystko obserwował, siedząc niedaleko, bacznie obserwując ruchy Vincenta. Spojrzałam na brata, który szedł właśnie brzegiem na bosaka niosąc na baranach Tess. Shawn i Conor zasnęli na piasku, a Wade i Sean siedzieli przy stoliku zawzięcie o czymś dyskutując. Teraz naprawdę czułam, że oddycham, że żyję

**kochani, to już ostatni rozdział, mam nadzieję, że zakończenie Was nie zawiodło, dziękuję za Waszą aktywność, która naprawdę motywowała do dalszego pisania, trzymajcie się ❤❤**

One broken soulWhere stories live. Discover now