25

8.1K 280 8
                                    

Pov Nicole

Kiedy obudziłam się za drugim razem, miałam pod głową coś miękkiego. Było mi wygodnie i ciepło. Max i Tess siedzieli na leżance, a koce były złożone w stertę. Kiedy dziewczyna mojego brata zauważyła, że się obudziłam uśmiechnęła się do mnie, wstając z miejsca by do mnie podejść. Sama podniosłam się do siadu, o mały włos nie zwalając z łóżka Vince'a, który okazał się być moją wygodną poduszką.

- Jak się czujesz?- spytała obejmując dłońmi moje policzki dokładnie lustrując moją twarz, a Vince w tym czasie chciał zejść z mojego łóżka, ale go powstrzymałam, chwytając za jego dłoń, dając mu tym samym sygnał by nigdzie nie odchodził- Nikki nigdy więcej tego nie rób- powiedziała łamiącym się głosem- tak się baliśmy- dodała, tuląc mnie do siebie, ja jedyne co mogłam zrobić to odwzajemnić uścisk równie mocno.

Zaraz za Tessą z drugiej strony podszedł do mnie Max. Oczy miał zmęczone, a jego twarz wyrażała wyraźny smutek. Kiedy Tess puściła mnie, dając możliwość Maxowi by do mnie podszedł. Przysiadł na krawędzi łóżka, biorąc moją dłoń i posyłając niewyraźny uśmiech. Przytuliłam jego dłoń do swojego policzka, patrząc na niego przepraszająco. Wiedziałam, że bardzo zraniłam go tym, co chciałam zrobić. Ale w tamtej chwili nie widziałam żadnych innych możliwości. Miałam dosyć. Wiedziałam doskonale, czemu to zrobiłam, jestem pewna, że każdy kto chorował na depresję również to wie. Nie chciałam się łudzić, że kiedyś coś może się poprawić, bo jak dotąd na wszystkim się zawodziłam. Co przysparzało mi jeszcze więcej cierpienia.

- Przepraszam- powiedziałam, kierowałam te słowa do całej trójki, bo to właśnie im jako jedynym zależy na kimś takim jak ja, nie wiem dlaczego, ale widząc jak bardzo się cieszą, że po prostu jestem, sprawia że czuję się komuś potrzebna- nie chciałam was zranić- dodałam po chwili, nadal mając przy policzku ciepłą dłoń mojego brata, który mocno trzymał moją dłoń. Nigdy nie lubiłam poważnych rozmów. A z pewnością ta, jest jedną z tych najtrudniejszych, które przyszło mi prowadzić. Spojrzeć w twarz bliskim po tym jak chwilę temu chciałam popełnić samobójstwo. Ale... jednocześnie widząc, że jednak nie jestem tak bezużyteczna, że jednak mam dla kogo żyć, jest w pewnym sensie budująca. I dzięki temu mam wrażenie, że mogę z tego wyjść, przestaję myśleć, że żałuję, że mi się nie udało. Kiedy na nich patrzę, cieszę się z tego, bo naprawdę ich kocham. Widząc ich radość zaczynam zastanawiać się, czy byłabym w stanie wrócić do życia sprzed depresji?

- Nie rób tego nigdy więcej Nikki, proszę- odezwał się mój brat, odgarniając mi włosy za ucho, patrząc na mnie załzawionymi oczami. Widząc go w takim stanie, czułam że sama za chwilę zacznę płakać. Pokiwałam jedynie głową, powtarzając kolejny raz słowo *przepraszam*.

Następnego dnia dostałam wypis ze szpitala. Kiedy wyszłam uświadomiłam sobie jak bardzo nienawidzę szpitali, szczególnie po tym co się wydarzyło tego dnia, co o sobie usłyszałam. Zmieniło to też moje podejście do dorosłych. Zwłaszcza, że jedna z młodych pielęgniarek, która przymilała się do mnie podczas obecności mojego brata Tess i Vincenta, była zupełnie inna, gdy byłyśmy same. Nie wspominałam o tym. Nie było to nic, czym powinnam ich martwić. Niedługo potem musiałam złożyć zeznania. Próby samobójcze nie są czymś na co biurokracja przymykała oko, więc musiałam złożyć zeznania w sprawie targnięcia się na swoje życie, co dla mnie było tak sensowne, jak mycie zębów przed śniadaniem. Sprawa jest zrozumiała, kiedy dochodziłoby nękanie, hejt, ale samo wracanie do całego wydarzenia jeszcze raz... Tłumaczenie co wzięłam, ile wzięłam, dlaczego, o której godzinie, po co dokładnie, co chciałam zrobić. Znudzony głos policjanta, który mnie przysłuchiwał zdecydowanie pogarszał całą sytuacje. Tak jak jego niezobowiązujące komentarze typu *Pomyślałaś o swoich rodzicach?Może warto było o nich pomyśleć? Może warto czasem myśleć też o innych?*. Doskonale o tym wiem. Tak jak każdy. Każdy chociaż w najmniejszym stopniu jest egoistą, bo to naturalne. Prawdą jest to, że kiedy brałam kolejne tabletki i przecinałam sobie nadgarstki nie myślałam o moim kochającym bracie, o Tess, która prawdopodobnie mnie znajdzie i bardzo ją tym zranię, ani o Vincencie. W tamtej chwili myślałam jedynie o tym, jak bardzo bolało mnie to, że żyję, to jak bardzo mnie boli to życie, kiedy nie byłam w stanie na siebie spojrzeć, zaakceptować siebie jako człowieka, który ma takie same prawa jak inni. Kiedy wychodząc z domu miałam ochotę stać się niewidzialna, bo bałam się kiedy ludzie na mnie patrzyli. Zrozumienie tego przez osobę zdrową jest trudne, bo różnice jakie dzielą ją od osoby chorej są zbyt duże i zbyt nielogiczne by je zrozumieć. Nikt kto nie przeszedł tego samego nie zrozumie tego w pełni, niezależnie od tego jak bardzo by się starał.

Jedną z rzeczy, których potrzebowałam najbardziej to zrozumieć jak bardzo nie chcę ranić ludzi, na których mi zależy. A to z kolei skutkowało tym, że początkowo MUSIAŁAM żyć. Wtedy czułam, że robię to dla nich. Że żyję tylko i wyłącznie dlatego, że oni tego chcą.

Od mojego wyjścia ze szpitala minął miesiąc. Tyle też minęło odkąd się przeprowadziliśmy do sąsiedniego miasta. Za wiele się nie różniło. Było to niewielkie miasteczko w Stanach, do najbliższego sklepu było dziesięć minut samochodem. Ale nie przeszkadzało mi to. Właśnie to było najlepsze, było niewielu ludzi, okolica była spokojna. Mieszkaliśmy w niewielkim drewnianym domu, z piętrem i małym ogródkiem. Vince w dalszym ciągu przesiadywał u nas, mimo że miał własne mieszkanie parę minut dalej. Tyler był zachwycony, bo miał mnóstwo miejsca do biegania.

Tessa i Max byli zdecydowanie bardziej troskliwi w stosunku do mnie, o ile w ogóle to możliwe. Bardzo mnie pilnowali, nie mogłam zamykać drzwi łazienki na klucz i co jakiś czas pytali czy wszystko w porządku, ale wiedziałam, że to moja wina i nie mogę ich za to winić. Zaczęłam mieć apetyt, początkowo jadłam obsesyjnie licząc kalorie, ale przestałam, widząc szczęście w oczach mojego brata, kiedy jem.

- Nicole- odezwał się Vince, kiedy huśtałam się na prowizorycznej huśtawce z opony, on w tym czasie bawił się z Tylerem, siedząc na trawie.

- Tak?- spojrzałam na niego. Nie do końca wiedziałam co się dzieje między nami. Nie przeszkadzało mi to. Miałam go dla siebie, nie było żadnej Drew, po prostu był przy mnie. Więc nie miałam nawet ochoty bardziej tego roztrząsać, może z obawy przed tym, że mnie zostawi, czego bym nie potrafiła znieść.

Przestałam na chwilę się huśtać by poprawić włosy i założyć je za uszy, zapominając przy tym, że wczoraj Tessa na moją prośbę obcięła mi je nieco powyżej ramion. Było mi wygodniej. I końcówki były tak fajne w dotyku, że miałam ochotę je miziać non stop, co z pewnością musiało wyglądać dziwnie. Ale cóż, pierwszym krokiem do wyzdrowienia z tego gówna jest to by zacząć mieć w dupie co myślą sobie inni. Czasami nie jest tak łatwo, a poczucie żalu przez to że nie udało mi się ze sobą skończyć czasami wracało, bo nie jest łatwo od tak o tym zapomnieć , szczególnie w chwilach, kiedy te same uczucia powracają. I czujesz chęć powrotu do żyletek, powrotu do bólu za każde niepowodzenie.

Spojrzałam na Vince'a, przez chwilę patrzył na trawę i trzymał w dłoni zabawkę Tylera, który swoją drogą też czekał, aż znowu zacznie się z nim bawić. Po chwili spojrzał mi w oczy, a ja miałam wrażenie, że moje serce na moment zamarło. 

**mam nadzieję, że się spodoba, jutro będzie następny ❤❤**

One broken soulWhere stories live. Discover now